Do zdarzenia doszło w niedzielę około godziny 12 w mieście Georgetown w środkowym Teksasie. Jednosilnikowa maszyna rozbiła się o dach dwupiętrowego domu. Według wstępnych ustaleń Federalnej Administracji Lotnictwa samolot kierował się na pobliskie lotnisko, gdzie miał wylądować. Samolot uderzył w dom. "Właśnie skończyliśmy śniadanie" Jak przekazała miejscowa straż pożarna, na pokładzie w chwili wypadku znajdowały się trzy osoby. Wszystkie, po uderzeniu, były w stanie same opuścić pokład. Służby ratownicze przetransportowały je do szpitala, gdzie nie stwierdzono poważniejszych obrażeń. W akcji ratunkowej udział brali także okoliczni mieszkańcy. Ruszyli z pomocą jeszcze przed przybyciem służb ratunkowych. "Wszyscy właśnie skończyliśmy śniadanie i pobiegliśmy boso przez ulicę" - relacjonował wydarzenie Dylan King. "Byli (załoga - red.) w naprawdę dobrym stanie, biorąc pod uwagę to, co się stało. Jednocześnie byli przerażeni, nie wiedzieli, co się dzieje" - dodał. Samolot uderzył w dom. "To istny cud" W rozmowie z lokalną stacją telewizyjną KVUE, Monica Steanson mówiła, że na pokładzie maszyny obecna była jej 30-letnia córka i dwójka jej przyjaciół - 25-letni pilot i jego żona. - To istny cud. Słowa nie mogą tego opisać. Po prostu dziękuję Bogu, że ona (córka - red.) tu jest i że wszystko jest w porządku - stwierdziła. Według relacji kobiety, córka przyznała, że samolot rozbił się na skutek awarii silnika. *** Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!