Informuje o tym we wtorek londyńska gazeta "Evening Standard" na swoich internetowych stronach. "(Jako firma) przekonaliśmy się, że etyka pracy imigrantów jest bardzo wysoka, a w niektórych wypadkach przewyższa nawet tę, która cechuje pracowników miejscowych" - ocenia Sainsbury's w pisemnym oświadczeniu, przedstawionym komisji gospodarczej Izby Lordów badającej wpływ migracji zarobkowej z nowych krajów UE na brytyjską gospodarkę. Powodem wysokiej etyki pracy imigrantów jest - według oświadczenia - fakt, że imigranci mają silną motywację: chcą nauczyć się angielskiego, wesprzeć materialnie rodziny w krajach pochodzenia, akumulować kapitał. Z tego powodu są skłonni do dodatkowego wysiłku, nie narzekają na obciążenie pracą ani na warunki zatrudnienia. Niektórzy pracują w dwóch miejscach, by odłożyć ile się da z myślą o realizacji życiowych planów. Wielu jednak jest zbyt wysoko wykwalifikowanych w stosunku do prac, jakie wykonują. Wśród problemów Sainsbury's wskazuje na barierę językową i kulturową, sugerując, że imigranci potrzebują praktycznych wskazówek, jak sobie radzić w życiu w W.Brytanii. Sainsbury's przyznaje, że w ostatnich dwóch latach, po otwarciu rynku pracy dla pracowników z nowych krajów UE, wzrósł odsetek imigrantów wśród jego personelu liczącego 150 tys. pracowników, ale firma nie przedstawiła dokładnych danych. Przyznała, że zatrudnienie imigrantów skłoniło Sainsbury's do zmiany niektórych praktyk, np. do opracowania takiej siatki dyżurów dla polskich kierowców, by mogli regularnie odwiedzać rodziny w Polsce. W magazynach i sklepach umieszczono wielojęzyczne napisy. Komisja Izby Lordów bada m.in., czy imigranci z nowych krajów UE nie wypierają miejscowej siły roboczej z rynku pracy i czy nie są źródłem oddolnej presji na płace. Z ostatnio opublikowanych danych wynika, że 54 proc. miejsc pracy powstałych w brytyjskiej gospodarce w latach 1997-2006 obsadzili obcokrajowcy.