Osoby, które były w tym kraju w chwili ogłoszenia w poniedziałek informacji o śmierci Kim Dzong Ila, twierdzą, że choć niektóre nagrania rozpaczających Koreańczyków były wyreżyserowane, można też mówić o spontanicznych wybuchach żalu - relacjonuje we wtorek agencja. "To tak jakby zmarł twój ojciec. Zalewali się łzami" - powiedział Kim Dong Su z Korei Południowej, który pracuje w fabryce naczyń kuchennych w Korei Północnej. "Dzisiaj też jest pełno łez. Nie mogą znaleźć słów" - dodał po przekroczeniu granicy z Koreą Południową. Na lotnisku w Pekinie obywatele Korei Północnej oraz obcokrajowcy opowiadali o narodzie pogrążonym w żałobie po śmierci 69-letniego "drogiego przywódcy". Anonimowy Chińczyk był na wsi oddalonej o ok. 100 km od Phenianu, gdy w poniedziałek w południe z głośników wezwano mieszkańców do wysłuchania specjalnego komunikatu. "W każdej wsi są takie głośniki. Wszyscy grzecznie zebrali się wokół nich - powiedział mężczyzna. - Potem zaczęli bardzo głośno płakać". Chiński student, który przybył z Phenianu także twierdzi, że był świadkiem scen, przypominających te, które transmitowała państwowa telewizja. "Widać było, że to były prawdziwe łzy" - powiedział Wang Hojan, który studiuje na uniwersytecie im. Kim Ir Sena. "Ludzie naprawdę czuli szacunek do Kim Dzong Ila i wstawali, gdy bili mu brawo" - powiedział. Barnaby Jones z brytyjskiej ambasady w Phenianie powiedział podczas telekonferencji, że sytuacja w stolicy Korei Północnej jest spokojna, a atmosfera ponura. "W większości miejsc nie widać tłumów, ale duże grupy ludzi" - relacjonował. O śmierci 69-letniego dyktatora poinformowały w poniedziałek oficjalne media. Zmarł w sobotę, 17 grudnia, w rezultacie rozległego zawału serca w czasie podróży pociągiem po kraju. Żałoba narodowa potrwa w Korei Północnej do 29 grudnia. Dzień wcześniej odbędzie się pogrzeb Kim Dzong Ila.