Radykałowie z Czerwonego Meczetu wybierają śmierć
Radykałowie, od trzech dni zajmujący Czerwony Meczet w Islamabadzie wolą zginąć niż poddać się oblegającym świątynię pakistańskim siłom bezpieczeństwa wynika z wywiadu udzielonego prywatnej telewizji Abdul Rashid Ghazi wiceszef organizacji Lal Masjid.
- Zdecydowaliśmy się zostać męczennikami i nie poddamy się. Jesteśmy gotowi na ścięcie naszych głów, ale ich nie zegniemy - oświadczył Abdul Rashid Ghazi dla prywatnej telewizji.
Wcześniej radykałowie cofnęli warunki, po spełnieniu których gotowi byli się poddać.
Coraz realniejsza staje się groźba, że przebywający w świątyni ekstremiści użyją kobiet i dzieci jako żywych tarcz, gdy policja podejmie próbę opanowania meczetu siłą. W meczecie pozostało w sumie około 850 osób, w tym 600 kobiet i dziewcząt. W środku ponadto przebywa grupa kilkunastu fundamentalistów uzbrojonych w automaty Kałasznikowa. Według pakistańskiego MSW, może ich być od 50 do 60.
Jak informuje brytyjska sieć BBC News, prezydent Pervez Musharraf nakazał siłom bezpieczeństwa czasowe wstrzymanie wszelkich działań w rejonie meczetu, tak by kobiety i dzieci mogły opuścić świątynny kompleks. Według tego samego źródła radykałowie wyrażali w nocy gotowość poddania się, jednakże pod warunkiem całkowitego wstrzymania ognia przez oblegające meczet siły a także gwarancji, iż nie zostaną aresztowani. Siły bezpieczeństwa miały odrzucić takie warunki.
W ciągu trzech dni w starciach w rejonie meczetu zginęło już co najmniej 16 osób, a ponad 140 zostało rannych.
Radykałowie z Czerwonego Meczetu od dłuższego czasu otwarcie przeciwstawiają się pakistańskim władzom. Jednym z ich głównych żądań jest wprowadzenie w Pakistanie szarijatu, czyli prawa koranicznego.
INTERIA.PL/AFP