Asumpt do takich spekulacji dał artykuł, opublikowany na łamach "Sunday Timesa". Brytyjska gazeta poinformowała, że różne europejskie wydania zabiegają o fotografie, wykonane przez paparazzo z Sardynii Antonio Zappadu, skonfiskowane już na wniosek szefa włoskiego rządu jako naruszające jego prywatność. Wiadomo jednak, że mimo to są one przedmiotem handlu. Według przytaczanych źródeł, wszystkim dziennikom chodzi o to, aby zdjęcia ukazały się tuż przed obradami prezydentów i premierów, bo dzięki temu będą miały "największy oddźwięk". Tymczasem w natychmiastowej reakcji na zapowiedź pojawienia się nowych zdjęć oficjalny komunikat wydała Kancelaria Premiera Włoch. Podkreśliła w nim, że "zagraniczna prasa publikuje kłamstwa i insynuacje" i prowadzi "chorobliwą kampanię" przeciwko Berlusconiemu. Lewicowa "La Repubblica" wydane oświadczenie uznała za dowód, że premier jest "przestraszony" możliwością nowej "kompromitacji" i dlatego dokonał "gwałtownego", "nerwowego" ataku na prasę zagraniczną. "Krótkie spięcie" - tak tę wymianę zdań między Kancelarią Berlusconiego a prasą nazwał dziennik "Corriere della Sera". Sam premier w opublikowanym w poniedziałek wywiadzie dla "Il Giornale", wydawanego przez jego brata, stwierdził: "Pewna część zagranicznej prasy, powiązana z pewną prasą włoską, prowadzi chorobliwą kampanię". "Nie istnieją kłopotliwe fotografie. Powtarzam: nie mam się czego bać" - oświadczył Berlusconi. Wszelkie doniesienia na ten temat nazwał "śmieciami i kalumniami".