Nie słabnie pomoc Polonii dla ofiar wypadku
Nie słabnie pomoc Polonii dla ofiar tragicznego wypadku w Vizille pod Grenoble, w którym tydzień temu 26 polskich pielgrzymów zginęło, a 24 zostało rannych - podaje w niedzielę agencja AFP.
- Jak tylko usłyszałam o tym wypadku, pomyślałam, że ranni będą potrzebować pomocy, bo jak się porozumieją ze służbami ratunkowymi? - mówi Beata Gross. - Pojechałam więc na miejsce i zaproponowałam swoją pomoc. Jestem tu od tej pory i zostanę tak długo, jak będzie trzeba.
Beata, której rodzice byli imigrantami w pierwszym pokoleniu, jest jednym z licznych potomków Polaków w okolicach Grenoble. Imigrowali oni tutaj w latach 50-tych, by pracować w miejscowych kopalniach węgla kamiennego.
Po wypadku wielu członków Polonii zaoferowało lekarzom i prefekturze swą pomoc, m.in. językową.
Przedstawiciele prefektury podkreślają, że pomoc polskich ochotników jest "niezbędna" i bez niej sytuacja by ich przerosła. - Umiemy sobie radzić w sytuacjach kryzysowych, ale w tym przypadku ogromnym problemem jest język. Jak przekazać rodzinom, które nie mówią po angielsku, informacje o stanie zdrowia ich bliskich? - mówi zastępca prefekta Gilles Prieto.
- Mamy listę około dwudziestu ochotników mówiących po polsku, którzy zapewniają komunikację między pacjentami i personelem medycznym - mówi natomiast pracownik szpitala w Grenoble, gdzie w dalszym ciągu przebywa 14 rannych, w tym pięcioro w stanie ciężkim.
Ochotnicy "od tygodnia się zmieniają i mamy już ustalony grafik na następnych piętnaście dni" - dodał.
Przy pomocy tłumaczy opracowano "podstawowy" słowniczek francusko-polski, który rozdano pracownikom szpitala. Zawiera takie słowa jak: "zastrzyk", "lekarstwo" czy "ból" i jest wykorzystywany głównie w nocy, gdy ochotników nie ma.
Ochotnicy pochodzą ze wszystkich warstw społecznych. Są wśród nich urzędnicy, emeryci, ale także bezrobotni i studenci.
- Jestem niewierząca i przyszłam tu nie po to, by pomagać pielgrzymom, tylko po prostu rodakom. Dla nas, Polaków, solidarność nie jest czczym słowem - mówi idealną francuzczyzną Natalia Składanek, która kończy 5-letnie studia na wydziale marketingu w Grenoble.
Jak mówi, jej rola nie ogranicza się do "kupienia biletu autobusowego", "znalezienia planu miasta" czy "pożyczenia papierosa", bo dni w szpitalu często "bardzo się dłużą".
- Gdyby moja matka znalazła się w takiej sytuacji, chciałabym, by pomógł jej ktoś znający jej język - dodaje.
INTERIA.PL/PAP