Muzeum pomaga w odnalezieniu korzeni
Losy ponad 5 mln emigrantów, w tym wielu Polaków z rosyjskiego, pruskiego i austriackiego zaboru, można prześledzić w muzeum, które otwarto w tym miesiącu na terenie byłego miasteczka dla emigrantów Ballinstadt w Hamburgu.
Od połowy XIX wieku do wybuchu I wojny światowej przez port w Hamburgu wyemigrowało do Ameryki uciekając przed politycznymi prześladowaniami i ekonomiczną nędzą ponad pięć milionów osób.
Komputerowe archiwum placówki zawiera dokładne dane, dotyczące nie tylko daty wyjazdu podróżnych z Europy do "ziemi obiecanej", lecz także ich wiek, zawód, wyznanie i miejsce pochodzenia.
- Czasami na znalezienie pasjonujących informacji wystarczy kilka minut, czasami konieczna jest bardziej czasochłonna kwerenda - powiedział jeden z historyków zatrudnionych w muzeum, 32-letni Jorge Birkner. Jeśli chodzi o ilość zachowanych danych o emigrantach, hamburska placówka, opierająca się głównie na listach przewozowych, nie ma sobie równych. W Bremie, drugim ważnym niemieckim ośrodku emigracji za ocean, zachowały się jedynie nieliczne dokumenty.
Poszukiwanie śladów emigrantów to pasjonująca przygoda, przypominająca czasami pracę detektywa - uważa Birkner. Kilka lat temu, podczas studiów w Ameryce, kupił za 15 dolarów na pchlim targu w Filadelfii paszport Alwina Burskiego, Polaka pochodzącego z Prus Zachodnich. Wystawiony w 1923 roku dokument, ważny na Polskę i Amerykę, posiadał wizę amerykańską. Za pomocą komputerowego systemu Birkner odtworzył dzieje zmarłego w 1981 roku Burskiego. Kwerenda wykazała, że mieszkał w Minnesocie u swojego wuja, że ożenił się z Polką Anną, a w 1937 roku odwiedził Niemcy, będąc wtedy już obywatelem amerykańskim.
Zainteresowanie muzeum jest bardzo duże i niełatwo znaleźć miejsce przy znajdujących się do dyspozycji gości komputerach. Niedawno gościliśmy 78-letniego Amerykanina polskiego pochodzenia, właściciela jednego z największych amerykańskich przedsiębiorstw pogrzebowych z Filadelfii, Józefa Wróblewskiego - opowiada Guido Hoffmann z firmy Hamburg Marketing GmbH. Udało mu się odtworzyć historię rodzinną od końca XIX wieku, w tym losy pochodzących z okolic Przemyśla dziadków.
- Obiecał, że w przyszłym roku wróci do Europy, by po raz pierwszy odwiedzić miejsce ich urodzenia - mówi Hoffmann.
Twórcy muzeum, zbudowanego w miejscu, gdzie 100 lat temu znajdowało się miasteczko emigrantów, zadbali o nowoczesny wystrój placówki, by przyciągnąć także młodych widzów.
Przy wejściu do budynku rzuca się w oczy osiem lalek naturalnej wielkości, przedstawiających typy emigrantów.
- Jestem Polakiem, pochodzę z okupowanej przez Rosję "Kongresówki". W 1904 roku, gdy wybuchła wojna Japonii z Rosją, miałem 17 lat i groziło mi pójście na front. Moi rodzice powiedzieli, że powinienem uciekać daleko, najlepiej do Ameryki. Nie zabrałem dużego bagażu, gdyż chciałem sprawiać wrażenie, jakbym tylko wybierał się w krótką podroż do Niemiec - opowiada kukiełka mająca symbolizować typowego emigranta z Polski. Inne przedstawiają m.in. Żydówkę uciekającą przed pogromami w Rosji, niemiecką służącą marzącą o społecznym awansie i dobrobycie w Ameryce i żądnego przygód młodego mężczyznę.
W pierwszej połowie XIX wieku fala emigrantów udających się do Ameryki kierowała się przede wszystkim do Bremy. Dopiero z czasem wzrosło znaczenie Hamburga. Powstała spółka HAPAG, która na przełomie wieków stała się największym towarzystwem żeglugowym, obsługującym trasę Europa-Ameryka. Władze Hamburga nie potrafiły początkowo sobie poradzić z tysiącami przybyszów, koczujących w mieście w oczekiwaniu na miejsce na statku. Kiedy w 1892 roku wybuchła epidemia cholery, zabijając 8 tys. osób, winą za zarazę obarczono przybyszów z Rosji i Polski. Władze zamknęły granicę, a przedsiębiorcy liczący na zyski z emigrantów zaczęli obawiać się o interesy.
W tej sytuacji Albert Ballin, młody dynamiczny hamburski przedsiębiorca i szef HAPAG-u, wpadł na pomysł zbudowania osobnego miasteczka dla imigrantów. Ich liczba sięgała już 75 tys. rocznie, co stanowiło jedną trzecią stałej liczby mieszkańców Hamburga. Na półwyspie Veddel powstało początkowo 15 budynków, ale do wybuchu I wojny światowej ich liczba zwiększyła się już dwukrotnie. Oprócz budynków mieszkalnych powstały synagoga i kościoły - katolicki i ewangelicki. Jednorazowo mogło tutaj mieszkać 5 tys. osób. Przybysze mieli zapewnione wyżywienie oraz opiekę lekarską. Po kilku dniach wyruszali statkiem do Ameryki.
Trwająca około tygodnia podróż nie zawsze kończyła się happy endem. Jak wynika z dokumentów, 22-letnia Maria Zimmermann i 28- letni Leon Feuerstein z Drohiczyna po dotarciu w marcu 1912 roku do Buenos Aires zostali aresztowani i odesłani z powrotem do Hamburga. Okazało się, że podczas podróży mężczyzna usiłował zmusić swoją towarzyszkę do prostytucji. Nie obyło się też bez prób dotarcia do "ziemi obiecanej" na gapę. Władze argentyńskie zatrzymały w 1913 roku 28-letniego Niemca Franza Lohmuellera bez biletu i dokumentów. Koszty podróży powrotnej musiało pokryć towarzystwo żeglugowe HAPAG.
Większość emigrantów docierała jednak do wymarzonej Ameryki. Ich celem było amerykańskie obywatelstwo. Wśród dokumentów znajduje się akt nadania w 1928 roku obywatelstwa USA Władysławowi Olszewskiemu, pochodzącemu z - jak czytamy w dokumencie - "Polski- Rosji".
Od powstania Ballinstadt w 1901 roku do wybuchu pierwszej wojny światowej, która zahamowała falę emigracji, z portu w Hamburgu odpłynęło do Ameryki 1,2 miliona osób, a w latach 20. i 30. - dalsze pół miliona. Po przejęciu władzy przez Adolfa Hitlera w 1933 roku emigracja uległa wstrzymaniu. Miasteczko Ballinstadt przejęła hitlerowska SS, urządzając na tym terenie koszary.
Twórcy ekspozycji podkreślają, że problem migracji nie zniknął i jest dziś równie palący jak 100 lat temu, a miliony ludzi poszukują nadal szczęścia z dala od ojczyzny.
- Obcy są tym bardziej obcy, im są biedniejsi - ta sentencja autorstwa niemieckiego pisarza Hansa Magnusa Enzensbergera żegna osoby wychodzące z muzeum.
INTERIA.PL/PAP