Korea Północna znów pokazuje atomowe pazury
Grozi wojną, bronią atomową, potem znów się uspokaja, chce rozmawiać, po czym przerywa dialog i znowu grozi zniszczeniem połowy świata. Przypomina to trochę zachowanie małego, rozpieszczonego dziecka, które chce zwrócić na siebie czyjąś uwagę. Z tą jednak różnicą, że Korea Północna już dawno przestała uważać tę sytuację za zabawę i nikt nie może przewidzieć, kiedy którąś ze swoich licznych gróźb postanowi zrealizować.
Świat się go boi!
Najczęściej boimy się tego, co nieprzewidywalne. Korea Północna idealnie wpasowuje się w ten schemat. Nieobliczalny przywódca, Kim Dzong Il, mający w posiadaniu niewielkie azjatyckie państwo, nieograniczoną władzę i nikogo na własnym podwórku, kto by mu się oficjalnie sprzeciwił. Tak, w biednym państwie powstał reżim, który z powodzeniem zastrasza nawet takie potęgi gospodarcze i militarne jak Stany Zjednoczone.
Karzeł na szczudłach gra na nosie zachodowi
Korea Północna często zmienia swoją politykę zagraniczną. Nie chce się otworzyć na współpracę, ponieważ prawdopodobnie boi się, że spowoduje to utratę władzy Koreańskiej Partii Pracy i dyktatura Kim Dzong Ila upadnie. Dlatego też, za każdym razem, gdy Korea zrobi krok w przód, szybko wraca na starą i sprawdzoną pozycje. Było tak już nie raz, a ostatnio znów mamy tego przykład. Nie dawno Phenian, w geście dobrej woli, uwolnił dwie amerykańskie dziennikarki oskarżone o nielegalne przekroczenie granicy. Później były pojednawcze gesty w stronę Korei Południowej i częściowe otwarcie granic. I kiedy już wydawało się, że może być tylko lepiej Phenian znów przypomniał, że choć może w regionie jest karłem, to na szczudłach z bomby atomowej może zagrać na nosie nawet największym mocarstwom.
Wczoraj Korea Północna poinformowała, że wzbogacanie uranu, potrzebnego do budowy broni nuklearnej, osiągnęło końcowe stadium a jeżeli członkowie Rady Bezpieczeństwa ONZ zdecydują wzmocnić sankcje, rząd w Phenianie będzie kontynuował zbrojenie kraju. Nie wiadomo jeszcze jak zareaguje na te doniesienia ONZ, ale żadna decyzja nie wydaje się tu odpowiednia. Jeżeli wzmocniono by sankcje, przypuszczalnie Korea znów postraszyłaby świat, wystrzeleniem rakiet krótkiego zasięgu, albo kolejną podziemną kontrolowaną detonacją ładunku nuklearnego. Z kolei, gdy znów Kim otrzyma propozycje okupu za powrót do negocjacji, będzie to dla niego kolejne potwierdzenie, że to on i jego kraj, trzyma w ręku resztę świata.
Czego chce "umiłowany przywódca", Kim?
Trudno jednoznacznie powiedzieć, czego chce od świata, Kim Dzong Il. Gdyby naprawdę chciał wybuchu wojny, to miał już ku temu wiele okazji i jakoś z żadnej jeszcze nie skorzystał. Jak dotąd wszystko kończyło się na groźbach. Korea pokazała, jak jest silna oraz jak może zaszkodzić reszcie świata - a owa "reszta" nie chcąc zbytnio drażnić jej przywódcy zaczynała negocjować. Dotychczas kończyło się to tak, że Korea w zamian za obietnicę wstrzymania prac nad bronią nuklearną, dostawała w zamian od świata pomoc materialną.
W ten sposób w 2007 roku, zatrzymano pracę reaktora w Jongbionie, z którego odzyskane wcześniej paliwo z prętów reaktora plutonowego, wykorzystywano przy budowie ładunków jądrowych. Korea dostała w zamian 50 tyś. ton opału. Trudno lepiej zachęcić reżim do następnych prób wykorzystania bogatego zachodu. Niedługo później, Kim Dzong Il dostał jeszcze 1 mln ton oleju opałowego i jako bonus, wykreślono Koreę Północnej z amerykańskiej listy krajów wspierających terroryzm. Zaś Korea Południowa, obiecała sąsiadowi za rozbrojenie się 27 mld dolarów. Z tej ostatniej propozycji, Kim nie skorzystał, nie mógł bowiem pozbyć się broni atomowej, która w jego rękach jest kurą znoszącą złote jajka.
Co takiego ma Korea Północna?
Można by powiedzieć, że w pewnym stopniu, to jak wygląda dzisiejsza Korea, uwarunkowane jest jej położeniem geograficznym. Położona w północnej części półwyspu koreańskiego, nie posiada na swoim terenie wystarczających złóż surowców naturalnych. Ilość żywności, jaką jest w stanie wyprodukować jest zbyt mała by zaspokoić własne potrzeby. Fakt ten powoduje, że Korea Północna zmuszona jest importować prawie wszystko. Głównymi dostawcami potrzebnych produktów są Chiny i Stany Zjednoczone. Pierwsze robią to, ponieważ obecny podział półwyspu i sytuacja polityczna Korei jest dla nich korzystna, a drugie pomagają w zamian za obietnice zaprzestania budowy broni nuklearnej.
Według skąpych danych, jakie wypływają z Phenianu, Korea tonie w długach i z roku na rok spada jej PKB. Nie przeszkadza to jednak w utrzymywaniu ponad milionowej armii i drogich prac nad stworzeniem broni atomowej. Kraj obowiązują też liczne sankcje gospodarcze, obejmujące również zakaz importowania broni, technologii wojskowych oraz dóbr luksusowych.
To my tworzymy dyktatury
Jak to się dzieje, że 24 milionowe państwo jest w stanie zastraszyć cały świat i nikt nie jest w stanie skutecznie i trwale go powstrzymać? Odpowiedź nie jest ani łatwa, ani przyjemna. Wydawać by się mogło, że Korea Północna w rzeczywistości nie może aż tyle, ile się wydaje. Być może ma broń atomową, ale póki co nie ma rakiet dalekiego zasięgu, którymi mogłaby bezpośrednio zagrozić np. Stanom Zjednoczonym. Jedynymi państwami, które mogłaby zaatakować jest Korea Południowa oraz Japonia, ale nawet bez wsparcia USA, obydwa kraje wyszłyby zapewne zwycięsko z takiego konfliktu .
Nikt jednak nie chce naruszać ładu międzynarodowego jakąkolwiek próbą zmiany władz w Phenianie. Możliwe, zatem, że taka mała dyktatura, która realnie niewiele może bez pomocy innych, nie jest wcale taka zła i prócz funkcji straszaka dla tych, którzy chcieliby posiądź broń atomową, ma też inne dobre strony, o których głośno się nie mówi.
Bartek Zdunek
Przeczytaj także
INTERIA.PL/PAP