Kierowca zaufał GPS-owi zamiast pilotce
- Kierowca na trasie całego przejazdu miał przy sobie GPS i to urządzenie wspierało go na całej trasie - zeznała ranna pilotka pielgrzymki. Taką informację podał portal tvn24.pl.
- Kierowca uparcie chciał wierzyć temu, co wskazuje to urządzenie - mówi cytowana przez portal Agata Mueck z Orlando Travel, która rozmawiała z ranną pilotką w szpitalu.
Firma przewozowa zapewniła natomiast, że obydwaj kierowcy, którzy na zmianę prowadzili autokar wiozący pielgrzymów do sanktuariów maryjnych w Europie, mieli prawo jazdy kategorii D, uprawniające do prowadzenia pojazdów w każdych warunkach, w tym ekstremalnych.
Mec. Krzysztof Łopatowski, pełnomocnik firmy przewozowej Roberta Cabana, do której należał autokar potwierdził, że w chwili wypadku autokar prowadził młodszy z kierowców, 22-latek. Zapewnił jednak, że mimo młodego wieku miał on doświadczenie w jeździe po górach, bo m.in. jeździł już wcześniej po Alpach. Kurs prawa jazdy ukończył "wyróżniająco", a instruktorzy uczący go techniki prowadzenia pojazdu chwalili jego umiejętności. - Prawo jazdy tej kategorii miał od ośmiu miesięcy i robił je na modelu autokaru o podobnym wyposażeniu, jak ten, który prowadził podczas pielgrzymki - zaznaczył mecenas. Kierowca ten zginął na miejscu.
Według Roberta Cabana 22-letni kierowca był bardzo spokojnym i wyważonym człowiekiem. - Potrafił obsługiwać wszystkie systemy w autokarze. Pracował u mnie od listopada 2006 r. widziałem co potrafi, bo jeździł ze mną na trasach. Mimo 22 lat prowadził lepiej niż niejeden człowiek, który od 20 lat ma prawo jazdy - powiedział właściciel firmy.
Drugi z kierowców jest w średnim wieku. Ma - jak podkreślił Łopatowski - wieloletnie doświadczenie zawodowe. W wypadku został ranny, przebywa w szpitalu w Grenoble.
Jak wyjaśnił Łopatowski, w firmach przewozowych powszechnie stosowaną praktyką jest to, że w trasę jedzie dwóch kierowców - jeden starszy i bardziej doświadczony oraz drugi, który ma mniejsze doświadczenie i pod okiem starszego kolegi nabiera praktyki zawodowej.
- Pan Robert Caban postąpił tu zgodnie z zasadami sztuki - wysłał w trasę dwóch kierowców z uprawnieniami. Ale nie miał wpływu na to, który, w jakim momencie i na jakiej drodze poprowadzi pojazd - wyjaśnił.
Pełnomocnik zaznaczył, że autokar, który się rozbił, spełniał wszystkie techniczne kryteria, które powinien spełniać tego rodzaju pojazd. Tuż przed wyjazdem wymieniono w nim przednie opony.
Jak poinformował Łopatowski autokar, siedmioletnia scania, trzy tygodnie przed wyjazdem pielgrzymów przeszedł badania techniczne w Niemczech, które potwierdzały, że autobus był w pełni sprawny. Dodał, że pojazd był wyposażony we wszystkie wymagane w trudnych warunkach systemy wspomagające, w tym m.in. tzw. zwalniacze i hamulec hydrokinetyczny.
Autokar był leasingowany przez BRE Leasing, co - jak podkreślił Łopatowski - pozwala jednoznacznie stwierdzić, że autobus musiał być w stanie technicznym bardzo dobrym, wręcz idealnym, bo tego wymaga leasingodawca.
INTERIA.PL/PAP