Ani jednej chmury w zasięgu wzroku, jasnoniebieskie niebo i słońce ogrzewające powietrze do około 35 stopni Celsjusza. Na dodatek wilgotność powietrza wynosi około 80 procent. Liczne samochody przeciskają się przez wąskie uliczki dzielnicy Al-Sadd w Dosze, stolicy Kataru. Jest duszno, klimatyzatory w samochodach i budynkach pracują pełną parą. Niektórzy robotnicy, którzy pracują właśnie na skrzyżowaniu dróg, naciągnęli chusty na głowy i twarze, aby ochronić się przed słońcem. Inni siedzą w cieniu i robią sobie krótką przerwę, by się napić. Przed inauguracją mistrzostw świata w Katarze 20 listopada Doha wciąż przypomina ogromny plac budowy. W stolicy pustynnego państwa asfaltowane są drogi, trwają prace przy budynkach, układane są chodniki. Czasu jest mało, prace budowlane muszą dobiec końca, bo do przyjazdu pierwszych drużyn piłkarskich, oficjeli i kibiców do tego niewielkiego kraju nad Zatoką Perską pozostało już tylko kilka dni. Od czasu, gdy FIFA przyznała Katarowi organizację Mistrzostw Świata, minęło już 12 lat. Była to chyba najbardziej dyskutowana decyzja w historii światowego związku piłki nożnej. - Wybór prawdopodobnie zdeterminowany korupcją i nielegalnymi intrygami, który wywołał całą falę krytyki, a mimo to niewiele zmienił w tym kraju - mówi Wenzel Michalski z Human Rights Watch (HRW). Czytaj więcej o mundialu w Katarze w serwisie Interia Sport! - Obecna sytuacja praw człowieka w Katarze jest zła - relacjonuje Michalski w wywiadzie dla DW i wymienia nadużycia. - Osoby LGBTQ nie mają żadnych praw i są prześladowane. Są bite, torturowane i więzione, wolność mediów jest ograniczona, nie ma rządów prawa, demonstracje i związki zawodowe są w Katarze zabronione. Ponadto kobiety mają ograniczone prawa i nie są pełnoprawnymi obywatelkami. I to pomimo tego, że niedawno oficjalnie zniesiono kuratelę mężczyzn nad kobietami. Jednak zdaniem Michalskiego stało się to tylko na papierze, w rzeczywistości jest inaczej. Pustynne państwo od dłuższego czasu stara się przedstawić światu liberalny wizerunek kraju. Kibice LGBTQ są również mile widziani - zapewniają oficjalnie władze. Minister spraw zagranicznych Mohammed bin Abdulrahman Al Thani określił na łamach "Frankfurter Allgemeine Zeitung" krytykę Kataru, zwłaszcza ze strony Europy, jako "bardzo arogancką i bardzo rasistowską" i odniósł się do reform w jego kraju, które będą kontynuowane po mundialu. Jednak od czasu gafy Khalida Salmana jest to mocno wątpliwe. Oficjalny ambasador mundialu bez ogródek przyznał w filmie dokumentalnym telewizji ZDF "Sprawa poufna Katar", że bycie gejem jest w jego oczach "haram", czyli zakazane, a nawet że jest to "szkoda duchowa". Bidali: Każda śmierć to o jedną za dużo W ostatnich latach wyraźnie krytykowana jest również sytuacja migrantów pracujących w Katarze. Liczni przedstawiciele mediów i organizacji pozarządowych podróżowali po kraju, dokumentując niekiedy dramatyczne warunki życia i pracy na budowach i w miejscach zamieszkania. - Widziałem miejsca, w których w jednym małym pomieszczeniu musiało mieszkać razem nawet 12 osób. To były nędzne warunki życia - wspomina Malcolm Bidali w rozmowie z DW. 29-latek był zatrudniony w firmie ochroniarskiej w Dosze i pilnował jednego z placów budowy metra, które będzie transportować kibiców Mistrzostw Świata na stadiony. Oprócz nieznośnych warunków życia dodać trzeba fakt, że w ostatnich latach tysiące pracujących tu migrantów straciło życie. Liczby wahają się zdaniem przewodniczącego FIFA Gianni Infantino od trzech tysięcy do nawet 15 tysięcy osób, jak podaje Amnesty International, które zginęły od 2010 roku w związku z pracami budowlanymi przy mundialu. - Wiemy, że wielu zmarłych było w wieku od 18 do 40 lat, a więc byli to młodzi, zdrowi ludzie. Akt zgonu mówił wtedy prawie zawsze o śmierci naturalnej - wyjaśnia Bidali, który na blogu relacjonuje nadużycia w Katarze. - Ale bez względu na to, jak wysokie są liczby, każda śmierć to o jedną za dużo - mówi. Pandey: To zdecydowanie za mało! Przez długi czas krytyka Kataru i przyznania temu krajowi Mistrzostw Świata była ignorowana przez FIFA, a także katarski rząd, a reformy były blokowane lub tylko powoli inicjowane. W międzyczasie jednak nastąpiły zmiany w pustynnym państwie. - Na papierze wiele się zmieniło - podkreśla Michalski. - System kafala, czyli całkowita zależność pracownika od pracodawcy, został oficjalnie zniesiony. Jednak części tego systemu nadal istnieją w praktyce. Realizacja reform pozostawia wiele do życzenia. Zbyt mało i za późno się stało. Dla Bindy Pandey, przedstawicielki Konfederacji Związków Zawodowych Nepalu przy Międzynarodowej Organizacji Pracy w Nepalu (ILO), reformy są również widoczne, ale wciąż niewystarczające. - Część dużych firm i tych należących do rządu stosuje się do nowych przepisów prawa pracy. Ale małe i średnie przedsiębiorstwa nie - uważa Pandey. - Wynagrodzenia są teraz wypłacane na konto bankowe, a Katar szkoli coraz więcej inspektorów pracy. Ale jak podkreśla w rozmowie z DW Binda Pandey: to wciąż za mało. Jest ona odpowiedzialna za 500 tysięcy osób, które przybyły do Kataru z Nepalu jako gastarbeiterzy. Reformy ze względu na wizerunek Katar chciał wykorzystać mundial do podniesienia swojej rangi na świecie, ale przede wszystkim do poprawy własnego wizerunku. Ale emirat najwyraźniej nie spodziewał się zmasowanej krytyki w ostatnich latach z powodu tego, że reformy były wprowadzane późno lub zbyt wolno. - Ogromna presja ze strony mediów, międzynarodowego społeczeństwa obywatelskiego i grup broniących praw człowieka spowodowała, że związana z tym krytyka może być szkodliwa dla reputacji - mówi Michalski. - Dlatego reformy były forsowane ze względów PR-owych. Nie ma żadnych oznak woli wprowadzenia prawdziwych zmian, nawet tak krótko przed mistrzostwami świata. Co więc pozostanie, gdy 18 grudnia zabrzmi końcowy gwizdek? Czy przyznanie Katarowi mundialu okaże się pomocne dla mieszkańców tego kraju czy nie? Dla Bindy Pandey z Nepalu dyskusje o mistrzostwach świata doprowadziły przynajmniej do zwrócenia na te problemy większej uwagi. Nie tylko w Katarze, ale także w jej własnym kraju, gdzie tysiące ludzi nadal emigrują do emiratu, aby zarobić pieniądze dla swoich rodzin. - Z powodu dyskusji i zmian, których domagała się ILO i inne organizacje, obecnie mówimy również w Nepalu o problemach pracowników migrujących - mówi Pandey i wyjaśnia: - Utworzono fundusz pomocowy, aby zapewnić pracownikom wsparcie finansowe. Możemy pomóc niektórym rodzinom na przykład w nauce szkolnej. Albo jeśli pracownicy są źle opłacani, podczas gdy pracują za granicą, możemy to zrekompensować dzięki funduszowi. Mamy teraz bezpośrednie kontakty i prawników prawa pracy w Nepalu dla pracowników, którzy wyemigrowali za pracą. Fundusz pomocowy to "chwyt reklamowy" W Katarze nie ma jednak takiego funduszu. Został on odrzucony przez katarskiego ministra pracy. Ali bin Samikh Al Marri nazwał to "chwytem reklamowym" w wywiadzie dla agencji informacyjnej AFP, mówiąc, że nie było żadnych kryteriów utworzenia tego funduszu pomocowego. - Taki fundusz jest minimalnym wymogiem i obowiązkiem pracodawcy, jakim jest rząd Kataru i FIFA, aby wypłacić odszkodowania poszkodowanym pracownikom i ich rodzinom - krytykuje Michalski. Jego zdaniem należy się obawiać, że nie będzie trwałej poprawy. Od skandalicznej decyzji podjętej w 2010 roku o przyznaniu Katarowi organizacji mundialu minęło 12 lat. Jak trwałe będą reformy w Katarze, pokaże dopiero czas. Istnieje jednak niebezpieczeństwo, że po końcowym gwizdku uwaga zmniejszy się, krytyka ustąpi, a presja na kraj zmaleje. - Bez przyznania organizacji mistrzostw świata w Katarze nie zmieniłoby się nic, jednak musimy pozostać krytyczni także po mundialu - uważa Pandey z ILO Nepal. Prawa człowieka są globalne i nie podlegają negocjacjom. Wenzel Michalski ma nadzieję, że mundial w Katarze doprowadzi do trwałych zmian, przynajmniej wśród organizacji. - Mam nadzieję, że taki sposób reprezentowania FIFA, jaki przedstawia Gianni Infantino, wkrótce będzie należał do przeszłości. I że agenda praw człowieka, którą FIFA postawiła sobie w 2019 roku, będzie traktowana poważnie i że przyszłe przyznanie organizacji mundialu będzie powiązane również z realizacją działań na rzecz ochrony środowiska i praw człowieka - podkreśla Michalski. Thomas Klein / Redakcja Deutsche Welle Polska