25-letni Dawid zajął już miejsce. Przygotowuje się psychicznie do 28-godzinnej jazdy. Z Wielkiej Brytanii będzie jechał przez Francję, Belgię, Holandię i Niemcy. Już nie zamierza wracać na Wyspy. Dlaczego? - Wyjechałem do Anglii rok temu, żeby zarobić trochę pieniędzy. Funt jest teraz słaby i nie widzę sensu pracy za granicą - mówi. - Mam już załatwioną pracę w polskiej policji. Nie zarobię więcej niż w Wielkiej Brytanii, ale przecież życie w Polsce jest tańsze - dodaje. Dawid nie jest jedynym Polakie, który postanowił wrócić z emigracji. Polski rząd wierzy, że w przyszłym roku wróci 400 tys. rodaków. Argumentem wydaje się być kryzys ekonomiczny na świecie i słaby funt. W 2004 roku przeciętny polski imigrant mógł wysłać swojej rodzinie 500 funtów miesięcznie. To było około 3,5 tys. złotych. Teraz krewni Polaka pracującego na Wyspach dostaną tysiąc złotych mniej. Poza tym bezrobocie w polskich miastach spadło, a polska gospodarka ma się całkiem dobrze jak na kryzys finansowy. Piotr był w Anglii dostawcą pizzy. - Na Wyspach wszystko jest drogie i ciężko jest dostać dobrą pracę. Zostałem zwolniony i nie mogłem znaleźć nowej, dlatego postanowiłem wrócić do Polski po 4 latach - mówi. Piotr i Dawid wyjechali z Polski z wielką falą emigracji w 2004 roku. Wraz z ponad milionem polskich emigrantów przywieźli na Wyspy chęć do ciężkiej pracy, ambicje i swoje umiejętności. Polska przeżywała wtedy kryzys. Wielu dobrych lekarzy, dentystów oraz innych profesjonalistów kupiło wtedy w tanich liniach lotniczych bilet w jedną stronę. Bilet na samolot, który leciał w stronę lepszego jutra. Wielka Brytania z dnia na dzień stała się szczęśliwą posiadaczką nowych talentów. Bardzo szybko polski hydraulik - uprzejmy, rzetelny i przede wszystkim tani - stał się chwytliwym sloganem, mającym wiele wspólnego z rzeczywistością. Polacy szybko dostali pracę na budowach, w restauracjach, kawiarniach, itp. Ale chociaż zarabiało się "dobre pieniądze", wielu Polaków pracowało poniżej swoich kwalifikacji. Tak było z 27-letnią Joanną, która pracowała jako kelnerka, chociaż w Polsce skończyła studia i uzyskała tytuł magistra inżyniera. Nic dziwnego, że nie może się doczekać powrotu do Polski, gdzie czekają na nią piękne lasy i jeziora - czytamy w "Daily Mail". Na Wyspach zarabiała 1100 funtów miesięcznie. Udało jej się trochę odłożyć. Do powrotu na stałe zmusił ją słaby kurs funta. Ani jej, ani jej mężowi nie spodobało się życie w W. Brytanii. - Niektórzy ludzie są uprzedzeni do Polaków - mówi. Na powrotach ucierpi przemysł gastronomiczny i brytyjskie rolnictwo. Do kraju wracają ci, którzy wyjechali do prac sezonowych. Przez kilka miesięcy zbierali ziemniaki, jabłka, szparagi, kalafiory. Problem będzie miała również branża budowlana. "Polacy są potrzebni do budowania stadionów olimpijskich przed 2012 r." - czytamy w "Daily Mail". Czy obecny - zadowalający - kurs brytyjskiej waluty będzie w stanie powstrzymać falę powrotów? Jeśli nie, to jak poradzi sobie Wielka Brytania z odpływem pracowitych Polaków, którzy - w przeciwieństwie do Brytyjczyków - "żadnej pracy się nie boją"? EKM