zapewnił, że jego partia jest przeciwna wszelkiej przemocy i przypomniał, że w obawie przed prowokacjami odwołała manifestację przed niedawnymi wyborami do władz lokalnych. - Potomkowie systemu sowieckiego, aparatczycy z recyklingu tacy jak myślą, że wygłaszanie własnych opinii to zamach na instytucje. Według nich ludziom nic do państwa, bo ono należy do funkcjonariuszy, czyli do nich. Reszta ma siedzieć cicho - powiedział Orban. Mianem kalumnii określił stawiane przez władze zarzuty, że jego partia związała się z przeciwnikami zjednoczonej Europy, neonazistami i chuliganami. - Prowadzimy politykę, która nie przewiduje wyjścia z ani ataku na kraje sąsiednie, by odzyskać terytoria zamieszkane przez Węgrów -dodał, nawiązując do obszarów odłączonych od Węgier po I wojnie światowej. - Sprawa jest poważna: czy jest u nas wolność zgromadzeń? Jeśli nie możemy wyjść na ulice ze strachu przed incydentami, to znaczy, że manifestacje są zabronione. W demokracji zadaniem sił porządkowych jest oddzielenie agresywnych grup - oświadczył Orban w rozmowie z największą włoską gazetą. Od 17 września trwają na Węgrzech protesty antyrządowe. Tego dnia ujawniono majową wypowiedź premiera Gyurcsanya z zamkniętego zebrania partyjnego, na którym przyznał, że rządzący socjaliści miesiącami okłamywali społeczeństwo w kwestii faktycznego stanu gospodarki i państwa. W starciach w poniedziałek wieczorem i w nocy z poniedziałku na wtorek 128 osób zostało rannych.