Gyurcsany: Mam szerokie poparcie
Premier Węgier Ferenc Gyurcsany wykluczył w wywiadzie dla piątkowego "Le Monde" podanie się do dymisji i oświadczył, że cieszy się dużym poparciem społecznym w swym kraju.
Po opublikowaniu w węgierskich mediach nagrania, w którym Gyurcsany mówił, że rządzący pod jego przewodem socjaliści okłamywali społeczeństwo co do faktycznego stanu gospodarki i państwa, w Budapeszcie wybuchły protesty i zamieszki. Uczestnicy trwających od poniedziałku demonstracji ulicznych domagają się ustąpienia Gyurcsanya.
Premier wyjaśnił w wywiadzie dla francuskiego dziennika, że to, co mówił swoim kolegom partyjnym, miało "poruszyć" ekipę" i nie chodziło o konkretne kłamstwa.
- Ta mowa to dramatyczny monolog z wielką pasją (...) i przesadą - powiedział Gyurcsany i wyjaśnił, że mówiąc o okłamywaniu, mówił o ogólnej postawie, a nie o konkretnych kłamstwach. Wyjaśnił, że ponieważ chodziło mu o poruszenie swojej ekipy, uciekał się do przesady.
- Mam wrażenie, że ludność mnie w większości popiera (...). Dlatego nie podam się do dymisji - zapewnił.
Premier oświadczył, że kryzys nie wpłynie na zmianę programu politycznego. - Przeciwnie. Jestem jeszcze bardziej przekonany, że poprawki w budżecie są nieuniknione - wyjaśnił. Gyurcsany podkreślił, że "reformy są ważne dla Węgier". Dodał, że koniecznie trzeba "zerwać z praktyką, która nakazywała działanie bardziej w interesie partii niż kraju" i że broni swego programu.
Gyurcsany uznał jednak, że jego "ulgi podatkowe nie były dostatecznie przemyślane".
Premier wspomniał też o "niebezpieczeństwie radykalizmu i społecznego populizmu", z jakim borykają się "liczne kraje regionu" i powiedział, że jego celem jest uchronienie przed nim Węgier".
- To moi przeciwnicy mają takie tendencje, centroprawica węgierska, która współpracuje z radykalnymi nacjonalistami - podkreślił Gyurcsany.
Podobnie w wywiadzie dla amerykańskiego dziennika "Washington Post" Gyurcsany oświadczył, że mówiąc o kłamstwach przesadzał. "Washington Post" podkreśla, że podczas wywiadu Gyurcsany nie wyraził wcale żalu, zapewniał, że nie poda się do dymisji i bronił się twierdząc, że jest jednym z rzadkich przykładów polityka, który szczerze mówi o sytuacji ekonomicznej swego kraju.
INTERIA.PL/PAP