Eksplozja w irackim parlamencie
Dwie osoby zginęły, a 15 zostało rannych w czwartek w silnej eksplozji w parlamencie Iraku. Według przedstawicieli irackich służb bezpieczeństwa, był to zamach samobójczy. Zamachowiec miał na sobie pas, wypełniony materiałem wybuchowym.
Według źródeł irackich, ofiary śmiertelne to dwóch deputowanych: sunnita - reprezentant Irackiego Frontu Dialogu Narodowego, oraz szyita. Szef służb prasowych irackiego Zgromadzenia Narodowego Mohammed Abu Bakr powiedział, że również wśród rannych są posłowie.
- Słyszeliśmy głośny wybuch w restauracji. Poszliśmy zobaczyć, co się stało. Widzieliśmy dużo dymu wychodzącego z westybulu, w którym na podłodze w kałużach krwi leżeli ludzie - powiedział jeden z parlamentarzystów.
- Nastąpił spory wybuch, widziałem ogień. Było wielu rannych. W oknach popękały szyby - relacjonował zdarzenie inny świadek.
W momencie eksplozji wielu deputowanych spożywało posiłek w restauracji. Eksplozja prawdopodobnie nastąpiła koło kasy, sąsiadującej z głównym holem gmachu restauracji. Arabska telewizja al-Arabija poinformowała, że "gdyby atak nastąpił w westybulu, doszłoby do katastrofy". Parlament w czwartek prowadził debatę.
Gmach irackiego Zgromadzenia Narodowego mieści się w Zielonej Strefie - silnie ufortyfikowanej części Bagdadu, gdzie sąsiadują z nim siedziby rządu oraz ambasady USA i Wielkiej Brytanii.
Niedawno w Zielonej Strefie amerykańska armia znalazła dwie kamizelki z przymocowanymi do nich ładunkami wybuchowymi. Associated Press podkreśla, że czwartkowy "zuchwały atak bombowy" jest najlepszym dowodem na to, że iraccy rebelianci potrafią przeniknąć nawet do najlepiej strzeżonych miejsc. W podobnym tonie wypowiedziało się kilku irackich deputowanych.
W czwartek rano ochrona parlamentu, najwyraźniej obawiając się zamachu, korzystała z psów, wykrywających materiały wybuchowe, kontrolując wchodzących. Według Associated Press, taki środek ostrożności jest tam stosowany rzadko.
INTERIA.PL/PAP