Czy polon zaszkodził Polce?
Elżbieta Małek - kelnerka, która obsługiwała w barze sushi otrutego w Londynie byłego pułkownika KGB Aleksandra Litwinienkę, jest sanoczanką. Od czasu nagłośnienia całej sprawy żyje w niepewności, bo nie wie, czy jej problemy zdrowotne mają związek z radioaktywnym polonem 210, który był przyczyną śmierci Rosjanina, piszą "Super Nowości".
22-letnia Ela Małek pracuje w Anglii od trzech lat. Zaczynała w Cambridge, ale jej marzeniem zawsze był Londyn. Tutaj znalazła pracę w barze sushi, którego częstym bywalcem był Litwinienko. To właśnie Ela przynosiła mu posiłek tego feralnego dnia, kiedy został otruty. Tuż po zdarzeniu sanoczanka wykluczyła na łamach brytyjskiego "The Sun", że trucizna mogła zostać dosypana do potrawy podczas jej przygotowywania.
Po całym zajściu Polka, podobnie jak pozostały personel baru, została przebadana. Niedługo później poczuła się źle, a na jej ciele pojawiła się wysypka. Dwa tygodnie temu do Londynu pojechali jej rodzice. - Nic nie wiedzieliśmy o sprawie, dopiero na miejscu zobaczyliśmy, że córka ma wysypkę na nogach, rękach i twarzy. Martwimy się o nią, chociaż mamy nadzieję, że wszystko zakończy się dobrze, mówi ojciec Eli, Eugeniusz Małek.
Podczas rozmowy z "Super Nowościami" Ela zapewniała, że wraca do zdrowia.- Czuję się już lepiej, wysypka ustąpiła, ale czekam na wyniki badań, które mają być znane w tym tygodniu, powiedziała. Od wyników tych badań tak naprawdę zależy, czy rodzina Małków będzie mogła spać spokojnie.
Byłego oficera KGB Aleksandra Litwinienkę otruto 1 listopada. Mimo wysiłków lekarzy zmarł po trzech tygodniach w szpitalu. Spekuluje się, że za jego zabójstwem stoi Kreml.
INTERIA.PL/PAP