10 kwietnia 1993 roku Waluś zastrzelił w Johannesburgu Chrisa Haniego, jednego z najważniejszych czarnoskórych polityków w RPA. Polak był jedynie wykonawcą politycznego mordu, którego pomysłodawcami byli biali, południowoafrykańscy politycy, sprzeciwiający się trwającemu od kilku lat demontażu apartheidu i wolnym wyborom, w których po raz pierwszy głosy czarnoskórych (75 proc. ludności) miały się liczyć tak samo, jak białych obywateli. Zabójstwo Haniego, niezwykle popularnego wśród czarnoskórej młodzieży miało wywołać rozruchy i pogromy białych oraz zerwać rozmowy pokojowe między białym rządem prezydenta Frederika de Klerka i przywódcami Afrykańskiego Kongresu Narodowego (ANC) z Nelsonem Mandelą na czele. Sprowokowana przez zamach rasowa wojna miała popchnąć wojsko, policję i służby bezpieczeństwa do opowiedzenia się po stronie białych, co ostatecznie zerwałoby proces demontażu obowiązującego od ćwierć wieku ustroju rasowej segregacji. Derby-Lewis był jednym z przywódców spisku. To on wyznaczył Haniego na cel zamachu i dostarczył broń Walusiowi, polskiemu imigrantowi osiadłemu w RPA na początku lat 80., sympatykowi apartheidu i jego politycznych obrońców. Waluś zabił Haniego, ale jego śmierć nie wywołała wojny domowej, ani nie zerwała południowoafrykańskiego "okrągłego stołu". Spowodowała skutek odwrotny do zamierzonego - służby bezpieczeństwa stanęły po stronie władz, a te pod presją czarnoskórej większości zmuszone zostały do wyznaczenia terminu pierwszych wolnych wyborów na kwiecień 1994 roku, w których oczywistymi faworytami byli ANC i Mandela. W ten sposób zabójcy Haniego przyspieszyli proces likwidacji apartheidu. Główni winowajcy mordu Derby-Lewis i Waluś, uznani za głównych winowajców mordu, zostali skazani na karę śmierci, która została zamieniona na dożywocie, gdy w RPA zniesiono najwyższy wymiar kary. Pod koniec lat 90. Derby-Lewis i Waluś ubiegali się o ułaskawienie przed Komisją Prawdy i Pojednania, powołaną przez rząd Mandeli do rozliczenia politycznych zbrodni z czasów apartheidu. Komisja odmówiła jednak zabójcom Haniego, twierdząc, że nie ujawnili oni przed nią wszystkich szczegółów zbrodni, a przede wszystkim nie okazali skruchy. W zeszłym roku Derby-Lewis został dźgnięty w więzieniu nożem, a udzielający mu pomocy lekarze stwierdzili, że były polityk choruje na raka płuc. Derby-Lewis już wtedy zwrócił się o zwolnienie go z więzienia ze względu na stan zdrowia. W styczniu minister sprawiedliwości i więziennictwa RPA Michael Masutha odrzucił jego prośbę. Prawnicy Derby-Lewisa odwołali się i w zeszłym tygodniu sędzia Sądu Najwyższego Selby Baqwa nakazał uwolnienie śmiertelnie chorego 79-letniego więźnia, żeby mógł umrzeć na wolności. O zwolnienie z więzienia ubiega się także 62-letni dziś Janusz Waluś, ale południowoafrykańskie władze odrzucają wszystkie jego prośby, uznając, że nie okazał skruchy, a złagodzenie jego kary w żaden sposób nie przyczyni się do pojednania narodowego w RPA. W styczniu uwolniły natomiast z więzienia Eugene'a de Kocka, przywódcę południowoafrykańskich "szwadronów śmierci", utworzonych przez biały rząd do zwalczania czarnoskórych dysydentów. W 1996 roku De Kock został skazany na łączną karę 212 lat więzienia. W styczniu został ułaskawiony przez władze, które uznały, że swoją postawą i zeznaniami przed sądem przyczynił się do umocnienia narodowego pojednania i zgody. Wojciech Jagielski