Belgia: Nikt nie chce pracować w Sylwestra
O ile Wigilię większość Belgów spędza w domu przy rodzinnym stole, to w Sylwestra wielu bawi się w barach i restauracjach.
Jedyny problem dla właścicieli to brak personelu chętnego do pracy tego dnia.
Przedstawiciele branży gastronomicznej w Brukseli szacują, że otwartych będzie co najmniej połowa lokali. Tego dnia oferują one specjalne, noworoczne menu, w którym królują szampan i owoce morza. Ceny - już od 30-40 euro od osoby w najmniej wykwintnych miejscach, nie licząc alkoholi.
Sylwester to dla branży gastronomicznej okazja do krociowych zysków, bo rozochoceni zabawą klienci są skłonni mniej liczyć się z cenami niż zazwyczaj, co właściciele lokali skrzętnie wykorzystują.
To bardzo rentowny wieczór - tłumaczy dziennikowi "Le Soir" Yves Roque ze związku brukselskich właścicieli lokali gastronomicznych - Ceny są dość wysokie, a przy stolikach komplet. Jest jeden wielki problem: personel. To powód, dla których wiele restauracji musi pozostać zamkniętych.
Kucharze i kelnerzy widać wolą świętować nadejście Nowego Roku nie w pracy, ale na rozlicznych imprezach w domach prywatnych albo placach dużych miast.
Tradycyjnie największy spektakl "światło i dźwięk", zakończony kilkudziesięciominutowym pokazem sztucznych ogni, odbędzie się na brukselskim rynku, nazywanym przez belgijską prasę "najpiękniejszym placem świata". Wszystkich chętnych dowiezie na miejsce komunikacja miejska - tej nocy wyjątkowo kursująca za darmo.
INTERIA.PL/PAP