Pogoda
Warszawa

Zmień miejscowość

Zlokalizuj mnie

Popularne miejscowości

  • Białystok, Lubelskie
  • Bielsko-Biała, Śląskie
  • Bydgoszcz, Kujawsko-Pomorskie
  • Gdańsk, Pomorskie
  • Gorzów Wlk., Lubuskie
  • Katowice, Śląskie
  • Kielce, Świętokrzyskie
  • Kraków, Małopolskie
  • Lublin, Lubelskie
  • Łódź, Łódzkie
  • Olsztyn, Warmińsko-Mazurskie
  • Opole, Opolskie
  • Poznań, Wielkopolskie
  • Rzeszów, Podkarpackie
  • Szczecin, Zachodnio-Pomorskie
  • Toruń, Kujawsko-Pomorskie
  • Warszawa, Mazowieckie
  • Wrocław, Dolnośląskie
  • Zakopane, Małopolskie
  • Zielona Góra, Lubuskie

Beethovena mógł zabić lekarz

Do śmierci genialnego niemieckiego kompozytowa Ludviga van Beethovena, zmarłego z powodu ołowicy, przyczynił się nieświadomie jego własny lekarz, lecząc go okładami zawierającymi ołów - przypuszcza wiedeński patolog Christian Reiter.

/AFP

Jak podała we wtorek CNN, Reiter doszedł do tych wniosków po żmudnych badaniach próbek włosów Beethovena. Ustalił, że w ostatnich miesiącach życia kompozytora stężenie ołowiu w jego organizmie gwałtownie rosło po wizytach jego lekarza Andreasa Wawrucha. Beethoven odnotował cztery z tych spotkań.

Amerykański naukowiec Bill Wash, który badał kości Beethovena, uznaje hipotezę za wiarygodną, ale podkreśla, że Beethoven już wcześniej był ciężko zatruty ołowiem. Jak bowiem wykazały analizy sprzed kilku lat, stężenie ołowiu w organizmie kompozytora przekraczało stukrotnie dzisiejsze normy.

Dziś specjaliści uznają więc ołowicę za prawdopodobną przyczynę wielu chorób Beethovena, jego dziwnego zachowania, być może głuchoty, a także śmierci w wieku 57 lat. Różnie jednak tłumaczą, skąd się wzięła. Winien mógł być ołów zawarty w naczyniach, albo wodach leczniczych które Beethoven pił, a nawet szkło ołowiowe, używane w jednym z ówczesnych instrumentów - harmonice szklanej.

Ale w 1827 roku doktor Wawruch, nieświadomy prawdziwej przyczyny chorób swojego pacjenta, zastosował kurację, która tylko pogorszyła jego stan i ostatecznie doprowadziła do śmierci - przypuszcza Christian Reiter.

INTERIA.PL/PAP

Zobacz także