200 napadów w 10 lat
Sklepik prowadzony ww wschodnim Londynie przez azjatycką parę był napadany ponad 200 razy w ciągu ostatniej dekady, bandyci terroryzowali właścicieli za pomocą pistoletów, karabinów, noży i gazu - informuje "The Daily Telegraph".
Właściciele sklepu, którzy nie tylko byli napadani, ale też zastraszani czują się zawiedzeni prze z policję. Boją się, że w końcu mogą zginąć.
Materiał z kamery przemysłowej w sklepie Kumara pokazuje ostatni napad: Bandyta grozi Kumarowi pistoletem, łamie mu nos, oślepia gazem, po czym zabiera kasę z lady i jeszcze przed wyjściem każe właścicielowi "siedzieć cicho", jako że jest "azjatą czyli niczym".
Stowarzyszenie właścicieli sklepów twierdzą, że doświadczenia Suresha i Sebah Kumar są typowe dla właścicieli wielu małych sklepów w Anglii. Straty z tytułu napadów szacowane są na 1,5 mld funtów rocznie.
Małe sklepy cierpią najbardziej w branży handlowej z powodów napadów, co najmniej jedna trzecia została obrabowana w przeciągu ostatniego roku - mówi przedstawiciel stowarzyszenia.
We współpracy z policją stowarzyszeni oferuje nagrody za informacje o sprawcach napadów, w szczególności tych, w których śmierć ponieśli sprzedawcy.
W głośniej ostatnio sprawie, londyński sklepikarz został oślepiony za pomocą chili w proszku, po czym zadźgany na śmierć - sprawcy ukradli ze sklepu dwie butelki whisky. Skazano ich potem na odpowiednio dożywocie i 12 lat wiezienia. Niestety w większości przypadków nie udaje się ująć sprawców.
- Mniej więcej połowa przypadków nie jest zgłaszana - mówi brytyjski przedstawiciel opozycji.
- Rząd zdekryminalizował wiele przestępstw, w tym np. kradzieży sklepowych, za które grzywna wynosi tyle co bilet parkingowy, a i tak jej ściągalność jest prawie żadna - dodaje.