Zgrany duet całkowicie zróżnicowany
Mistrzynie świata w wioślarskiej dwójce podwójnej Magdalena Fularczyk i Julia Michalska (obie Tryton Poznań) tworzą w łódce bardzo zgrany duet. Prywatnie są jednak całkowicie od siebie różne. Uważają, że to właśnie może być receptą na ich sukces.
- Magda jest w czasie rywalizacji naszym okiem na świat, a ja jestem osobą, która musi trzymać rytm. W momencie, kiedy się z niego wybiję, ponieważ przy obrocie delikatnie łódka może opaść, może być też fala, to ja muszę być stabilizatorem, do którego ona może wrócić. To jest bardzo ważne - wyjaśniła Michalska.
Jej partnerka nie do końca zgadza się z taką opinią. - Muszę tutaj trochę zaprotestować. To nie jest dokładnie tak, że ja wszystkich naokoło widzę i jeszcze kiwam podczas biegu. Nie ma na to szans. Moje oko na świat, to tylko lekkie zwrócenie głowy w prawo i lewo, zobaczenie gdzie są rywalki, po prostu kontroluję nasze przeciwniczki. Trenera tylko i wyłącznie słyszymy. Wiemy, że jedzie na rowerze brzegiem, on jest z nami, słyszymy go, może nie zawsze wyraźnie, ale go słyszymy - dodała.
Wspomnieniami często wracają do wrześniowych mistrzostw świata na poznańskiej Malcie, gdzie sięgnęły po historyczne, bo pierwsze w historii polskiego kobiecego wioślarstwa, złoto.
- Pamiętamy przede wszystkim publiczność. Widownia była świetna, niesamowita. Nie spodziewałyśmy się takiej liczby kibiców i takiego zainteresowania. Nawet sam trener jak zobaczył fanów na trybunach powiedział: dziewczyny przepłyńcie 1700 m, a ostatnie 300 m was poniesie. I tak też było. Doping nas niósł, nie szło tego po prostu odpuścić i za to im bardzo serdecznie dziękujemy - zaznaczyła Fularczyk.
Michalska przyznała, że podczas rywalizacji nie widzą ludzi na rowerach, którzy brzegiem jadą obok zawodników. - My wiemy o tym, że tam ktoś jest. Trenujemy już tyle lat, startujemy na zawodach międzynarodowych i zdajemy sobie sprawę z tego, że na rowerach jadą obok nas trenerzy, ale w Poznaniu towarzyszył nam prawdziwy peleton. A gdy słyszałam po drugiej stronie brzegu jeszcze kibiców, to miałam ciarki na całym ciele. Wpływałam na ostatnie 300 m i nie czułam zmęczenia, bo wiedziałam i słyszałam, że oni wszyscy tam są - powiedziała.
Na Malcie wszystko zagrało bez zarzutu. - To było niesamowite, że z każdym chwytem Magda wiedziała, gdzie ja jestem. W poprzednich startach było czasami tak, że dopiero po drugim, czy trzecim przeciągnięciu wioseł zgrywałyśmy się, a tu było idealnie. Od razu wszystko wychodziło. Miałam czasami wrażenie jakbym ja była Magdą, a ona mną - wspomniała 24-letnia Michalska.
Mistrzynie świata po sezonie wybrały się na zasłużony urlop. Fularczyk po raz pierwszy od pięciu lat nie pojechała na żagle. - Niestety, nie dałam rady. Było już za zimno. Szkoda, bo bardzo to lubię. Co roku z narzeczonym i przyjaciółmi spędzamy czas na jachcie, pływamy na Mazurach, oddajemy się w pełni przyrodzie. Tym razem się nie udało, dlatego nadrabiałam przede wszystkim zaległości na uczelni i spędzałam czas z rodziną. Na sportowo odpoczywała Michalska. - Miałam bardzo udane wakacje. Odwiedziłam swoją rodzinę, byłam w Belgii, jeździłam konno.
Poznań od lat jest polską stolicą sportów wodnych, a wioślarze odnoszą co roku sukcesy. - To jest lokomotywa, która sama się napędza. Najpierw był Robert Sycz z Tomkiem Kucharskim. Bardzo mobilizowali kadrę, w której był Marek Kolbowicz i Adam Korol. Oni z kolei nas nakręcili, pokazali drogę, którą musimy pójść. A my mamy nadzieję, że pociągniemy kolejne osoby - podkreśliła Michalska.
Z początkiem grudnia najlepsza na świecie dwójka podwójna, po prawie trzech miesiącach przerwy, wznowi treningi. Najważniejszą imprezą w przyszłym roku będą jesienne mistrzostwa globu w Nowej Zelandii.
INTERIA.PL/PAP