Kary dożywotniego więzienia zażądała w środę w mowie końcowej prokurator Małgorzata Moś-Brachowska dla Piotra Sz., który przed bielskim sądem okręgowym odpowiada za zabójstwo żony w ciąży. Warunkowe zwolnienie mogłoby nastąpić po 40 latach. Prokurator wnioskowała też o zadośćuczynienia dla bliskich kobiety po 20 tys. zł. Jedna z najokrutniejszych spraw Pełnomocnik oskarżycieli posiłkowych mec. Łukasz Hałatek powiedział wręcz, że gdyby taka kara obowiązywała w Polsce, powinien zażądać kary śmieci. Podkreślił, że ta sprawa jest jedną z najokrutniejszych, jaka miała miejsce w ostatnich latach w Polsce. Zażądał dożywotniego więzienia i zadośćuczynienia każdemu z pokrzywdzonych po 100 tys. zł. Prokurator w mowie końcowej wskazywała m.in. na głęboką demoralizację oskarżonego. W miesiącach poprzedzających morderstwo mężczyzna pastwił się nad ofiarą. Krok po kroku z premedytacją zmierzał do zabójstwa. W jego odczuciu był to sposób, aby zakończyć związek z zamordowaną i związać się z kochanką. Przez dłuższy czas pomawiał kobietę i psuł jej opinię w środowisku. Stosował przemoc. Ofiara - Izabela Sz., pracownica opieki społecznej, będąca w ciąży, przez cały czas próbowała ratować związek. Znajomi uważali ją za osobę empatyczną i dobrą. - Pomagała innym, ale sobie nie potrafiła pomóc - mówiła prokurator. W relacji z mężem starała się tonować emocje. Wierzyła, że narodziny dziecka, po wcześniejszych poronieniach, pomogą przywrócić życie rodzinne na właściwe tory. "Błagała o życie swoje i dziecka" Kluczowym dowodem w sprawie było nagranie audio, na którym został nagrany moment śmierci. Zdaniem oskarżenia, zachowanie Sz. wypełniało definicję wyjątkowego okrucieństwa. "Śmierć była powolna i dotkliwa, na raty. Trwało to 21 minut. Mężczyzna przerywał duszenie, uderzał kobietę w głowę, słysząc, że jeszcze oddycha, ponownie dusił. Zarejestrowany został słaby głos kobiety. Błagała, gdy była jeszcze w stanie, o życie swoje i dziecka". Prokurator dodała, że polskie prawo otacza opieką dziecko w chwili urodzenia. Gdyby nie to, można byłoby mówić o podwójnym zabójstwie. Kobieta była w szóstym miesiącu ciąży. Dziecko mogłoby przeżyć przy pomocy lekarzy poza ciałem matki. - To bezbronne dziecko zginęło, bo ojciec miał inne plany życiowe. Problemem był rozwód z jego winy, alimenty na dziecko - mówiła. Śledcza, uzasadniając karę dożywocia z możliwością ubiegania się o wcześniejsze zwolnienie po 40 latach, podkreślała jego całkowitą demoralizację. Obrona: Zabójstwo nie było zaplanowane Mecenas Justyna Kaczmarczyk, która broni Piotra Sz., w mowie końcowej zaapelowała o możliwie łagodny wymiar kary. Wskazywała bowiem, że do zabójstwo nie było zaplanowane, a nastąpiło w wyniku impulsu, który powstał po kolejnej kłótni małżonków. - To nie usprawiedliwia go, ale próbuję pokazać jego sposób myślenia - mówiła.Mecenas zwróciła się, by sąd nie podzielił opinii oskarżenia, że do zbrodni doszło w warunkach szczególnego okrucieństwa. Tłumaczyła, że Piotr Sz. znajdował się w swoistym potrzasku. Miał romans, a relacje między małżonkami przypominały sinusoidę, raz było dobre, innym razem fatalnie. - To powodowało kumulację złych emocji. Zabójstwo nie było zaplanowane - mówiła.Na nagraniu audio, na którym zarejestrowany został moment śmierci, pada wiele oskarżeń kierowanych przez ofiarę w stronę męża. - Jest temat majątku i romansu. Pytania o to padają wiele razy. Emocje po dwóch stronach narastają. W pewnym momencie oskarżony - jak mówi - w amoku dopada i powala kobietę zaczyna ją dusić. Brak jest dowodów, że wystąpiła premedytacja - wskazała mec. Kaczmarczyk.Dodała, że nie można mówić "o duszeniu na raty". - Według opinii biegłego, oskarżony, przystępując do duszenia żony, nie zdawał sobie sprawy z tego, jak wielkiej siły to wymaga - powiedziała.Mecenas wskazywała też, że oskarżony był pracownikiem straży miejskiej i cieszył się w niej na ogół pozytywną opinią. Zwracała uwagę, że spotykał się tam z wieloma sytuacjami stresowymi, ale nie dawał się wyprowadzić z panowania nad sobą. Był poddawany badaniom psychologicznym.Zdaniem obrony, małżonkowie starali się o dziecko od wielu lat. Oskarżony podjął się kolejnej pracy, by zapewnić lepszy byt rodzinie. Z zeznań świadków można wynieść, że cieszył się z ciąży żony. Mec. Justyna Kaczmarczyk wskazywała, że w pewnym czasie relacje zaczęły się pogarszać. Tłem było m.in. to, że zbyt rzadko przebywał w domu. Mecenas przypomniała, że pracował na dwa etaty. Ofiara była też zazdrosna. Podejrzewała, że mąż ma romans.Obrona przypomniała, że kilka dni przed śmiercią Izabeli, teściowa Piotra Sz. rozmawiała z nim o przyszłości małżeństwa. Nic nie wskazywało wówczas, że może dojść do tragedii. Nie było mowy o przemocy stosowanej wobec Izabeli. Były natomiast namowy, by spróbowali żyć w zgodzie.Mecenas wskazywała także, że w rozmowie ofiary ze swoją siostrą, na kilka dni przed zabójstwem, nie było tematu przemocy. W tym czasie, zdaniem strony skarżącej, miała ona już występować. Był natomiast obecny temat rozwodu oraz nagrań kłótni, które kobieta zaczęła realizować. Zdaniem obrony miała się nimi posłużyć w sądzie. Wyrok zapadnie 13 października 13 października bielski sąd okręgowy ogłosi wyrok w sprawie Piotra Sz., który odpowiada za zamordowanie ze szczególnym okrucieństwem swojej żony Izabeli, która była w szóstym miesiącu ciąży. - Po wysłuchaniu głosów stron sąd uznał, że sprawa jest zbyt skomplikowana, by przeprowadzić jeszcze dziś naradę nad całym materiałem dowodowym i sporządzić wyrok. Strony przedstawiają kompletnie różne wizje tych samych zdarzeń, powołując się teoretycznie na ten sam materiał dowodowy, ale fragmentarycznie. My musimy przeanalizować go całościowo i dopiero na takiej podstawie możemy dokonać właściwych ustaleń faktycznych, co do okoliczności popełnienia czynów, jaki i ich klasyfikacji prawnej - powiedział sędzia Jarosław Sablik. Udusił żonę i poszedł grać w piłkę Do zabójstwa doszło 17 października 2019 r. Piotr Sz., wówczas funkcjonariusz straży miejskiej, wrócił do mieszkania przed żoną Izabelą, z którą od dłuższego czasu nie żyli zgodnie. Tego dnia również się pokłócili. Po awanturze udusił kobietę. Jej ciało owinął w folię. Później swoim samochodem wywiózł je w okolice Dąbrowy Górniczej i porzucił w lesie. Następnie poszedł jeszcze zagrać w piłkę, a następnego dnia normalnie poszedł do pracy. Dzwonił do teściowej, pytając o żonę. Później zgłosił jej zaginięcie. Ruszyły poszukiwania. Policjanci od początku nie dawali wiary podawanym przez mężczyznę okolicznościom zaginięcia. Zebrane informacje uzasadniały podejrzenie, że Piotr Sz. miał swój udział w zniknięciu kobiety w ciąży. Mężczyzna został zatrzymany. 19 października przypadkowa osoba natknęła się na ciało kobiety. Policjanci zidentyfikowali ją jako poszukiwaną. Następnego dnia Piotr Sz. został aresztowany. Proces Piotra Sz. rozpoczął się 9 stycznia br. Mężczyzna w sądzie przyznał się do morderstwa, ale uważa, że nie działał ze szczególnym okrucieństwem. Nie przyznał się też do fizycznego i psychicznego znęcania się nad kobietą.