Startem bardzo udanym. Wraz z koleżankami z amerykańskiej drużyny stanęła w niedzielę na podium. Odebrała brązowy medal. - Spełniło się jedno z moich marzeń. Nie tylko startowałam w Polsce, ale i stanęłam tutaj na podium. Jestem bardzo szczęśliwa - powiedziała lekkoatletka. W biegach przełajowych zazwyczaj nie startuje, ale gdy dowiedziała się, że mistrzostwa świata odbędą się w Bydgoszczy, ani przez chwilę nie wahała się. Zaczęła przygotowania i udało się. Zakwalifikowała się do sześcioosobowego zespołu seniorek, a koleżanki wybrały ją kapitanem. - To było dla mnie ogromne wyróżnienie. Czułam się niesamowicie dumna i zadowolona - przyznała Lewy-Boulet. Z Polski wyjechała mając 15 lat. Wtedy jeszcze nie biegała. Jej pasją było pływanie. Po trzech latach spędzonych w Niemczech rodzice zadecydowali o emigracji za ocean. Dopiero w Stanach Zjednoczonych od koleżanek nauczyła się miłości do rywalizacji nie tylko w wodzie, ale i na lądzie. - Wszystko zaczęło się w Ameryce. W szkole znajome namówiły mnie do biegania. Zakwalifikowałam się do drużyny i wtedy na poważnie potraktowałam trenowanie. Najpierw były to krótsze dystanse - 1500 i 3000 m. Dopiero jak poszłam do pracy, zaczęło brakować czasu i uznałam, że lepiej będzie spróbować na dłuższych trasach. Polubiłam maraton i w nim się odnalazłam - oceniła. Ta decyzja była strzałem w dziesiątkę. Zakwalifikowała się do amerykańskiej reprezentacji olimpijskiej. I to właśnie uważa za swój największy sukces. W stolicy Chin maratonu jednak nie ukończyła. Czy nie myślała nigdy by startować w polskich barwach? - Czuję się Polką. Wyjechałam stąd, gdy miałam 15 lat, więc miłość do kraju mam głęboko zakorzenioną. Marzyłam o tym, by zakładać na siebie biało-czerwone barwy. Jak skończyłam szkołę to mailowo rozmawiałam z polskim związkiem, ale to niestety, nie wyszło. Nie wiedziałam jak zakwalifikować się na mistrzostwa Polski i później jakoś naturalnie wyszło, że zaczęłam biegać w reprezentacji USA - wspomniała. Jednak do tej pory kultywuje polskie tradycje; stara się, by jej 4,5-letni synek mówił i rozumiał w jej ojczystym języku. - To dla mnie niezwykle istotne, by znał swoje korzenie i swobodnie mógł się porozumieć z rodziną. Teraz też go ze sobą zabrałam - podkreśliła. Najbliższe dziesięć dni Lewy-Boulet poświęci na odwiedzenie rodzinnych stron - okolic Krakowa, Śląska, Wrocławia. 11 kwietnia ma zaplanowany udział w maratonie w Rotterdamie.