- Zawody mają charakter propagandowy. To żadne wielkie ściganie, bo i czas ku temu nie najlepszy. Chcieliśmy się pokazać ludziom z bliska, by nie znali nas wyłącznie z telewizyjnego ekranu. Z drugiej jednak strony jesteśmy nauczeni, że jak startujemy, to po to, by wygrać. Tak też było w Szczecinie - powiedział Korol. - Takie regaty służą wyłącznie temu, by pokazać, że wioślarstwo to bardzo fajny sport - podkreślił. Jak przyznał, z mistrzowskiej formy sprzed miesiąca niewiele już zostało. - Forma już w lesie. Ale tak powinno być. Właśnie dzięki temu, że od lat potrafimy przygotować się do jednego, najważniejszego startu w sezonie i trafić z formą, zdobywamy wszystkie medale i tytuły. Potem musimy odpocząć i dlatego, że w taki sposób funkcjonujemy. Pokazaliśmy wszystkim, że to jest właściwa droga do sukcesów. Dlatego niczego nie zmieniamy od lat, nawet jeśli po drodze przytrafiąją się podobne pokazowe występy - dodał. Do Szczecina najlepsi polscy wioślarze przyjechali na zaproszenie członka "złotej czwórki" Marka Kolbowicza. "Już dawno zarezerwowaliśmy sobie ten termin - wyjaśnił Korol. - Marek w połowie roku zapowiedział, że chce u siebie w Szczecinie zorganizować takie regaty i chciałby nas na nich widzieć. Ani chwili nie zastanawialiśmy się. Nie moglibyśmy mu odmówić". Starty w nowym roku mistrzowie olimpijscy rozpoczną dopiero pod koniec maja. - Mamy jeszcze pół roku wytchnienia od zawodów. Nie znaczy to jednak, że do tego czasu będziemy leniuchować. Po mistrzostwach świata w Poznaniu daliśmy sobie dwa miesiące na odpoczynek, choć każdy we własnym zakresie trochę się rusza. 1 listopada zaczynamy trenować regularnie. Nadal każdy sam i bez wielkich obciążeń, ale raz dziennie trening musi być. W styczniu zaczną się obozy. Po dwa treningi dziennie i zwiększanie ich intensywności oraz długości trwania. Im bliżej zawodów, tym mocniej będziemy pracować - zakończył Adam Korol.