Żelichowski: Działania PO uderzają w demokrację
Koalicja PO-PSL była budowana na sympatii liderów i zaufaniu. Zawieszenie finansowania partii z budżetu to uderzenie w demokrację. Ta sprawa nie ułatwi nam współpracy - mówi gość Kontrwywiadu RMF FM Stanisław Żelichowski.
- Gdyby koalicja miała się rozpaść, najlepiej by wybory odbyły się już w marcu - dodaje.
Konrad Piasecki: Póki co szef, ale podobno idzie pan w ministry?
Stanisław Żelichowski:- Zobaczymy, poczekamy. Nie jest to w tej chwili taka łatwa decyzja.
Ale jest na stole oferta prezydenta.
- Nie, oferty nie ma. Za panem prezydentem znamy się od wielu lat, jesteśmy - znaczy byliśmy - posłami, pan prezydent jest teraz panem prezydentem. Natomiast byłby to duży zaszczyt.
Nie ma oferty, ale zaproponował: "Staszku, panie Stanisławie, panie pośle, panie przewodniczący, proszę przyjść do Pałacu prezydenckiego".
- Ja jestem takim człowiekiem, że jak podejmę decyzję, to o niej informuję. Dopóki nie ma decyzji, to trudno o tym publicznie rozmawiać.
Ale jeśli coś pana trzyma, to uwielbienie dla pracy w Sejmie i uwielbienie dla tego stanowiska?
- Nie, uwielbienie dla pracy w Sejmie, to byłoby za dużo powiedziane. Natomiast często każdy przewodniczący czuje się jak pilot w samolocie, który ma samych porywaczy i każdy siedzi gdzie indziej. I trzeba to zbierać. Do wyborów zostało niewiele czasu.
A u prezydenta przynajmniej tylko jeden porywacz w postaci Bronisława Komorowskiego.
- Tak, każdy następny, który przyjdzie, będzie miał te dylematy, zanim wejdzie w te tryby. I nie chciałbym osłabić PSL-u. Nigdy nie byłem w innej partii, zawsze byłem w PSL-u, w związku z tym rozważę to wszystko.
A w tej propozycji prezydenta podejrzewa pan jakiś podstęp i wyciąganie ludowych pereł z Sejmu?
- Nie, skąd. Pan prezydent - jak rozumiem - chciałby zbudować, i słusznie, taki szerszy blok. Prezydent musi być prezydentem wszystkich. Poszczególne środowiska powinny mieć swojego reprezentanta. Jeżeli pan prezydent wskazałby, że tym reprezentantem w środowisku moim ma być moja osoba, to jest to duży zaszczyt, ale jednocześnie jest wiele dylematów.
Nie czuje pan takiego osłabiania PSL-u w tym, podstępnej gry Bronisława Komorowskiego?
- Nie, absolutnie nie. Nikt tak nie czuje. Odebrali to wszyscy jako taki ukłon w stronę PSL-u. Jesteśmy dumni z pana prezydenta, że nam to zaproponował.
I jeśli pan nie pójdzie do Pałacu Prezydenckiego, to PSL kogoś wydeleguje?
- To jest decyzja pana prezydenta, kogo zechce. Bo musi dobrać sobie takiego współpracownika, z którym zechce współpracować. Jeżeli będzie ktoś inny, a ja nie pójdę, to pewnie będziemy o tym rozmawiali.
Panie przewodniczący, ma pan w sobie niepokój dotyczący flirtów między Platformą a Polską jest Najważniejszą?
- Nie, niepokoju to nie mamy. Każda koalicja, jak powstawała, zdawaliśmy sobie sprawę, że jest cały szereg spraw trudnych i spraw takich, które trzeba natychmiast rozwiązać. Przecież ta koalicja tworzyła się w chwili, kiedy upadł poprzedni rząd. Nie mieliśmy czasu na wielostronicowe umowy. Bardziej działaliśmy na słowo honoru, na takie dobre relacje między naszymi liderami. To funkcjonuje nieźle, więc nie widzę powodu, dlaczego mam się obawiać.
Ale nie jest tak, że czujecie, że wam takie polityczne rogi zaczynają wyrastać z głowy?
- Nie, nie.
Bo jednak PJN, młoda, świeża siła, a wy - już taka mocno starszawa. Ponad 100-letnia.
- Dobrze, ale nas już podejrzewano o to, że zostaniemy zjedzeni jak przystawka. Wybory pokazały, że nic się takiego nie stało, jesteśmy długoletnią partią, żylastą, trudno nas skonsumować.
A jeśli będzie tak, że dzisiaj wspólnie obie te partie przegłosują zawieszenie finansowania partii politycznych z budżetu, to co wtedy?
- Na tym polega demokracja, ktoś ma większość, ktoś ma mniejszość. Natomiast byłby to fatalny ruch w moim przekonaniem z tego względu, że nikt nie wymyślił nic innego w systemie demokratycznym jak funkcjonowanie systemu partyjnego. Partia, to jest zespół ludzi, którzy mają wspólną wizję państwa i dąży do władzy, żeby tę wizję zrealizować. Jeżeli rozwalimy ten system, to - nie wiem, wchodzimy na jakieś bardzo niebezpieczne tory.
Ale jest tak, że to będzie casus belli, powód do wojny, powód do zastanowienia się nad przyszłością koalicji?
- Na pewno nie ułatwi to dalszej współpracy w tejże koalicji, ale Platforma nie po raz pierwszy taki projekt zgłaszała.
Tylko że teraz się rysuje większość dla tego projektu. Trudna większość, ale zaczyna się rysować.
- No tak. Ale umówiliśmy się i tak mamy na piśmie, że rozwiązujemy te sprawy, na które obaj partnerzy się zgadzają. Te sprawy, na które nie ma zgody, odkładamy na później. I ta sprawa jest taka, którą...
...chcielibyście odłożyć ad calendas graecas.
- Nie, nie. Całe społeczeństwo w kryzysie musi się trochę skupić, zacisnąć pasa, partie też. I my jesteśmy gotowi na rozmowy tutaj. Ale demagogią jest całkowite wstrzymanie finansowania partii.
A jeśli wam zabiorą te pieniądze, to będzie oznaczało bankructwo PSL-u? Wy macie wyjątkowo złą sytuację, bo jeszcze 18 milionów budżetowi musicie zapłacić, jeśli się nic nie wydarzy z tymi pieniędzmi.
- Nie. Prosiliśmy, bo chcemy swoje należności regulować, jak każdy przyzwoity obywatel. A ponieważ partia dziś może tylko się poruszać w ramach subwencji, dotacji, prosiliśmy o rozłożenie na raty. Na dzień dzisiejszy nie ma żadnej decyzji.
Ale jest tak, że jak zabiorą subwencje, bankrutujecie i ogłaszacie koniec PSL-u?
- Nie, nie ma się co cieszyć. PSL ma 140 tysięcy członków, poradziliśmy sobie przez 4 lata, poradzimy sobie przez następny okres.
Przeżyliście sanację, przeżyjecie demokrację.
- Tak, chociaż to jest uderzenie tak naprawdę w demokrację, takie demagogiczne ruchy. I nie uważam, że to jest słuszny ruch.
Pan mówi, że "jeśli Polska jest Najważniejsza zacznie zabierać Platformie, to skończą szybko, fatalnie. Ja to wiem, oni jeszcze nie." Co pan sugeruje?
- Siłą rzeczy weszli klinem między PiS-em a Platformą.
To oczywiste. Ale gdzie są te instrumenty?
- Są pieszczoszkami mediów, kiesy zabierają głosy PiS-owi, ale kiedy zaczną Platformie, to to się zmieni.
Uważa pan, że media zmienią nastawienie czy Platforma wyciągnie jakieś haki z rękawa?
- W polityce są różne takie ciekawe sposoby popieszczenia tego, kto nie trzyma w szeregu miejsca, i wiem, że tak się stanie.
To, jakie są sposoby dopieszczenia w polityce. To są dosyć poważne sugestie. Sugeruje pan, że prokuratura zajmie się członkami PJN?
- Absolutnie nie. Partia działa na zasadzie sympatii społecznych, zgłasza swój program. Na dzień dzisiejszy nie ma programu - jest tak siłą rozpędu utrzymywana na fali. Ale jeśli zacznie być groźna, to nie będzie utrzymywana na fali, i to się skończy fatalnie. Widział pan, jak Palikot brykał i co z tego wyszło? Tu jednym ruchem można zrobić podobną sprawę.
Czy szeroki uśmiech Waldemara Pawlaka w noc wyborczą oznaczał koniec myśli i marzeń o wspólnej koalicji wyborczej z PO? Bo były takie pomysły?
- Nie ma takiej obawy, że jest to koniec.
Mówię o koalicji do wyborów do parlamentu za rok. Pojawiały się takie pomysły, żebyście poszli wspólnie.
- Na jednych listach? Nie, nie. To byłby dla nas śmiertelny uścisk. Musimy każdy oddzielnie wiosłować - jesteśmy innym bytem politycznym. Nie ma mowy o takim pomyśle. Na listach Platformy na pewno nie pójdziemy.
Mówię o wspólnej koalicji PLS- PO.
- Koalicja tak, ale po wyborach. My starujemy ze swojej listy, Platforma ze swojej listy. Jeśli będzie wynik taki, że pozwala na stworzenie koalicji, to nie widzę powodów. W tej chwili stworzyliśmy koalicję we wszystkich sejmikach. Byłoby więc naturalną sprawą, że koalicja zostanie odnowiona.
A wybory w marcu czy na jesieni?
- Gdyby była taka sytuacja, że nie ma szansy na rządzenie tej samej koalicji, to lepiej byłoby zrobić w marcu.
Dzisiaj widzi pan taką perspektywę dla załamania koalicji?
- Widzę, że koalicja będzie rządziła kolejne cztery lata, więc nie ma co się spieszyć.