Wildstein: Coraz mniej zysków koalicji
Im dłużej trwa układ PiS-Samoobrona-LPR, tym mniej widzę zysków, a więcej kosztów - ocenia Bronisław Wildstein, były już prezes telewizji publicznej, gość Kontrwywiadu RMF FM.
- Zastanawiam się, co naprawdę zostało dzięki temu osiągnięte z tego programu, który Kaczyński zrealizował. Rozwiązanie Wojskowych Służb Informacyjnych, powołanie Centralnego Biura Antykorupcyjnego - to są sprawy ważne, ale im dłużej to trwa, tym mniej widzę zysków, a więcej kosztów - mówi Wildstein.
Jego zdaniem, to właśnie Andrzej Urbański, dziś p.o. prezesa TVP, na lata pozostanie szefem publicznej telewizji. - Tak mi się wydaje, bo to jest taki układ polityczny, że trudno będzie go rozmontować. Zależy od tego, czy zostanie powołany w tym konkursie - twierdzi.
Pytany o swoją zawodową przyszłość, Wildstein zapowiedział, że nie przyjmie państwowej posady, ale nie wykluczył pracy w telewizji, kierowanej przez Andrzeja Urbańskiego. - Za jakiś czas. Jak ta telewizja będzie wyglądała przyzwoicie, to jak najbardziej. Z pewnością nie teraz, bo jakbym żyrował swoje odejście - powiedział. Wildstein zapowiedział, że na razie wyjeżdża na kilka tygodni do Afryki. Posłuchaj:
Konrad Piasecki: Pana odwołanie z funkcja prezesa TVP to była cena za trwanie koalicji - mówił premier. Kiedy przeczytał pan te słowa, pomyślał sobie pan, że warto było za tę cenę tracić stanowisko?
Bronisław Wildstein: Pytanie do pana premiera: za jaką cenę warto utrzymywać koalicję? Nie chodzi w tym wypadku o moją głowę, ale w tym wypadku chciałbym zobaczyć te rachunki. Co premier, PiS zyskuje, a co traci. I te rachunki wydają mi się coraz bardziej wątpliwe.
Uważa pan, że ten układ Kaczyński - Lepper - Giertych przestał być kreatywny? O ile w ogóle kiedykolwiek był kreatywny.
Można przyjąć, choć nie żywię sympatii do takich partii jak Samoobrona i LPR, to można przyjąć, że w pewnym politycznym układzie, w pewnej politycznej sytuacji to było dobre rozwiązanie. Pytanie, jak długo ono jest dobre i czy teraz jest dobre. Zastanawiam się, co naprawdę zostało dzięki temu osiągnięte z tego programu, który Kaczyński zrealizował. Rozwiązanie WSI, powołanie Centralnego Biura Antykorupcyjnego - to są sprawy ważne, ale im dłużej to trwa, tym mniej widzę zysków, a więcej kosztów.
Pańskie odwołanie przez dużą część publicystów, zwłaszcza tych sympatyzujących z PiS-em, zostało potraktowane jako symboliczny koniec IV RP. Pan też ma to poczucie?
Nie chciałbym wypowiadać się w swojej sprawie, bo to trudne. To jednak jest kolejny krok. Jeśli pan premier mówi, że przecież zawsze tak było w telewizji, to przepraszam bardzo: tak nie miało być zawsze, tylko miało być właśnie inaczej.
Czy to nie jest naiwność? Obejmując fotel, ceną za to powołanie, warunkiem była rozmowa z premierem, więc czy nie jest to naiwność - myślenie, że tym razem miało być inaczej?
Dlaczego naiwność? Chciałem coś robić, to robiłem. Okazało się, że przez 9 miesięcy mogę. Zostało to przetestowane, zweryfikowane.
A kiedy premier rozmawiał z panem przed objęciem funkcji stawiał jakieś warunki?
Nie pamiętam, ta rozmowa była dawno temu. Żadnych politycznych warunków nie było. Nie zgodziłbym się na żadne polityczne warunki - od początku mówiłem, w pierwszych wywiadach - nie dam nic politykom, to będzie niezależna publiczna telewizja.
Tak samo mówi dziś Andrzej Urbański.
Po owocach ich poznacie. Jeśli zrobi taką telewizję, to będę zadowolony i będę mu klaskał.
Premier mówił, że Wildstein uprawiał politykę, wszystkim, którzy go powołali, w pysk. Na czym to polegało?
Żadnej polityki nie uprawiałem, robiłem to, co powinien robić szef telewizji. Jeśli pan premier uważał, że to jest wbrew, to dziwię mu się. Od początku deklarowałem, co chcę zrobić i chyba na tyle mnie mógł obserwować, że wiedział, że to będę robił, co deklarowałem.
A czy przez te 9 miesięcy padło jakieś konkretne żądanie? Jakiejś decyzji politycznej, jakiegoś powołania?
Na początku padały żądania powołania pewnych ludzi.
Jakich ludzi?
Powiedzmy, to była taka awantura dotycząca "Trójki", ktoś z Samoobrony miał być. Nie zgodziłem się i zablokowałem to - doszło do awantury.
Postawi pan kropkę nad "i"? Powie pan kto? Bo to jest ciekawe, kto miał być nominantem Samoobrony w mediach publicznych.
Beata Jakoniuk-Wojcieszak, o ile pamięć mnie nie myli. Nie chciałbym już tego personifikować. W każdym razie powiedziałem, że żadnych takich nominacji nie będzie.
A co było kroplą, która przelała czarę goryczy?
Nie wiem, pojęcia nie mam. Być może tej kropli nie było, tylko było to przygotowywanie się do tego faktu, dlatego, że właściwie nie było nic takiego ostatnio. Słyszę ciągłe spekulacje - że "coś", że "podobno", że "gdzieś ktoś tam miał"?
Ostatnią spekulacją miał być materiał o córce prezydenta.
Ale przecież nie było tego materiału.
Może proces przygotowywania tak kogoś rozsierdził?
Przepraszam bardzo, to jakieś nienormalne. Normalne jest, że dziennikarze rozglądają się za otoczeniem osób najważniejszych w państwie. A potem redaktor podejmuje decyzję, czy to emitować, czy nie emitować. Więc nie rozumiem, o co tu chodzi.
Pan wyobraża sobie materiał o córce prezydenta w telewizji publicznej?
Bardzo bym się nad tym zastanawiał. Ale jest taka tradycja, że jednak ogląda się życie osób na świeczniku. Ale w tym wypadku unikam - bo to jest rzeczywiście daleko idąca tabloidyzacja.
Co dalej z Wildsteinem? Bo propozycje - przynajmniej sądząc po mediach - sypią się jak z rękawa.
Nie wiem, czy się sypią jak z rękawa. Na razie wyjeżdżam do Afryki. Wracam za kilka tygodni i wtedy zacznę pracować. A w tej chwili już zabieram ze sobą laptopa i parę książek do napisania.
Ale ten wyjazd do Afryki to nie wyjazd w dyplomaty? Bo takie propozycje podobno padały.
Nigdy wprost. Ciągle proponują mi - a to "Newsweek", a to "Gazeta Wyborcza". To są gazety, które strasznie dbają o moją przyszłość i ciągle usiłują mi załatwić pracę. A ja odpowiadam, że naprawdę nie potrzebuję takiej pomocy. Poza tym jeszcze raz powiem: żadnej pracy państwowej nie przyjmę. Nie będę tworzył takiej atmosfery, że przehandlowałem swoją pozycję za jakąś tam.
Kolegium IPN to jest posada państwowa?
Nie, to jest jakiś honor. Ale - szczerze powiedziawszy - tego też mi nikt nie zaproponował.
Ale pan prezydent mówi, że byłby pan dobrym kandydatem.
Miło mi ze strony pana prezydenta.
A Andrzej Urbański mówi: Gdyby Wildstein prowadził ze światowymi autorytetami rozmowy o tym, jak będzie się zmieniała cywilizacja przez najbliższe lata, to byłby to genialny program. Wyobraża pan sobie pracę w telewizji Andrzeja Urbańskiego?
Za jakiś czas. Jak ta telewizja będzie wyglądała przyzwoicie - to jak najbardziej. Z pewnością nie teraz, bo bym tak żyrował swoje odejście. Ale nikt mi tego nie zaproponował.
A - pana zdaniem - Urbański zostanie prezesem docelowo?
Przypuszczam, że tak.
Czyli to jest prezes nie na chwilę, a prezes na lata?
Tak mi się wydaje, bo to jest taki układ polityczny, że trudno będzie go rozmontować. Zależy od tego, czy zostanie powołany w tym konkursie.
Złoży pan oświadczenie lustracyjne?
Ja już jestem pokrzywdzony, nie mam co składać oświadczenia. Już dawno je złożyłem, jak tylko otworzyła się możliwość.
Pańskim zdaniem te osoby, ci dziennikarze, którzy nie złożą - to są osoby, które zostaną skazane na taką publiczną dziennikarską śmierć?
Niestety nie.
Niestety?
Niestety. Uważam, że ta dość skandaliczna i groteskowa aferka, która ma jeszcze raz próbować zablokować lustrację i pokazać jednocześnie, że są pewne takie grupy ludzi, które powinny inaczej być traktowane - powinny być ponad prawem, z jednej strony jest śmieszne, a z drugiej - niebezpieczne.
Dziękuję bardzo.