Pożądanie zwane władzą
Wiem, wiem... To był "Tramwaj zwany pożądaniem", głośny dramat Tennessee Williamsa i jego nie mniej głośna filmowa adaptacja Elii Kazana z Marlonem Brando i Vivien Leigh w rolach głównych.
Zaczyna się niewinnie od słów pięknej Leigh: "Powiedzieli mi, bym wzięła tramwaj zwany "Pożądaniem" i minąwszy sześć przecznic wysiadła na Polach Elizejskich. Wiem, że nie o te Pola Elizejskie chodzi, w pobliżu których znajduje się Pałac Elizejski, siedziba prezydentów Francji. Wiem, że on, zwany Sarko, to nie Marlon Brando, a ona, zwana Ségo, to nie Vivien Leigh. Wiem. Ale cóż z tego. W czasach, w których przyszło nam żyć, w czasach telewizji i kina, w czasach spektaklu w życie wcielonego, twarze polityków, jak twarze aktorów, nie uosabiają już prawdy. Jedni i drudzy zaspokajają inne pragnienia. Dają magię, odmieniają rzeczywistość, mówią to, co mogłoby lub powinno być prawdą, ale nią nie jest i nie będzie. I, co znamienne, nikt o te konfabulacje nie ma do nikogo większych pretensji, bo takie są reguły gry w tej krainie publicznego flirtu i ułudy, w której nie odróżnia się prawdy od kłamstwa. W tej krainie co innego się liczy - upodobania i emocje, a nie jakieś mniej czy bardziej pragmatyczne przekonania polityków oraz ich nudne programy.
A władza? O, ona zawsze się liczyła i zawsze będzie się liczyć - i ta naga, i ta przebrana w polityczne szmatki. Żądza władzy jest nam przypisana, jest częścią naszego człowieczeństwa, to ona wprowadza nasz świat w ruch. Może mieć brutalnie piękną twarz Marlona Brando, być gwałtowna, nieobliczalna, wybuchowa. Ale nie musi. Może być uwodzicielsko uwznioślona, jak piękne lico Ségole'ne Royal. - Dlaczego tyle nienawiści? - pyta jej rywal, Nicolas Sarkozy, pyta z udaną naiwnością, bo dobrze wie, że właśnie dlatego.
Takiej mobilizacji nie było we Francji od 25 lat. Po I turze prezydenckich wyborów stanęły naprzeciw siebie największe obozy: Nicolasa Sarkozyego, liczy 11 milionów wyborców i Ségole'ne Royal - 9 milionów. Między nimi zostało do wzięcia 17 milionów innych francuskich dusz i to o nie toczy się teraz gra. By się im przypodobać i przeciągnąć na swoją stronę, uformowały się awangardy segofilów i sarkofilów. W pierwszej błyszczą takie gwiazdy, jak Juliette Gréco, Emmanuelle Béart, Jeanne Moreau, Juliette Binoche, Carole Bouquet, Michel Piccoli, Lambert Wilson. W drugiej - Alain Prost, Henri Leconte, Alain Delon, Michel Sardou, Johnny Hallyday czy Jean Reno.
Ale oto i same ikony tego medialno-politycznego widowiska spod znaku Ségo&Sarko show. Zacznę od lewego skrzydła, bo tam jest ona, piękna kobieta, matka czworga dzieci, róża walki, gwiazda o ciernistych kolcach i kuszących płatkach powabnych kwiatków. Zalotna, pogodna, coraz piękniejsza. Słucha. Słucha wpatrzonego w nią i wiwatującego na jej cześć tłumu, który w wielkiej obywatelskiej debacie ma się wypowiedzieć, co należy zrobić, by wszyscy Francuzi byli piękni, zdrowi i bogaci. To jej program - "najpierw słuchać, potem działać". Kokietuje, grając na sprzecznościach i sentymentach. Raz chwali gospodarczy liberalizm Blaira, innym razem żąda więcej państwa socjalnego. Swój polityczny wizerunek opiera na nostalgii za François Mitterrandem, zwanym Faraonem, do świty którego należała, będąc jedną z tzw. cór Mitterranda. Na prawym skrzydle jest on, prawdziwy bonapartysta, polityk małego wzrostu, ale ogromnego ego. Energiczny i zdeterminowany. Więcej - hiperaktywny, hiperambitny, hiperpracowity. Walka to jego druga natura. "Życie jest walką" - stwierdza odkrywczo i bez zbędnych ceregieli przechodzi do realizacji swego programu: "Ja wiem, ja chcę, ja gwarantuję". Chce poprawy stosunków z Waszyngtonem i Unii Europejskiej opartej nie tylko na Francji i Niemczech, jako jej politycznej sile napędowej, lecz na grupie sześciu największych państw, w tym Polsce. Już wszedł do historii Francji, ale zbyt małymi drzwiami paryskiego muzeum Grévin, gdzie ustawiono jego woskową figurę. Czy nadszedł czas zamienić ją na spiżową?
Pałac Elizejski czeka. Czeka na niego lub na nią, na Jego lub Jej Prezydencką Wysokość. Personel pałacowy starannie przygotowuje 365 komnat, 61 służbowych samochodów, liczną flotyllę samolotów i helikopterów do prywatnej dyspozycji nowego prezydenta. Do jego dyspozycji pozostają też okazałe siedziby na prowincji: całe skrzydło Grand Trianon w Wersalu, Pałac Marly, Pałac Souzy-la-Biche, Pałac Rambouillet oraz Fort Brégançon koło Tulonu. Francuscy wyborcy wydają na swego prezydenta 90 milionów euro rocznie; dla porównania: Wielka Brytania wydaje na królową 52 mln euro, a Hiszpania na króla i królową 25 mln. Ale co tam pieniądze, igrzyska są ważne.
A napięcie rośnie. Spektakl Ségo&Sarko show zmierza do nieuchronnego końca. W najbliższą niedzielę, w późny majowy wieczór rozegra się ów ostatni akt dramatu. Wtedy się dowiemy: kto? Ona czy on zaspokoi swą żądzę władzy? Tę pierwotną żądzę, która, lepiej lub gorzej ukryta, tkwi w każdym z nas. Wszak nie od dziś wiadomo, że nic tak nie kochamy jak własne żądze. Niepohamowane i nieprzeniknione, ale na pewno nasze - żądze.
Leszek Turkiewicz
Paryż