Polacy w kotle Brexitu
W nadchodzący czwartek - 23 czerwca - Brytyjczycy podejmą decyzję, czy pozostaną członkiem Unii Europejskiej. W perspektywie zbliżającego się głosowania, atmosfera na Wyspach robi się coraz bardziej napięta. - W przestrzeni publicznej obserwuje się wzrost agresji, nie tylko w odniesieniu do migrantów, ale również pomiędzy Brytyjczykami. Ten temat bardzo dzieli ludzi - przyznaje w rozmowie z Interią Elżbieta Kardynał z organizacji polonijnej Zjednoczenie Polskie w Wielkiej Brytanii.
Ostatnie sondaże wskazują, że szala nieznacznie przechyla się na stronę zwolenników Brexitu. Na tydzień przed referendum, instytutu Ipsos MORI opublikował badanie, z którego wynika, że za wyjściem z Unii Europejskiej opowiada się 53 proc. Brytyjczyków, a 47 proc. wolałoby w niej pozostać.
- Na ogół, ostatnie sondaże są dość wyrównane. Raz dominują przeciwnicy, a raz zwolennicy Brexitu - mówi w rozmowie z Interią Elżbieta Kardynał z organizacji polonijnej Zjednoczenie Polskie w Wielkiej Brytanii. - Walka toczy się o niezdecydowanych, bo jest ich wciąż bardzo wielu - dodaje.
Cała machina referendalna opiera się głównie na emocjach i propagandzie. - Bardzo brakuje rzeczowej dyskusji, przez co wielu Brytyjczyków jest zagubionych - dzieli się swoimi spostrzeżeniami Kardynał. W jej odczuciu, zwolennikami Brexitu - jeśli chodzi o przeciętnych Brytyjczyków - są głównie ci, którzy ulegają właśnie tej emocjonalnej kampanii.
- Wciąż słyszymy powtarzające się slogany: że UE wprowadziła zbyt dużą biurokrację, że Anglia zbyt wiele wkłada do "unijnego garnuszka", a za mało z niego dostaje. Najwięcej emocji wywołuje jednak kwestia migrantów. Zwolennicy Brexitu mówią, że Królestwo straciło kontrolę nad własnymi granicami, a kwestia migrantów z Afryki czy Bliskiego Wschodu stawiana jest na równi ze sprawą migrantów z Europy, w tym Polski - opowiada.
"Coś wisi w powietrzu"
Ogólnie sytuacja jest niezwykle napięta. - Brytyjczycy mają takie określenie "it’s in the air" (w wolnym tłum. "coś wisi w powietrzu"). Na ulicach, w szkołach, w przestrzeni publicznej obserwuje się wzrost agresji, nie tylko w odniesieniu do migrantów, ale również pomiędzy Brytyjczykami. Ten temat bardzo dzieli ludzi - mówi Kardynał.
Dokładnie na tydzień przed referendum dochodzi do tragedii. 53-letni mężczyzna morduje młodą parlamentarzystkę Jo Cox z Partii Pracy, znaną zwolenniczkę pozostania Wielkiej Brytanii w UE. Podczas przesłuchania na sali sądowej, sprawca pytany o swoje imię odpowiada: "Moje imię to śmierć dla zdrajców, wolność dla Wielkiej Brytanii".
Trudno nie dostrzec zbieżności z trwającą kampanią referendalną, w której politycy Partii Pracy jednoznacznie opowiadają się za pozostaniem w UE.
Polacy na Wyspach również podzieleni
Jak w ferworze referendalnych sporów odnajdują się Polacy? Czy w nich uczestniczą i jakie obawy przedstawiają w związku z nadchodzącym głosowaniem? Trudno nie zadawać tych pytań, biorąc pod uwagę, że jako narodowość stanowimy największą grupę imigrantów w Wielkiej Brytanii. Statystki MSZ za rok 2015 podają, że przebywa tam obecnie 880 tysięcy Polaków. Jednak przedstawiciele Polonii wskazują, że liczba rzeczywista może być znacznie większa, nawet dwukrotnie. W samym Londynie mieszka około 250 tys. Polaków - informuje nas Zjednoczenie Polskie. Tym samym Polacy, podobnie jak Brytyjczycy, w kwestii dalszego członkostwa Wielkiej Brytanii w UE są podzieleni. Choć przeważająca grupa opowiada się za pozostaniem w Unii, nie brakuje i tych, którzy uważają, że korzystniej byłoby ją opuścić.
- Są to zazwyczaj ludzie biznesu, o dość dobrej pozycji finansowej, którzy mieszkają tu od lat, a w swojej mentalności identyfikują się jako Brytyjczycy - ocenia Elżbieta Kardynał, dodając, że wśród polskich migrantów są i tacy, którzy zapisują się do partii naczelnego eurosceptyka Nigela Farage (znanego z negatywnych wypowiedzi o Polakach zamieszkujących Królestwo).
Polacy niemą warstwą społeczną
- Znaczna część, podobnie jak ja, opowiada się za pozostaniem w Unii. To z kolei osoby, które lepiej rozumieją, jak daleko idące konsekwencje pociąga za sobą Brexit, ale większość z nich nie posiada prawa głosu. Zresztą niewielki odsetek Polonii mieszkającej tutaj ma prawo uczestnictwa w wyborach. Oznacza to, że jesteśmy w dalszym ciągu niewidoczną, niemą warstwą społeczną, a o naszej przyszłości zdecydują inni - opowiada. Jak tłumaczy, wywołuje to spore poczucie niesprawiedliwości wśród Polonii.
Wyróżnić można jeszcze trzecią grupę. Elżbieta Kardynał określa ją jako dużą - to Polacy, którzy w ogóle nie mają zdania w sprawie i zwyczajnie się tym nie interesują. Jedni wyznają zasadę nie martwienia się na zapas, w myśl polskiego: "pożyjemy, zobaczymy". Inni wierzą, że Brytyjczycy nie opuszczą Unii.
Kto będzie musiał opuścić Wyspy?
Choć temat tego, co konkretnie po Brexicie stanie się z imigrantami, pozostaje w sferze spekulacji, jest niemal pewne, że ewentualne wyjście wiązałoby się z ograniczeniem praw imigrantów. Jak szacuje Polski Instytut Spraw Międzynarodowych, w razie Brexitu prawo do pracy mogłoby stracić od 120 do 400 tys. Polaków. Najbardziej narażeni na skutki wyjścia Wielkiej Brytanii z UE będą migranci zamieszkujący Wyspy krócej niż 5 lat.
- Osoby, które przekroczyły tę granicę w Wielkiej Brytanii, mogą ubiegać się o kartę stałego pobytu i - w kolejnym kroku - o obywatelstwo. Dla pozostałych Brexit może oznaczać konieczność opuszczenia Wielkiej Brytanii - powiedziała Interii dr Karolina Borońska-Hryniewiecka z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.
Jak mówi nam Kardynał, wielu Polaków zwyczajnie nie stać na opłacenie prawie 1000 funtów od osoby za aplikację o naturalizację (nadanie cudzoziemcowi obywatelstwa państwa, na terytorium którego się osiedlił). - Do tego dochodzi jeszcze kwestia niedostatecznej znajomości języka angielskiego, który przy tejże aplikacji jest wymagany - tłumaczy.
- Trudno przewidzieć, jak dokładnie będzie wyglądać sytuacja, jeśli Brytyjczycy rzeczywiście zdecydują się opuścić Unię. Sposób w jaki kształtowana jest opinia publiczna sugeruje, że Wielka Brytania będzie zmierzała do odsyłania części imigrantów - zastanawia się Elżbieta Kardynał.
Wielka niewiadoma
Sytuacja nie zmieni się jednak z dnia na dzień. Gdyby doszło do Brexitu, Unia i Wielka Brytania musiałaby najpierw określić kształt wzajemnych relacji. Zgodnie z unijnymi przepisami, państwo opuszczające Unię powinno najpierw - w ciągu dwóch lat - wynegocjować wyjście. Musi to być pierwszy krok, jaki zrobią brytyjskie władze w przypadku Brexitu.
- W referendalnym chaosie bardzo niewiele mówi się o tym, jak Brexit wpłynie nie tylko na poszczególne grupy, ale i na ogół społeczeństwa. Temat dzieli i obawiam się, że podzieli to wielokulturowe społeczeństwo jeszcze bardziej bez względu na to czy pozostaniemy w Unii czy nie - nie kryje obaw Elżbieta Kardynał.