"Nigdy dość pokazywania Niemcom, co zrobili"
Plenerowa wystawa pt. "Wygnańcy", która została otwarta na krakowskim Małym Rynku jest, jak piszą organizatorzy, "poświęcona tragicznemu fragmentowi najnowszej historii Europy - masowym przesiedleniom w okresie II wojny światowej".
Tragedię tę - czytamy w materiałach organizatorów - "ukazano poprzez prezentację losów obywateli polskich, wśród których byli nie tylko Polacy, ale także Żydzi, Ukraińcy, Białorusini i Niemcy".
Jak jednak przyznają organizatorzy wystawy - eurodeputowany Platformy Obywatelskiej Bogusław Sonik oraz posłanka PO Katarzyna Matusik-Lipiec - wystawa, prezentowana wcześniej w Parlamencie Europejskim - jest w pewnym stopniu odpowiedzią na inicjatywę Eriki Steinbach - kontrowersyjne niemieckie Centrum Wypędzeń, które - według wielu - fałszuje historię i przedstawia wypędzonych m. in. z terenów obecnie należących do Polski wyłącznie jako ofiary, do minimum ograniczając informacje na temat powodów, dla których doszło do wypędzeń. Projekt Eriki Steinbach, jak uważają nieprzychylne mu osoby, w niedostatecznym stopniu przypomina o okolicznościach, w jakich doszło do wypędzeń, "próbuje pisać historię na nowo" oraz "wybielać Niemców" i relatywizować ich odpowiedzialność za tragedię.
W otwarciu IPN-owskiej wystawy na krakowskim Małym Rynku udział wzięli jej organizatorzy: europoseł Bogusław Sonik oraz posłanka na sejm RP - Katarzyna Matusik-Lipiec . IPN reprezentował m.in. dyrektor krakowskiego oddziału tej instytucji - Marek Lasota.
INTERIA.PL: Jaka była recepcja polskiej wystawy o wypędzonych w Parlamencie Europejskim, gdzie również była wystawiana?
Bogusław Sonik: Długo przygotowywana była w Parlamencie, długo starałem się na uzyskanie zgody, dopiero interwencja przewodniczącego PE, który jest Niemcem, sprawiła, że ta wystawa doszła do skutku. Była dobrze przyjęta i była dodatkowo ilustrowana krótkimi filmami ilustrującymi opowieści ludzi, którzy byli deportowani, oraz krótką historię w pigułce deportowań z Polski. Wystawa robiła wrażenie, bo w PE toczy się debata na temat zrównania win reżimów nazistowskiego i komunistycznego,i to był głos w tej debacie, pokazanie, że to właśnie tutaj, w Polsce, te totalitaryzmy się spotkały i razem dokonały zbrodni ludobójstwa i przesiedleń.
A w jakim punkcie znajduje się obecnie ta debata?
W zeszłym tygodniu przyjęta była rezolucja poświęcona właśnie ofiarom totalitaryzmów komunistycznego i nazistowskiego. Jak zwykle doszło do polemiki, bo lewica: głównie socjaliści oraz komuniści w PE, nie chcą dopuścić do tego, by porównywano te dwa zbrodnicze systemy i chcą wyeliminować nazwę "komunistyczny", a wprowadzić "stalinowski". Częściowo się udało, częściowo nie, bo myśmy również wprowadzili poprawki, w których pojawiało się słowo "komunistyczny". Uchwalono dzień 23 czerwca jako dzień ofiar obu totalitaryzmów: komunistycznego i nazistowskiego. To była inicjatywa czeska.
A czy ta wystawa jest bardziej przeciwko Erice Steinbach i Centrum Wypędzeń, czy próba pokazania sprawy z polskiej perspektywy.
Nie da się ukryć, że wypędzenia weszły na tematy europejskiej dempaty pod wpływem inicjatywy pani Steinbach, poświęcenia specjalnego muzeum wypędzeniom niemieckim. Ale już od samego początku tamtej debaty toczyła się debata w całej Europie, że wypędzenia dotyczyły wielu narodów i krajów, że tak naprawdę to powinna być opowieść o tym, czym grozi reżim totalitarny, który atakuje swoich sąsiadów. I ta wystawa jest wpisaniem się w tą debatę. Na pewno jest jakimś głosem uzupełniającym i pokazującym, dlatego inicjatywą organizatora i twórcy tej wystawy - IPN-u było pokazanie tej wystawy również w Niemczech i innych krajach europejskich. Ja postanowiłem, że również trzeba tutaj, w Krakowie, w Polsce trzeba mówić o tamtych czasach i historii, bo o ile niemieckie wypędzenia w Polsce sa dość znane, to te sowieckie były długo przemilczane, a one przecież dotknęły setek obywateli polskich.
W jaki sposób Niemcy mogliby czcić pamięć własnych wypędzonych, by nie być posądzonymi o próby fałszowania historii?
To jest oczywiste: powinni pokazać, do czego prowadzi zbrodniczy system, który doprowadza do wojny i w konsekwencji której cierpią obywatele kraju, który wypowiedział tę wojnę. Takim samem przykładem jest Serbia, która ucierpiała z podobnego powodu: szaleństwa nacjonalistycznego, które doprowadziło do masowych wysiedleń, morderstw i okrojenia Serbii do małego państewka.
Czy Niemcy tego właśnie nie robią?
Myślę, że taka nasza wystawa nie może przejść obojętnie w świadomości tych, którzy będą tworzyć tamtą wystawę, czyli musi być opowiedziane to, jak Niemcy w 1939 roku zaczęli przesiedlać, mordować, wypędzać systematycznie, próbować, jak na Zamojszczyźnie, próbować stworzyć strefę osiedli wyczyszczonych z Polaków, czyli masowe przesiedlania, porywanie dzieci, masowa germanizacja dzieci, całe to szaleństwo, które rozpoczęli i którego potem padli ofiarą.
Czy inne państwa członkowskie UE również z podejrzliwością patrzą na Centrum Wypędzeń i czy także podejrzewają Niemców o próby pisania historii na nowo, czy my i - powiedzmy - Czesi jesteśmy bardziej wyczuleni na tym punkcie?
Generalnie kraje Europy Środkowej i Wschodniej, nowe kraje członkowskie UE, organizują dużo wystaw poświęconych historii tamtych czasów, pokazujących dramat swoich narodów, więc ta część Europy jest bardziej wyczulona i próbuje przedstawić to Zachodowi, który mniej interesuje się historią. Tam ta historia jest bardziej zapisana w filamch, obrazkach, natomiast nie tkwi tak głęboko w świadomości obywateli. To również wpływa na postrzeganie współczesnych problemów polityki inaczej przez naszą część Europy i Zachodnią.
Natomiast my podjęliśmy taką inicjatywę: nasza grupa polityczna wydaje w PE książkę poświęcona upadkowi komunizmu we wszystkich krajach Europy Środkowo-Wschodniej i historię prześladowania obywateli w tej części Europy. Książka ta, w której będzie też rozdział polski, jest naszym przyczynkiem do mówienia więcej o naszej historii.
Czy w ciągu ostatnich 50 lat Niemcy nie przyznali się dość wyraźnie do winy, czy nie dość wyraźnie posypali głowy popiołem? Bo można odnieść wrażenie, że w gruncie rzeczy nie ma żadnych wątpliwości co do niemieckiej odpowiedzialności. Dlaczego więc tak mocno sprzeciwiać się upamiętnianiu ich ofiar, tym bardziej, że mocno podkreślone jest, że one są tak naprawdę ofiarami Hitlera, który był pierwszym powodem.
Zawsze jest prawdopodobieństwo, że ktoś uzna, że już sobie wyczyścił sumienie, i że spłacił swój dług; że może teraz na nowo interpretować swoją historię. I na to trzeba uważać. Dzisiejsze Niemcy w dużej części uznały, że poczucie winy już ich nie obowiązuje. To jest groźne, dlatego, że takiego ludobójstwa, wrzucenia Europy w otchłań wojny i tych nieszczęść, nie można skwitować stwierdzeniem, że "już zapłaciliśmy odpowiednie sumy poszkodowanym, przyznaliśmy się do winy, więc już nie ma o czym mówić, teraz my możemy się pokazać, jako ofiary". My przypominamy: "uważajcie, nigdy za wiele pokazywania, co zrobiliście".
A czy ci młodzi Niemcy z zupełnie przeoraną już mentalnością, zupełnie inną niż wcześniej, nadal stanowią zagrożenie dla Europy?
Tu nie chodzi o zagrożenie, ale nie można być obywatelem europejskim bez pełnego poczucia odpowiedzialności za swoją historię, i to o to głównie chodzi.