Mój mąż to ideał
Śliczna i elegancka blondynka, która często się uśmiecha - tak wygląda Barbara Giertych, żona wicepremiera i ministra edukacji narodowej Romana Giertycha.
Wychowała się w domu o tradycjach narodowych, ojciec był działaczem Stronnictwa Narodowego, a bracia udzielali się w Młodzieży Wszechpolskiej. Sama też ma zdecydowane poglądy, ale zamiast polityki wybrała prawo. Pod żadnym pozorem nie chce mówić publicznie o szczegółach swojej pracy zawodowej - tam, postanowiła, nie będą miały wstępu kamery i mikrofony. Do niedawna udawało jej się żyć w cieniu znanego męża, choć nieraz śledzili ją paparazzi. Z własnej woli zrezygnowała ostatnio z resztek prywatności, gdy postanowiła zabrać publicznie głos w trakcie debaty o ochronie życia poczętego. Na jej stronie internetowej apel do marszałka Sejmu podpisało do tej pory kilka tysięcy osób. Szczęśliwa żona wicepremiera Romana Giertycha i mama dwóch małych dziewczynek: 7-letniej Marysi i 3-letniej Karolinki.
Kocham kapelusze
Zaniedbane, tłuste włosy, niemodny strój i zacięty wyraz twarzy. Tak wygląda żona Romana Giertycha - myślą chętnie przeciwnicy polityczni wicepremiera. A jednak nic bardziej mylnego. Barbara Giertych to śliczna i elegancka blondynka, która często się uśmiecha. Wysokie szpilki, modny płaszczyk i podkreślająca zgrabną figurę spódnica - tak ubrana przychodzi na nasze spotkanie i jak później usłyszę - to jej ulubiony styl. Wygląda dziewczęco i można pomyśleć, że jest jedną ze studentek, których pełno o tej porze w centrum Warszawy. - Na dodatek, wszędzie jestem najmłodsza - śmieje się. - Swego czasu premier Oleksy, ilekroć mnie widział, to pytał mojego męża: Czy to pańska żona czy córka? W końcu kiedyś ja zadałam mu pytanie: czy to ja tak młodo wyglądam czy mój mąż tak staro?. Dodaje, że jest ciekawa wszystkich przejawów życia i nie boi się przemijania, chciałaby zobaczyć na swojej twarzy pierwsze zmarszczki: W końcu, co to jest starość? Najważniejsze, jak się czujemy.
Uwielbia kapelusze i - jak szczerze przyznaje - ma ich całkiem pokaźną kolekcję. Sprawdzają się podczas oficjalnych okazji, gdy towarzyszy mężowi. Podczas pielgrzymki papieża Benedykta XVI do Polski jej stosowny strój zauważyli nawet obecni na mszy św. biskupi: Wygląda pani jak dama - usłyszała od kościelnych hierarchów.
Tego idealnego wizerunku dopełnia zadbana fryzura i staranny manicure. Nie kryje, że zrobione paznokcie (niekiedy bywają nawet prowokująco czerwone) i wysokie obcasy dodają jej pewności siebie. Nigdy nie epatowałaby jednak głębokim dekoltem czy odsłoniętymi nogami. - Staram się ubierać z godnością, nie wyobrażam sobie pokazywania pępka. Dekolt? Pewnie, że na plaży leżę w kostiumie. Kwestia dbania o gust i dobry smak to sprawa kultury osobistej. Kobiecość jest związana z pięknem, ale przede wszystkim z godnością kobiety. Denerwuje mnie, gdy widzę roznegliżowane reklamy. Czy rzeczywiście producenci muszą "używać" półnagich kobiet do lansowania swoich produktów? Czy to w jakiś sposób nie narusza naszej kobiecej godności? Przecież te kobiety są traktowane jak przedmiot!
Te zasady wpaja też od najmłodszych lat swoim córkom. - Byłyśmy niedawno w McDonaldzie, gdzie trochę starsze od Marysi dziewczynki miały gołe brzuchy i superkrótkie mini. A Marysia na ich widok powiedziała: Mamo, zobacz, ta dziewczynka ma chyba za małą bluzeczkę.
Marysia od poniedziałku do piątku zakłada co rano elegancki mundurek. W prywatnej szkole, do której chodzi, obowiązują od chwili jej powstania. Pani Barbara jest przekonana, że dziecko ministra edukacji wcale nie musi chodzić do szkoły publicznej: Decyzję o wyborze szkoły podjęliśmy, zanim Romek został ministrem. Szkoła, do której chodzi Marysia, została założona przez naszych przyjaciół. Po prostu zebrała się grupa rodziców, którzy mieli takie aspiracje i chęci, taka inicjatywa rodziców, którzy mieli dzieci w podobnym wieku. Chciałabym, żeby wszystkie szkoły tak wyglądały.
Z córkami rozmawia dużo i chętnie, nie tylko o kobiecym stylu ubierania się, ale i na wiele innych tematów. Stara się domowe czynności wykonywać wspólnie z Marysią i Karolinką: Jak koszę trawę w ogródku albo gotuję obiad, proszę, żeby mi pomagały. Chcę, żeby na miarę swojego wieku i możliwości miały jakieś obowiązki domowe.
Ostatnio pytała starszą córkę, co sądzi o Teletubisiach. Dziewczynki mają ich maskotki w domu, ale ich ulubiony satelitarny kanał telewizyjny nie emituje tego filmu.
- Marysiu, co ty sądzisz o Teletubisiach?
- Mamo, nudne są jak nie wiem - usłyszała Barbara Giertych.
Choć większość obowiązków wychowawczych spoczywa na niej, nie ma poczucia, że jest samotną matką. - Romek bardzo pilnuje kontaktu z dziewczynkami. Prawie codziennie Marysi, a teraz i Karolince czyta wieczorem bajki. Jak jest jakieś przedstawienie w szkole, to też stara się być, wpaść choćby na chwilę.
Gdy patrzy na córki, nie roztkliwia się, ale jest z nich niezmiernie dumna. Wierzy, że tak będzie zawsze: Nie mam żadnych materialnych marzeń. Jedyne, o czym marzę, to żeby w przyszłości były dobrymi kobietami.
Już dziś Marysia i Karolcia (jak pieszczotliwie mówi o młodszej) dowiadują się od mamy, jak żyć, by zostać dobrym człowiekiem. Stara się wpajać im swoje zasady. Całkiem poważnie mówi: Bardzo chciałabym być dobrym przykładem dla dzieci. Nie jest to łatwe, ale człowiek musi w życiu od siebie wymagać.
Wojująca feministka
Nie ma sposobu, by ją zaszufladkować. Bo co sądzić o żonie czołowego prawicowca, która w kilka tygodni po porodzie wraca do pracy, gdzie czuje się szczęśliwa i spełniona? Gdy sumienie jej dyktuje, wkracza do publicznej debaty, ale zastrzega, że przynajmniej na razie nie będzie Manuelą Gretkowską prawicy - nie ma w planach zakładania kolejnej partii kobiet. Chociaż na temat swojej płci i jej problemów ma wykrystalizowane poglądy: Nie mówmy ciągle o aborcji, chociaż oczywiście sprawa życia to bardzo ważny temat. Kobiety w Polsce mają cały szereg innych problemów. Np. jak się w Polsce dba o warunki porodu. Moje doświadczenia z pierwszego porodu są złe, a nikt się tym nie interesuje. Kobieta jest zostawiona sama sobie: Jesteś matka Polka - wracaj do domu i radź sobie sama. Drugą córkę rodziłam ze znieczuleniem i nie rozumiem, dlaczego kobiety muszą za nie płacić. Ile to kosztuje, te dwie kropelki leku, a o ile mniej byłoby traumy i bólu. Kobieta, która nie przeżyje strasznego bólu porodu, będzie z pewnością łatwiej myśleć o kolejnym macierzyństwie. Następna sprawa to faktyczna sytuacja, że kobieta, która urodziła dziecko, zostaje za to zawodowo "ukarana". Obecne problemy z demografią, to często wynik właśnie niewłaściwego podejścia do kobiet w ciąży i kobiet z małymi dziećmi. Dlaczego np. państwo nie wspiera przyzakładowych przedszkoli? Czy kobieta nie będzie lepiej pracować, gdy podczas przerwy śniadaniowej wpadnie do swojego dziecka? To tak jesteśmy chronione przez państwo? Jak pani widzi, jestem wojującą feministką - mówi przekornie.
Barbara Giertych nie czuje potrzeby bronienia poglądów męża i nie obraża się o ataki ze strony jego przeciwników politycznych. Podkreśla, że wypowiedziała się publicznie, bo to ona sama czuła taką potrzebę, a nie dlatego, że jej mąż potrzebował jakiegoś wsparcia.
- On musi się liczyć z atakami nawet brutalnymi, bo przecież wybrał taki zawód. Polityka to jego pasja od wielu lat. Jeżeli ktoś Romka niesłusznie atakuje, to jest mi przykro i tyle. Chociaż ostatnio poziom agresji w środkach masowego przekazu osiągnął szczyt. Czy dziennikarz, który po skończonym programie rzuca za plecami Romka wulgarny wyraz, nie powinien się zastanowić? Czy obelgi wobec tych, z którymi się nie zgadzamy, są najlepszą formą dyskusji?.
Zasadnicza w poglądach, nie dzieli moralności na tę na co dzień i od święta. Kto sądził, że Roman Giertych jest radykalny w poglądach, nie rozmawiał zapewne z Barbarą. - Nie wtrącam się do polityki, ale uważam, że w życiu publicznym za mało znaczenia przywiązujemy do jedności życia osób publicznych. Przecież jedynie osoba, która robi w życiu prywatnym to, co głosi, jest wiarygodna jako osoba publiczna. Wierność w małżeństwie powinna być wyznacznikiem autorytetu osoby. Tymczasem u nas w ogóle nie zwraca się na to uwagi.
Do niedawna trzymała się jednak z dala od życia publicznego, a do mediów bardzo rzadko trafiały jej zdjęcia. Kiedyś paparazzi wyśledzili ją na zakupach z mężem w galerii handlowej, innym razem, jak wychodzą razem z kina. I tyle. Ostatnio ktoś usiłował zrobić zdjęcia na uczelni, gdzie prowadzi zajęcia.
Twarz Barbary Giertych przestała być anonimowa kilka tygodni temu, gdy zabrała głos w sprawie ochrony życia poczętego. Nadal zbiera podpisy pod apelem do marszałka Sejmu na swojej stronie internetowej www.barbara.giertych. pl.
- Po mojej wypowiedzi dostałam - zupełnie niespodziewanie - bardzo dużo podziękowań. Nieznajome kobiety podchodziły do mnie na ulicy i mówiły: Proszę o nas walczyć. Jak to dobrze, że ktoś zabrał w naszej sprawie głos i że nie jest to mężczyzna. Dla kobiet to ważne, że o byciu w ciąży czy wychowywaniu dzieci nie mówią wyłącznie panowie?.
Jesteśmy szczęśliwi
Łagodnieje, gdy opowiada o trwającym już dziewięć lat małżeństwie z Romanem. Znają się pięć lat dłużej. Wypatrzyli się na jakimś politycznym spędzie Młodzieży Wszechpolskiej. Szesnastoletnia Basia wpadła w oko ówczesnemu liderowi wszechpolaków. Jeden z jej braci - aktywny działacz organizacji - przedstawił ją przewodniczącemu. Ślub wzięli po pięciu latach znajomości. Pani Barbara jest przekonana, że spotkała w życiu swój ideał. Jak każdy ma swoje wady, ale jest człowiekiem, na którym można się oprzeć.
- Nie mam do męża zastrzeżeń. Nie przypominam sobie, kiedy się kłóciliśmy, chyba raz na samym początku małżeństwa. Posprzeczaliśmy się o jakiś drobiazg, jakąś kompletną bzdurę. Dziś jest pewna, że nie popełniłaby tego błędu. Dlaczego?
- Postawiłabym na swoim - odpowiada i wybucha niepohamowanym śmiechem.
O wszystkim, co ich dotyczy, potrafią długo i szczerze rozmawiać. Są parą zgodnych, świetnie dobranych przyjaciół.
W wolnych chwilach ona chętnie plotkuje z koleżankami, a on...? - Romek lubi tańczyć, ojej, jak on uwielbia tańczyć.
Nawet gdy mąż tańczy z innymi kobietami, nie czuje ukłucia zazdrości w sercu.
- Nigdy nie spotkałam się ze strony Romka nawet z cieniem nielojalności w stosunku do mnie, i ja też nie zachowałam się nielojalnie. Nawet do głowy by mi to nie przyszło.
Oboje nie mają oporów przed publicznym okazywaniem sobie uczuć. - Zdarza nam się nawet pocałować, ale żaden paparazzi nas jeszcze nie przyłapał! - śmieje się.
A potem dodaje poważnie: Bardzo się kochamy. Pewnie dlatego nie wdaje się nawet w rozważania o tym, jak zareagowałaby na zdradę.
- Często, jak widzę tragedie ludzkie, rozpadające się małżeństwa, to podwójnie doceniam to, jak układa mi się życie. Nie jestem zazdrosna o mojego męża.
- Jest pani go pewna?
- Tak.
Agnieszka Laskowska