Lasek: Eksperci Macierewicza źle interpretują dane
- Tezy, którymi jesteśmy karmieni, nie mają żadnego potwierdzenia w faktach. Prawda smoleńska jest jedna, ale opinię publiczną kształtują te tezy, które są częściej powtarzane. Stąd pomysł powołania naszego zespołu - komisji będącej grupą polemiczno-edukacyjną w sprawie katastrofy smoleńskiej - mówi szef Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych, Maciej Lasek w Kontrwywiadzie RMF FM.
Konrad Piasecki, RMF FM: Czuje pan, że przegrywa wojnę o prawdę smoleńską?
Maciej Lasek: - Może nie wojnę o prawdę smoleńską, bo prawda jest jedna. Prawda oparta na faktach i na naszym raporcie.
Ale coraz więcej osób tę prawdę dostrzega w teoriach o zamachu, o tym, że brzoza nie ścięła skrzydła i o tym, że doszło pod Smoleńskiem do wybuchu w samolocie.
- Niestety, opinię publiczną kształtują te wypowiedzi, które mają najlepszą chwytność i są wielokrotnie powtarzane.
Nie jest tak, że reaktywacja komisji Millera już bez Millera, jest oznaką takiego właśnie nastroju?
- Ależ absolutnie nikt nie mówi o reaktywacji komisji pana ministra Millera. Badanie tego wypadku zostało zakończone i przez ostatnie półtora roku ani razu nie wydarzyło się nic, co mogłoby to badanie wznowić.
Czym w takim razie będzie zespół, komisja, ta grupa osób, którą pan teraz powołuje?
- To też jest pewnego rodzaju nadinterpretacja. Poddaliśmy pomysł stworzenia zespołu osób, które znają się na badaniu wypadków. Częściowo złożonego z członków byłej komisji pana ministra Jerzego Millera, ale również szerokiej innej grupy osób, które znają się generalnie na tematyce lotniczej aby, można powiedzieć, przybliżyć tezy naszego raportu. Przybliżyć to, o czym nie mówiliśmy przez ostatnie półtora roku.
Czyli to będzie taka grupa polemiczno-edukacyjna?
- Oczywiście.
Nie badająca, bo uznajecie, że badanie już za wami.
- Badanie zostało zakończone. Jak w każdym badaniu nie jest wykluczone, że jeżeli pojawiają się nowe fakty, to możemy badanie wznosić.
Jest w panu taka potrzeba, opisywana przez polityków Platformy w ten sposób: trzeba podnieść rękawicę i pokazać, że rzuca nam ją cherlawy rycerzyk, a nie orędownicy prawdy?
- Jak można prześledzić nasze wcześniejsze wypowiedzi, nasz tok nie idzie w kierunku jakiegoś zwarcia.
To znaczy nie chcecie mówić o cherlawych rycerzykach, bo to jest określenie naznaczające?
- Ależ oczywiście, staramy się to tłumaczyć jasno, prosto, bez emocji.
Ale jest tak, że będziecie, jak mówi premier, dowodzić absurdalności niektórych zarzutów, czy "fantasmagorii", to jest główny cel?
- Tak, to jest główny cel tego działania. Należy wprost powiedzieć, że tezy, którymi jesteśmy karmieni przez półtora roku, nie mają żadnego potwierdzenia w faktach.
A czy pan rozumie, skąd się biorą te tezy? Skąd się na przykład bierze ta główna teza komisji Macierewicza, że samolot nie zderzył się z brzozą, że był w tym momencie wyżej i że wystąpiły na jego pokładzie dwa wybuchy? Na podstawie jakich danych zostało to oparte?
- O ile dobrze pamiętam, zostało to oparte na zapisach urządzenia TAWS, urządzenia, które nie jest rejestratorem, które rejestruje te same parametry, co rejestrator parametrów lotu, ale żeby można było interpretować te wyniki, to po pierwsze trzeba system, w jakim następuje synchronizacja danych między wszystkimi urządzeniami. Ja przypomnę, że urządzenie TAWS zarejestrowało tylko kilka punktów, w trakcie podejścia końcowego tego samolotu rejestrator parametrów lotu zarejestrował z częstotliwością od jednego do kilku herców inne parametry.
Czyli co, naukowcy komisji Macierewicza nie umieją synchronizować tych danych?
- Wydaje mi się, że niestety tak, i jest to związane z tym, że żadna z tych osób, która się wypowiada, nie zajmowała się profesjonalnie badaniem wypadków lotniczych i takimi szczegółami, jaki myśmy się zajmowali.
Ale wy się z nimi będziecie spotykać?
- Ja bym bardzo chciał się z nimi spotkać. Na naszych warunkach oczywiście.
A co to są te "nasze warunki"?
- Nasze warunki to jest bardzo prosta sprawa: spotykamy się jak ekspert z ekspertem. To nie jest debata publiczna, to nie jest debata w telewizji, tylko zapraszamy jednego pana profesora czy drugiego - proszę bardzo, jeżeli pan ma inne zdanie, proszę nas przekonać, my panu udowodnimy, że pana tezy nie mają pokrycia, znaczy - w zderzeniu z faktami - nie mają racji bytu.
Czyli pan wyklucza publiczne spotkania? Takie jak ta konferencja 5 lutego, na którą jest pan zaproszony?
- Ja na tę konferencję jestem zaproszony poprzez informacje medialne, tak jak wszyscy członkowie komisji...
Został pan publicznie zaproszony.
- Ale proszę mi powiedzieć: co wniesie taka debata? Wygra tę debatę ten, kto głośniej krzyczy.
Staniecie na ubitej ziemi, z otwartą przyłbicą, i będziecie się przekonywać. Może warto to robić?
- Bez polityków - tak. Bez kamery - z miłą chęcią. Ja wolałbym żeby - tak jak eksperci z ekspertami rozmawiają: rozmawiamy, a potem mamy wspólne stanowisko, o którym informujemy opinię publiczną.
Czyli na tym spotkaniu się pan nie pojawi?
- Nie, nie pojawię się.
A spotka się Pan z Antonim Macierewiczem?
- A w jakim celu?
No żeby jego też przekonać. Żeby pokazać mu te dane, wytłumaczyć mu na czym polega TAWS, na czym polegają rejestratory lotu. Być może wyjdzie z tego spotkania innym człowiekiem.
- Ostatnio przejrzałem regulamin pracy zespołu parlamentarnego powołanego do wyjaśniania tej katastrofy, czyli zespołu parlamentarnego pana posła Antoniego Macierewicza. W regulaminie tego zespołu nie znalazłem ani słowa na ten temat, że ten zespół ma badać wypadek lotniczy. Ma współpracować z organizacjami, które badały ten wypadek, ma opiekować się rodzinami, ma dbać o pamięć o ofiarach tej katastrofy... Nic na temat badania.
Czyli przekonywać polityków pan nie chce?
- Nie chciałbym przekonywać polityków, bo polityka i badanie wypadków to są dwie różne rzeczy.
A Jarosław Kaczyński to nie jest polityk, którego chciałby pan przekonać?
- Ja bym chciał, żeby wszyscy byli przekonani, ale jestem realistą. Kilkanaście procent do dwudziestu procent osób, które wierzą w inny przebieg tego wypadku - odrzucając 80, 90 procent faktów, które zostały zgromadzone - to jest grupa osób, która jest bardzo trudna do przekonania, albo która nie zostanie nigdy przekonana.
Czyli podsumowując, pan się ani z Antonim Macierewiczem, ani z Jarosławem Kaczyńskim nie zamierza spotykać, przesłuchiwać, zapraszać na spotkania ich?
- Raczej nie.
Ale tylko raczej?
- No to powiedzmy nie, ponieważ tak, jak powiedziałem wcześniej, ekspert rozmawia z ekspertem.
A wyciągnięcie ręki po pomoc do rządu? Potrzebna wam jest taka pomoc?
- Znaczy przy niektórych. Dostęp do materiałów, załóżmy, jeżeli byśmy chcieli zrobić jasny przekaz - wielokrotnie o tym mówiliśmy - zgodnie z przepisami, które obowiązywały w momencie badania tego wypadku, materiały, nad którym pracowaliśmy, zostały przekazane do Inspektoratu MON do spraw Bezpieczeństwa Lotów. One są zbierane zresztą...
Czyli jeśli potrzebujecie rządu to po to, żeby wam otworzył dostęp do tych materiałów?
- Żeby wymyślił, albo opracował sposób, jak można do tych materiałów bezpiecznie - bez naruszenia zasad badania wypadków lotniczych - do nich dotrzeć.
A ile będziecie działać? To są miesiące, lata?
- Jeżeli podejmiemy te działania, jeżeli zespół zostanie uruchomiony, myślę, że co najmniej tak długo, jak pracować będzie prokuratura.
Czyli po zakończeniu pracy prokuratury wy się też rozwiążecie?
- Wydaje mi się, że to jest właściwy moment. Badanie wypadku lotniczego i praca prokuratury to są dwie odrębne rzeczy, ale w tym samym temacie. W związku z tym, jeżeli prokuratura skończy pracę, uzna, że postawi zarzut lub nie postawi zarzutów.. Wydaje mi się, że tak wiele instytucji państwowych wypowiedziało się na ten temat, że nie ma potrzeby dalszej pracy. Być może będziemy jeszcze jakoś działali, popularyzatorsko prowadzili, ale już nie w taki sposób.