Kurdowie w północnej Syrii - czy tylko bohaterowie i ofiary?
Syria od początku swojego istnienia, jako jedno z państw powstałych w wyniku rozpadu Imperium Osmańskiego i podziałów dokonanych przez mocarstwa kolonialne, zmagała się z napięciami natury etnicznej i religijnej. Wojna wydobyła je na wierzch, eskalując wiele z nich – wcześniej Syria cieszyła się dość sporą (jak na Bliski Wschód) tolerancją, jednak niektóre problemy długo były jedynie wyciszane, a nie rozwiązywane. Dotyczy to także kwestii syryjskich Kurdów.
W wielu wypadkach (oczywiście za wyjątkiem ISIS i innych frakcji islamistycznych), trudno byłoby obiektywnie wartościować, która strona jest "dobra", a która "zła". Podobnie jest w przypadku Kurdów popierających Partię Sojuszu Demokratycznego, w skrócie PYD (oraz jej zbrojne ramię YPG - Powszechne Jednostki Obrony); o ile należy docenić ich walkę przeciwko dżihadystom, to wiele pozostałych działań ma negatywny wydźwięk. Obecnie dostrzegają to nawet brytyjskie media głównego nurtu (jak ostatnio "The Telegraph").
O problemach związanych z działaniami grup kurdyjskich w Syrii (oraz w Iraku) od lat informują głównie aktywiści i dziennikarze funkcjonujący poza mainstreamem. Oto niektóre z nich.
Znieważenie i represje
Kilka tygodni temu miała miejsce nieudana ofensywa tzw. Wolnej Armii Syryjskiej (FSA) na kontrolowany przez kurdyjskie YPG kanton Afrin. Po jej odparciu, zwłoki około pięćdziesięciu bojowników FSA (i wspierających ją doraźnie dwóch innych frakcji islamistycznych - Ahrar asz-Szam i Frontu Lewantu) zostały wrzucone na ciężarówkę, stając się częścią makabrycznej, zorganizowanej przez Kurdów "parady zwycięstwa". Nagranie z tego zdarzenia pojawiło się w internecie, wywołując falę oburzenia. Warto podkreślić, że znieważenie zwłok uchodzi w świecie islamu (zwłaszcza wśród Arabów) za wyjątkową zbrodnię.
Inne napięcia istnieją między Asyryjczykami a grupami kurdyjskimi, sięgając swymi korzeniami co najmniej początku XX wieku. To wtedy Kurdowie, z poduszczenia władz tureckich, mordowali Ormian, Asyryjczyków i innych chrześcijan na terenie dawnego Imperium Osmańskiego. Współcześnie podsycają je różnice polityczne oraz wzrost kurdyjskich dążeń do niezależności (podobnie jest w Iraku). Częste są bezpodstawne represje, jak w lutym zeszłego roku, gdy pod zarzutem wtargnięcia na teren kurdyjski (sic!) w mieście Al-Malikiyah aresztowano 10 Asyryjczyków, w tym księdza - delegata patriarchy Syrii. Dwa miesiące później członkowie YPG zwabili w zasadzkę i zamordowali Davida Jindo, dowódcę lokalnej samoobrony asyryjskiej Khabour Guards, jednocześnie kapłana. Przywództwo PYD/YPG zapowiedziało surowe kary dla morderców, jednak w pierwszym procesie zabójcy otrzymali bardzo niskie wyroki (po dwa lata więzienia). Wyższe kary dla sprawców zapadły dopiero w ponownym procesie, po interwencji partii SUP (Syrian Union Party - asyryjskiej, przeciwnej także rządowi w Damaszku).
Rozdrobnienie i czystki
Warto zauważyć, że Kurdowie nie stanowią monolitu - na rozmowach w Genewie obecni byli zarówno kurdyjscy delegaci rządowi, jak i ci ze strony tzw. opozycji (islamistycznej). I jedni i drudzy potępili federalizacyjny projekt PYD. Podobnie uczynili nie-kurdyjscy mieszkańcy prowincji Hasaka, kontrolowanej przez YPG. Na kurdyjskich formach nie brakuje opinii, że jeśli tzw. Rożawa ma być wykorzystywana przez siły zewnętrzne w służbie obcym interesom, to cała federalizacja (czy nawet niepodległe państwo w przyszłości) nie ma większego sensu. Jest też dość duża grupa Kurdów, którzy popierają rząd w Damaszku; część z nich służy w wojskach rządowych, najwyraźniej nie mając zamiaru zdezerterować - bo inaczej zrobiliby to już dawno, gdy armia syryjska była w dużo gorszym położeniu. Niestety, jest też wielu Kurdów walczących u dżihadystów, w tym w ISIS.
Kurdów obciążają wysiedlenia ludności arabskiej i turkmeńskiej z obszarów kontrolowanych przez YPG. W październiku ubiegłego roku ukazał się raport Amnesty International na ten temat, podobne zarzuty w 2014 roku sformułowała także Human Rights Watch. Strona kurdyjska stanowczo zaprzeczyła większości z tych oskarżeń, nie przedstawiła jednak przekonujących dowodów.
Sojusze (i ich brak)
Uznała za to - w manifeście kurdyjskim - Czeczenów za jedną z grup ludności "autentycznie rdzennej", wbrew temu, iż historycznie w Syrii nie było żadnej znaczącej mniejszości czeczeńskiej. Wymienienie ich w oficjalnym dokumencie zrodziło spekulacje, że Kurdowie-federaliści (niczym Turcja w kwestii grup turańskich), usiłują stworzyć grunt do przeciągnięcia na swoją stronę tych Czeczenów, którzy z jednej strony przestali już wierzyć w sens służby u ISIS czy w innych frakcjach ekstremistycznych, z drugiej zaś wiedzą, że powrót na terytorium Federacji Rosyjskiej oznaczałby dla nich śmierć lub wieloletnie więzienie. Jednak czy YPG odważyłoby się podjąć takie ryzyko, usiłując wykorzystać położenie Czeczenów? Nie byłoby to zaskakujące, wszak konflikt syryjski cechują doraźne, lokalne zawieszenia broni (czasem nawet współdziałanie) między kurdyjskim YPG a FSA, tudzież między YPG a wojskami rządowymi; oprócz tego frakcje islamistyczne raz to ze sobą walczą, raz współpracują. Nadto, znani z bitności Czeczeni mogliby stanowić wartościowe uzupełnienie dla Kurdów, gdyby ci chcieli utrzymać także te tereny, gdzie ludność kurdyjska nie stanowi większości. Warto też zauważyć ciekawą dysproporcję - w manifeście o Czeczenach wspomniano trzykrotnie, podczas gdy etnoreligijna grupa Alawitów (stanowiąca około 12 proc. ludności Syrii) została wymieniona tylko raz.
Mimo lokalnych sojuszy, generalnie Kurdowie nie współpracują z rządem w Damaszku (z winy obu stron) w kwestii prowadzenia działań zbrojnych przeciwko dżihadystom. Obecnie kurdyjskie YPG, przy wsparciu około 300 amerykańskich doradców wojskowych, prowadzi ofensywę na Rakkę. Wkrótce po jej rozpoczęciu strona rządowa również ogłosiła analogiczną operację. Trzeba jednak przypomnieć, że wcześniej ci sami Kurdowie zagrozili, że jeśli wojska syryjskie pierwsze odbiją nieformalną stolicę "kalifatu" ISIS w Syrii, to spotkają się z kontrnatarciem YPG.
* * *
Syryjscy Kurdowie stanowią niewątpliwie siłę, którą należy brać pod uwagę w kalkulacjach politycznych, zaś rozwój sytuacji w Syrii jeszcze nie raz może nas zaskoczyć. Lawirując między USA i Rosją, Kurdowie-federaliści prowadzą własną grę. W kontekście bliskowschodnim wczorajszy wróg jutro może stać się sojusznikiem, nierzadko w sposób zaskakujący dla Europejczyków. Kto nie wierzy, niech popatrzy na Liban - kraj niegdyś targany wojną domową, gdzie obecnie Hezbollah utrzymuje taktyczny sojusz z większością chrześcijan, czego przejawem jest np. poparcie dla ich kandydata na urząd prezydenta Libanu. Jakie nauki płyną stąd dla Polski? Nasza ospała i nieefektywna dyplomacja od dawna ma trudności z reagowaniem na zmiany polityczne. Toteż tym bardziej nie powinniśmy partycypować w misji wojskowej w Syrii. Bo co zrobimy, gdy okaże się, że postawiliśmy nie na tego konia, co trzeba?
Michał Mazur