Komorowski na "jajku" w Kosowie
W wojskowej bazie Bondsteel w Kosowie gościła dziś delegacja polskiego Sejmu. Politycy spotkali się z biorącymi udział w misji żołnierzami na wielkanocnym posiłku. W składzie delegacji znaleźli się m.in. dwaj kandydaci na prezydenta: marszałek Sejmu Bronisław Komorowski i wicemarszałek Jerzy Szmajdziński.
Reporter INTERIA.PL rozmawiał w Kosowie z marszałkiem Bronisławem Komorowskim.
Ziemowit Szczerek: Panie marszałku, rozmawiamy w trakcie wielkanocnego spotkania - "jajka" - polskiej delegacji parlamentarnej w bazie, w której stacjonuje polski kosowski kontyngent. Czy to przypadek, że na tym "jajku" znalazło się dwóch kandydatów na prezydenta? Pan i marszałek Szmajdziński?
- Wykonujemy służbowe obowiązki. Kampania jeszcze się nie rozpoczęła, ale chodzi o to, by było widać normalną pracę - zarówno na szczytach władzy, jak i w parlamencie, bo jesteśmy tutaj jako część delegacji parlamentarnej.
- Mimo trwających już przygotowań do kampanii wyborczej, mimo emocji, które im towarzyszą, które zawsze sprawiają, że ludzie mniej się lubią niż zazwyczaj - ja się cieszę, że możemy być w takim składzie, w jakim jesteśmy. Przypomnę bowiem, że są z nami przedstawiciele wszystkich środowisk parlamentarnych. Jest tu więc także mój konkurent w wyborach prezydenckich, ale także mój kolega, były minister obrony narodowej, wicemarszałek Sejmu Jerzy Szmajdziński.
- To chyba dobry sygnał, że można konkurować politycznie, niekoniecznie na zasadzie robienia sobie na złość albo omijania się. Jesteśmy tu razem i to chyba dobra lekcja dla żołnierzy polskich, a także do podziękowania żołnierzom polskim za służbę.
Nie widać między panami antypatii...
- Ja generalnie jestem człowiekiem łagodnym. Konkurencja konkurencją, ale służba służbą; wojsko jest apolityczne i apartyjne; trzeba to podkreślać również w taki sposób, trzeba tak właśnie pokazywać parlament żołnierzom.
- Pokazaliśmy dzisiaj parlament z całym jego skomplikowaniem, ale również z całym bogactwem posłów, reprezentujących różne grupy parlamentarne, a także konkurujących ze sobą marszałka i wicemarszałka.
Żołnierze, których tu widzimy, to część polskiej polityki zagranicznej. Jeśli zostanie pan wybrany na prezydenta, które elementy prowadzonej przez obecną głowę państwa linii zagranicznej będzie pan kontynuował, a których absolutnie nie?
- Linię polityki zagranicznej wyznacza nie prezydent, a rząd. Tak jest zapisane w konstytucji. Kłopoty Polska miała wtedy, gdy prezydent próbował prowadzić własną politykę zagraniczną. I to jest pierwsza rzecz, o której trzeba wspomnieć: Polska nie może sobie pozwolić na dwie odmienne polityki zagraniczne, bo one się zerują, tak, jak wektory: zero korzyści dla Polski.
- Z przyjemnością informuję, że obecny minister spraw zagranicznych realizuje program, który ja napisałem: w obszarze polityki zagranicznej, polityki europejskiej, polityki bezpieczeństwa. Program jest mojego autorstwa i bardzo się cieszę, bo to dobry program i jest bardzo dobrze realizowany. Jeśli Polska sięga po narzędzie, którym jest wysyłanie żołnierzy w misję zagraniczną - a musi po takie narzędzie sięgać - to trzeba bardzo pilnować tego, by było to bardzo zrozumiałe i do zaakceptowania dla opinii publicznej.
- Misja w Kosowie, na terenie naszego kontynentu, w ramach struktur politycznych, do których Polska należy, jest misją zrozumiałą i oczywistą. Nie ma wątpliwości, tak było od samego początku, od 11 lat. Natomiast warto uważać ze zbyt daleko idącymi misjami na antypodach świata, bo po prostu tego przeciętny Polak może nie rozumieć.
Rozmawiamy w bazie wojskowej w Kosowie. Czy w tym programie, o którym pan wspomniał, była sugestia nawiązania stosunków dyplomatycznych z Kosowem, jeśli już uznaliśmy to państwo?
- To prawda, Polska zaakceptowała w pełni odrębność państwową Kosowa, ale nie nawiązała stosunków dyplomatycznych. Są różnice w łonie Unii Europejskiej co do uznania Kosowa. Być może znikną one wraz z decyzją Unii Europejskiej o przyjęciu Serbii do swego grona. Wtedy te kwestie będą musiały być uregulowane w skali całej Unii Europejskiej.
- Polska zawsze podkreślała potrzebę jednolitej Unii Europejskiej, bo to leży w naszym interesie, więc sądzę, że Polska zachowała się porządnie i racjonalnie, będąc po stronie i tych, którzy uznali Kosowo, jak i tych, którzy mają wątpliwości, co do tempa posuwania się na tej drodze.
Czy uznanie niepodległości Kosowa przez Serbię może być warunkiem przyjęcia Serbii do Unii Europejskiej?
- Wydaje się to warunkiem, po którego spełnieniu akcesja Serbii może uzyskać akceptację wszystkich członków Unii Europejskiej. Nie wiadomo, czy Unia będzie chciała sformułować takie warunki, ale niewątpliwie w Serbii już teraz daje się zaobserwować przewartościowanie stanowiska w sprawie Kosowa. To jest jakaś szansa kontynentu europejskiego jako całości.