Klich: Przyzwyczaiłem się do życia w permanentnej dymisji
Zaskoczeniem są dla mnie miesiące, kiedy nie mówi się o moim odwołaniu - mówił w Przesłuchaniu w RMF FM szef MON Bogdan Klich.
Agnieszka Burzyńska: Pogodził się pan z myślą, że pańska kariera dobiega końca?
Bogdan Klich: Nie bardzo rozumiem pojęcie "kariery".
Pańskie ministrowanie.
Kariera, to rozwój zawodowy człowieka przez całe życie i nigdy nie uznawałem ministrowania za swoją karierę.
Ministrowanie nie rozwija?
Ministrowanie to jest służba. Natomiast jeśli pyta pani o koniec mojego ministrowania, to on kiedyś oczywiście nastąpi. Ponieważ ministrem się tylko bywa.
Ale kiedy? Ten czas jest bliski, pan to czuje czy nie?
Trudno mi odpowiedzieć na takie pytanie, ponieważ szef może każdego swojego ministra w każdej chwili zwolnić, a każdy minister jest do dyspozycji swojego szefa przez cały czas.
A odbył pan taką męska rozmowę z Donaldem Tuskiem?
Nie, nie mieliśmy okazji rozmawiać.
Ale po tym co czytamy w tym MAK-oskim raporcie, nie byłoby honorowo pójść do premiera i powiedzieć: panie premierze Donaldzie, nie chcę być ciężarem, odejdę sam?
Pani redaktor, premier doskonale wie o tym, że jestem do jego dyspozycji w każdym dniu.
"Szef MON ułatwiłby wszystkim sytuację, gdyby sam honorowo złożył dymisje". Kto tak mówi? Podpowiem, że to nie jest polityk PiS-u.
Nie wiem, nie słucham dzisiaj opinii, ponieważ jestem w pracy.
To kochany koalicjant, ustami Eugeniusza Kłopotka. To robi wrażenie czy nie?
Wie pani, przyzwyczaiłem się do życia w permanentnej dymisji. To jest moje doświadczenie przynajmniej od dwóch lat i jest to dla mnie stan naturalny. Zaskoczeniem dla mnie są te miesiące, w których nie mówi się o mojej dymisji bądź mojej rezygnacji. W związku z tym nauczyłem się normalnie pracować, także wtedy kiedy pojawiają się informacje o mojej dymisji bądź mojej rezygnacji.
Ale panie ministrze fatalnie to wygląda. Z MAK-owskiego raportu wynika, że w 36. pułku panował całkowity bałagan, fałszowano dokumentację, piloci nie byli odpowiednio przeszkoleni, a polska strona nie była w stanie przedstawić Rosjanom wielu dokumentów, w tym certyfikatu zdatności do lotów tupolewa, dlaczego?
Ale pani też doskonale wie o tym, że jest wiele błędów w raporcie MAK-u i że jego braki polegają nie tylko na tym, że nie uwzględnia tego, co jest ważne dla wyjaśnienia całej prawdy - czyli wszystkich okoliczności tej katastrofy - bo nie uwzględnia tego, co zdarzyło się po stronie rosyjskiej, przede wszystkim w tak zwanej wieży kontroli lotów.
Ale ja pytam, dlaczego nie było tego certyfikatu, dlaczego nie przekazaliśmy certyfikatu zdatności?
Powiem szczerze, że ja nie wiem co przekazano, a czego nie przekazano, ponieważ nie jestem ani członkiem, ani przewodniczącym komisji badania wypadków lotniczych. Przeczytałem uważnie uwagi naszej komisji badania wypadków lotniczych i nie zauważyłem tam jakichkolwiek niejasności. Strona polska w moim przekonaniu wywiązała się ze swojej pracy dobrze.
A ja właśnie widzę te rozbieżności, ponieważ my w tych uwagach piszemy, że ten certyfikat był niepotrzebny, bo mamy jakiś inny dokument, który certyfikuje. Ale z drugiej strony coś tu nie gra, bo w tym samolocie był jeden taki nieważny certyfikat, ale jego termin skończył się w maju 2009 roku. To był certyfikat na tupolewa 101. Drugi, ważny tyle tylko, że na "102".
Jestem przekonany o tym, że komisja ministra Millera, do której mam pełne zaufanie, wyjaśni i tę, i każdą inną wątpliwość.
Panie ministrze, w tym raporcie MAK-owskim widać wyraźnie, że były zaniedbania w specpułku, że były fałszowane dokumenty. Jeżeli to się potwierdzi, to kto za to zapłaci, bo na razie nikt nie stracił pracy.
No tak, ponieważ do tej pory raport naszej komisji nie został jeszcze zakończony i opublikowany, natomiast jeśli chodzi o konsekwencje dyscyplinarne lub kadrowe, to mogą być one wprowadzone po opublikowaniu raportu naszej komisji, czyli komisji ministra Millera.
I będą?
Jestem przekonany, że tak, jeżeli tylko będą osoby, które złamały jakiekolwiek przepisy. To wszystko jest w rękach pana ministra Millera i jego komisji - ocenić, czy zostały złamane jakiekolwiek przepisy, w jaki sposób i w jakim czasie.
A pan nie widzi jeszcze tego złamania?
Ja powiem to, co powtarzam od wielu, wielu miesięcy. Staram się nie ingerować w żaden sposób w postępowanie ani prokuratury, ani komisji ministra Millera, dlatego, aby nikt nigdy nie powiedział, że minister obrony narodowej w jakikolwiek sposób oddziaływał na te działania. Te działania są autonomiczne, one są prowadzone niezależnie i dopiero po zakończeniu ich prac będzie można mówić o jakiejkolwiek odpowiedzialności.
Panie ministrze, oglądał pan prezentację raportu MAK?
Tak oglądałem.
I jak?
No muszę powiedzieć, że jestem zaskoczony. Zaskoczony przede wszystkim tym, że Rosjanie w tej prezentacji uwypuklili to, co było po ich myśli, że w tej prezentacji i w tym raporcie nie znalazły się żadne okoliczności, które zdaniem naszych ekspertów z komisji ministra Millera również miały wpływ na tę katastrofę.
W świat poszedł komunikat: podpity szef sił powietrznych wpływał na niedoświadczonych pilotów i to właściwie doprowadziło do katastrofy.
I to jest najbardziej zasmucające, i bardo źle się stało, że podczas tej konferencji tyle razy właśnie ten wątek generała Błasika był podkreślany, ponieważ to taka tania sensacja, z której niektóre media zagraniczne zrobiły tak naprawdę główną przyczynę tej katastrofy. A powiedzmy sobie szczerze, że jeżeli chodzi o główną przyczynę tej katastrofy, to my jej jeszcze do końca nie znamy.
A będzie oficjalny pozew albo protest w tej sprawie?
Tego nie wiem, dlatego, że nie jestem rodziną pana generała Błasika.
Pan, jako minister obrony narodowej, były szef...
Ale to jest postępowanie z powództwa cywilnego. Jeżeli zostały naruszone czyjeś dobra. Ja wyrażam swój sprzeciw wobec takiego postawienia sprawy, kiedy podczas konferencji prasowej w ten sposób podnosi się znaczenie tego jednego faktu, który urasta do rangi głównej przyczyny katastrofy, a przecież tak nie było.
A może po prostu był alkohol, może to prawda?
Ale żeby to ocenić, trzeba mieć dostęp do materiału dowodowego, o czym także polska prokuratura mówi, że nie ma go jeszcze w pełni.
Widział pan premiera od czasu konferencji w sprawie raportu MAK?
Rozmawialiśmy z panem premierem przed konferencją, potem nie mieliśmy już okazji rozmawiać.
Bo wrócił w Dolomity?
Jestem przekonany, że jest w Warszawie.
My mamy informację, że wrócił na narty, nie uważa pan, że to nonszalancja?
Jestem przekonany, że jest w Warszawie.