Jedni w złocie, drudzy we krwi
Wu Jingyu w taekwondo kobiet zdobyła 45. złoty medal dla Chin na olimpiadzie w Pekinie, powiększając prowadzenie swojej reprezentacji w klasyfikacji medalowej. Kiedy Chińczycy kroczą w chwale po dywanie zwycięzców, niedaleko od Pekinu rozgrywa się pisana krwią i łzami historia Tybetu.
Opowieść o Tybecie to opowieść o magicznej krainie, położonej na Dachu Świata, pomiędzy niebem buddyjskich bogów a ziemią czcigodnych kapłanów i koczowników, wypasających stada jaków i owiec. To opowieść o ojczyźnie Dalajlamy XIV, przywódcy duchowego tego narodu, prawdziwego orędownika pokoju. Ale nie tylko.
Od 1950 roku ta ziemia jest świadkiem tragicznych wydarzeń. Teraz, gdy oczy całego świata są zwrócone na pekińskie święto sportu, warto zatrzymać się przy tym narodzie, którego rzekomi rzecznicy idei olimpijskiej od dawna pozbawiają podstawowych praw.
Tak więc opowieść o Tybecie to także opowieść o makabrycznych prześladowaniach, mordach i niesprawiedliwości, wobec której tylko nieliczni nie pozostają obojętni. A wszystko zaczęło się od zdrady...
Historia miłości i zdrady
Najpierw należałoby przywołać mit o małpie i demonicy, spółkujących w tybetańskich skałach. Tak według legendy poczęli się pierwsi Tybetańczycy, którzy z upływem czasu zasiedlili tę Krainę Wiecznych Śniegów. Jednak prawdopodobnie najmłodsi mieszkańcy Tybetu nie znają już tej historii.
Dziś w szkołach nie uczą tu pradawnych legend. Zamiast tego chińscy okupanci sprzedają dzieciom bajkę, według której od czasów kiedy Czingis-chan i jego następcy podbili Chiny i Tybet , stanowi on "integralna część chińskiego terytorium".
Tymczasem bolesna prawda jest ukrywana od 1950 roku, kiedy to wojska chińskie wtargnęły do Tybetu. Prawda o zdradzie, prześladowaniach, aresztowaniach, egzekucjach, które od tamtego czasu na stałe wpisały się w historię Tybetu.
Najwyższa ofiara
Być może inaczej potoczyłyby się losu tego magicznego narodu, gdyby nie zdrada, jaka dosięgnęła Tybet ze strony państw zachodnich w chwili, kiedy najbardziej potrzebował wsparcia.
O ile można jeszcze zrozumieć milczenie słabiej rozwiniętych krajów, które w latach 50. chciały okazać swoją solidarność z Chinami w ramach powstającego frontu antykolonialnego, o tyle bierność Londynu, Francji czy wreszcie ONZ (Tybet był popierany tylko przez maleńki Salwador), to zwykłe tchórzostwo.
Brytyjczycy bali się tego,że Chińczycy odpowiedzą ingerencją w ich prawa do Hongkongu. Francja bała się, że straci swoje "prawa" w Wietnamie czy Algierii. Od początku nie bali się Tybetańczycy, którzy nierzadko ponosili dla swojej ojczyzny najwyższą ofiarę.
Zapowiedź piekła
Jest w Tybecie pałac Potala. To jeden z najważniejszych symboli narodu tybetańskiego. Majestatyczna budowla ze złotymi dachami wznosi się na szczycie Marpo Ri - Góry Czerwonej. To siedziba tybetańskiej władzy świeckiej i dalajlamów sprzed chińskiej inwazji.
Właśnie tutaj został aresztowany i ciężko pobity młody Tybetańczyk, który w 1999 roku próbował zerwać sprzed pałacu chińską flagę. To była tylko zapowiedź tego, co czeka Tybetańczyków, jeśli będą próbować podnosić głowy spod chińskiego jarzma.
"Pokojowe wyzolenie", jak określa ChRL swoją agresję na Tybet, miało dopiero zebrać swój krwawy plon.
Zachód umywa ręce
Dwa lata po wydarzeniu przed pałacem Potala przyznano Chinom organizację igrzysk olimpijskich. Chiny obiecały poprawę. Miały zaprzestać prześladowań działaczy praw człowieka, znieść więzienie ludzi bez procesów oraz ograniczyć, a następnie zaprzestać stosowania kary śmierci.
Tymczasem 4 miesiące przed olimpiadą w Tybecie rozegrały się prawdziwie dantejskie sceny. W zamieszkach zginęło tu niemal 130 osób. Wszelkie antychińskie demonstracje, także Tybetańczyków zamieszkujących Nepal, były krwawo tłumione. Polała się krew cywilów i mnichów.
Trwają igrzyska olimpijskie i... nic się nie zmieniło. Oto Polska Agencja Prasowa doniosła, że "przywódca duchowy Tybetańczyków, Dalajlama, oskarżył chińską armię o otwarcie ognia do tłumu w czasie protestu we wschodnim Tybecie 18 sierpnia, co miało spowodować śmierć 140 Tybetańczyków".
Igrzyska kłamstwa
Karta Olimpijska w swojej preambule wyraźnie stwierdza, że "każda forma dyskryminacji w stosunku do kraju lub osoby ze względu na rasę, wyznanie religijne, poglądy polityczne, płeć lub z jakiegokolwiek innego względu, jest niemożliwa do pogodzenia z przynależnością do Ruchu Olimpijskiego".
Art. 37 pkt 2: "W przypadku nieprzestrzegania Karty Olimpijskiej lub innych uregulowań bądź instrukcji MKOl, lub w przypadku naruszenia zobowiązań zawartych przez Narodowy Komitet Olimpijski, Komitet Organizacyjny Igrzysk Olimpijskich lub miasto gospodarza, MKOl jest upoważniony do cofnięcia, w każdym momencie i ze skutkiem natychmiastowym, prawa do organizacji Igrzysk Olimpijskich przez miasto gospodarza". Tymczasem wtedy, kiedy prezydent Stanów Zjednoczonych George W. Bush, prezydent Francji Nicolas Sarkozy i premier Rosji Władimir Putin z przejęciem oklaskiwali z olimpijskich trybun przedstawienie zorganizowane przez mocarstwo, bez którego ich gospodarki zatrzęsłyby się w posadach, obrońca praw człowieka i pisarz Hu Jia - jak donosiła Amnesty International - został aresztowany za podżeganie do działalności wywrotowej poprzez pisanie o prawach człowieka i udzielanie wywiadów przedstawicielom zagranicznych mediów.
"Olimpijski spokój" w Tybecie
Gdy Chińczycy jeden za drugim stają na podium i odbierają z rąk oficjeli złote medale, liczni obrońcy praw człowieka nadal przetrzymywani są w więzieniach i aresztach domowych, by nie zakłócili przebiegu olimpiady.
Mariusz Zawadzki z "GW" informaował na kilka dni przed olimpiadą z Lhasy, że w Tybecie panował już "olimpijski spokój". Polacy znają ten spokój - wywołany bezsilnością wobec okupanta, strzeżony przez armie wyszkolonych do zabijania katów.
Czy złościsz się na niebo?
Z klakierami na trybunach, "wyhodowanymi herosami" na podium, z prawdziwymi obrońcami pokoju poza areną olimpijską, pekińskie show przeczy zasadom olimpizmu. Zabrakło ducha zwykłej sprawiedliwości i poszanowania podstawowych praw człowieka: prawa do wolności i prawa do życia.
Morderca, nawet ubrany w złote szaty, pozostaje mordercą. Po olimpiadzie w stosunku do Tybetu pozostanie z szacunkiem stwierdzić : gloria victis (chwała zwyciężonym)!
Thomas Laird zapytał Dalajlamę XIV o uczucie złości na rzeczywistość , w której przyszło funkcjonować Tybetańczykom. Dalajlama odpowiedział: - Jeśli za mocno pada, czy złościsz się na niebo? To niemądre!
Anna Góra