Janusz Korwin-Mikke: Nieszczepiony homoś-zboczeniec
Ta banda przygłupów spod znaku p. Roberta Biedronia kontynuuje (już tylko w internecie - pieniądze ze Wspólnoty Euduperskiej się skończyły) "kampanię przeciwko homofobii". Bo oni - ci "geje" - narzekają, że są dyskryminowani.
Mój kolega (mniejsza o nazwisko, dość znane), szedł kiedyś ze mną Alejami Jerozolimskimi, popatrzał na taki plakat z napisem: "Nienawiść boli" - i powiedział:
"Dziwna rzecz! Ja jestem jeszcze mniejsza mniejszość seksualna od nich. Jestem mianowicie zwolennikiem miłości po hiszpańsku (ANGORĘ czytają dzieci, więc nie będę wyjaśniał); robię to tylko tak. I nigdy - NIGDY - nie spotkałem się z jakąkolwiek dyskryminacją, nikt nigdy nie powiedział mi: Ty Spaniardzie!, nikt mnie nie wyśmiewał, nie wytykał palcami...".
"A może to dlatego, że Ty o tym nikomu, poza zainteresowanymi paniami, nie mówisz?" - błysnąłem domyślnością.
"Właśnie!" - oświadczył - "Sprawy seksualne są tematem tabu, są sprawą prywatną, o nich się nie mówi. Gdyby ci homosie stosowali się do tej prostej zasady, to nie mieliby żadnych kłopotów ani przykrości. Podejrzewam, że "geje" to są homosie-masochiści, którzy marzą o tym, by ich ktoś kiedyś naprawdę skopał i sponiewierał...".
Cóż: może ma rację. Ale co mnie to obchodzi? Ja jestem homosiem-zboczeńcem (czyli takim, który w odróżnieniu od normalnych homosiów lubi wyłącznie kobiety) i moja chata z kraja...
Teraz w innej sprawie. Dziennikarze mają zwyczaj rozpętywać histerię w najbardziej absurdalnych sprawach (typu: "globalne ocieplenie"), więc obawiam się, że większość z Państwa może tak samo potraktować tytuł z poprzedniej ANGORY: "Szczepienia mogą zabić!". Tymczasem, proszę mi wierzyć, coś w tym jest - i nawet dużo.
Otóż w państwach socjalistycznych - jak Polska, Niemcy, Szwecja, a częściowo i USA - koncerny farmaceutyczne nie tylko przekonują ludzi do szczepionek jak do zakupu pasztetu z wątróbek - ale potrafią jeszcze dawać w łapę urzędnikom państwowym, by ci zarządzali szczepienia przymusowe. Skutki tego bywają naprawdę fatalne.
Nie, żeby te szczepionki zabijały ludzi. Ale zabijają one w nich naturalną odporność. Wyjątkowo np. kretyńskim pomysłem jest szczepionka na ospę wietrzną. Właśnie kolejna moja wnuczka w sześć dni ją przeszła - i ma spokój na całe życie. Zawsze starałem się swoje dzieci zarazić ospą wietrzną, gdy tylko pojawiła się w okolicy - bo im młodsze, tym łatwiej to przechodzi - a potem jest uodpornione na półpasiec. Natomiast ci, co się zaszczepili, będą mieli prawie na pewno w wieku ok. 40 lat baaaardzo nieprzyjemne i bolesne objawy półpaśca. Cóż - jak mieli naiwnych rodziców...
Podobnie ze szkarlatyną. A już różyczką to trzeba dziewczynki koniecznie zarażać - i to jak najwcześniej (różyczka w okresie ciąży jest bardzo poważną chorobą - w wieku 5 lat można jej nawet u dziecka nie zauważyć...).
Bawią mnie wydrwigrosze sprzedający szczepionkę przeciwko grypie. Dowcip w tym, że wirus grypy mutuje się nieraz i kilka razy w roku - więc szczepionka mogłaby nas ochronić... wyłącznie przed ubiegłoroczną grypą. Przed tą epidemią, która nadejdzie - już nie. Czy ta szczepionka zabija? Nie. Ale po co marnować pieniądze, chodzić czasem dwa dni z lekką gorączką - a przede wszystkim uczyć organizm, że sam nie powinien reagować, bo podrzuci mu się zawsze przeciwciała?
Z tego nie wynika, że jestem przeciwko szczepionkom jako takim. Jak ktoś jedzie w okolice, gdzie grozi choroba zagrażająca życiu: dżuma, cholera czy tp. - to tylko herosi lub nierozważni się nie szczepią.
Bo właśnie po to - i tylko po to - istnieją szczepionki...
janusz@korwin-mikke.pl