Henryk Martenka: Krótki film o zabijaniu (karpia)
Dokładnie rok temu premier Jarosław Kaczyński publicznie puszczał karpia. Nie, nie, bez żadnych skojarzeń, proszę.
Uczynił tak wzorem amerykańskich prezydentów, którzy w przeddzień Święta Dziękczynienia pokazują się w telewizji i na oczach elektoratu darowują życie indykowi mutantowi. To nic, że za chwile poleje się krew z milionów zarzynanych indyków. Liczy się ten jeden, jedyny gest medialny. Dobry ojciec narodu pochyla się nad losem głupiego zwierzaka. I obdarza go wartością najwyższą - życiem. Przecież na tym polega boskość władzy. Jarosław Kaczyński miał, jak to on, również w tym epizodzie pod górkę, bo karp nie chciał współpracować, miotał się i wypadał z rąk premiera, jakby mu nie dowierzał, że trafi do chłodnej wody, a nie do gorącego oleju. Durna ryba musiała znać książkę ks. Józefa Tischnera "Nieszczęsny dar wolności", czego nie można powiedzieć o kontestatorach z PiS-u, dziś opuszczających szeregi partii niewielkich braci K. Słusznie więc beszta ich, nielojalne leszcze, z lekka zacierający się już w pamięci waleczny Gosiu, rekin polskiej prawicy.
Paweł przyniósł kiedyś karpia dwa dni przed Wigilią. Zgodnie z pradawną tradycją wpuścił rybę do wanny, by gadzina dożyła swego końca w luksusowych, bo chlorowanych, warunkach. Ale gdy nazajutrz wrócił do domu, w łazience i pokoju można było sadzić ryż. Wszędzie stała woda. Okazało się, że w karpiu, kiedy zdał sobie sprawę z nieuchronności sytuacji, obudził się łosoś. Wyskoczył z wanny (ichtiologia zna przecież latające ryby) i zaczął z podłogi trzaskać ogonem, by w tych ekstremalnych warunkach pomoc jakąś zwabić. Trzask ściągnął na pomoc Pawłową kobietę, która jednak, mając wrodzony wstręt do śliskiego, zaczęła karpia - w celu życia ratowania - bezdotykowo polewać wodą, gdziekolwiek ów się znalazł. A rzucało rybą, jak Żydem po pustym sklepie. Po całej chałupie. W końcu napatrzyła się kobieta w telewizorze na zagraniczne grinpisy (pisze się Greenpeace), które zawsze polewają wodą wyrzucone na brzeg wieloryby. Nie chciałem już dopytywać o finał tego eksperymentu, ale wiadomo, że od tamtego czasu weszły w życie już ze dwie amnestie.
Tak, niewątpliwie miał rację Horacy, zachęcając: Carpe diem. Dzień karpia... Tak pewnie tłumaczyłby te słowa Paweł Poncyljusz, zawodowy polski polityk, który od 17 lat nie może skończyć studiów uniwersyteckich, bo nie jest w stanie zaliczyć... łaciny. Jakiż to bolesny dowód, że nazwisko może wprowadzać w błąd. Łacińskie skojarzenia weszły nawet do języka polskiej polityki. "Politycy AWS-u domagający się ustawy lustracyjnej przypominają mi karpie żądające przyspieszenia świąt Bożego Narodzenia" - ułożył sobie taki aforyzm Leszek Miller, rekin polskiej lewicy. Można tę konstrukcję mocno uprościć. "Politycy są jak karpie żądające przyspieszenia Wigilii". A dożywają terminu tylko dlatego, że zawsze jakaś dusza miłosierna biega za nimi i polewa ich życiodajną wodą z kubełka.
W serwisach internetowych można przeczytać dziesiątki pomysłów, jak skutecznie pozbawić karpia życia w celu zjedzenia go w wigilijny wieczór. Najbardziej widowiskowe, w stylu "Szklanej pułapki 5", jest zabójstwo ryby za pomocą włączonej suszarki do włosów, wrzuconej do wanny, w której rzeczony karp przebywa. Widowiskowość tego zabójstwa polega na synchronicznych następujących po sobie efektach akustycznych i przenikających się obrazach. Coś w stylu światło i dźwięk. Wybuch przepalanych bezpieczników, agonalne sapnięcia urządzeń agd, z nagła pozbawionych zasilania, krzyk przerażonych dzieci, mysi pisk żony, spodziewającej się w mroku czegoś miłego, żołnierskie przekleństwa dziadka, który sztuczną szczękę zamiast do szklanki z wodą włożył do słoika z chrzanem. Swąd przewodów i na koniec szampański powiew ozonu uwolnionego wskutek znacznego naelektryzowania powietrza. Do tego widok gasnących za oknem świateł na osiedlu i pulsujący, fluorescencyjny blask bijący z wanny od usmażonego w wodzie nieboszczyka. Niezły scenariusz, tylko kosztowny. Ostatecznie można gadzinie spuścić wodę i oddać się oglądaniu "Klanu". I tak wyjdzie na nasze...
henryk.martenka@angora.com.pl