Henryk Martenka: Gwiazdy i rakiety
W nadchodzącym tygodniu będziemy rozważać tajemnice kompetencji. Oburzyły się oto polskie media, że w sejmowej delegacji do Stanów Zjednoczonych, jadącej, by poznać całą prawdę o tarczy antyrakietowej, udział biorą posłanki Sandra Lewandowska i Jolanta Szczypińska.
Ale specjalistki! - zasyczały bulwarówki... Oburzenie jest fałszywe, a postawa dziennikarzy niekompetentna, bo wybór, kto z posłów jedzie za granicę, nie należy jeszcze do kompetencji gazet.
Obie posłanki funkcjonują w parlamencie głównie ze względu na lekko różowe tło, na jakim się je zwykle opisuje. Lekko różowe tło nie pochodzi z intelektu, bo akurat tu żadna z nich zasług większych nie ma. Tło jest w szlachetnym słowa rozumieniu romansowe. Pierwsza z pań łączona jest emocjonalnie z posłem Maksymiukiem, druga z samym, Panie Boże wybacz, premierem Jarosławem. W obiegowych opowieściach o afektach i sercowym magnetyzmie obu posłanek nie ma nic nagannego. Ważne jest natomiast, że na skutek tego obie posłanki przyjemnie wyróżniają się na tle szarej nijakości obecnego parlamentu. Sandra przejęła funkcje zapomnianej już całkowicie Anity Błochowiak, zaś Jolancie w roli niezapomnianej Stefci Rudeckiej, po dziewczyńsku smolącej cholewki do ordynata, całkiem do twarzy.
Oburzenie, że inspekcji tarczy antyrakietowej w Ameryce dokonywać będzie tańcząca z gwiazdami Sandra, jest obłudne. Nikt bardziej (no, może jeszcze poseł Bosak, też w TVN fikający z gwiazdami) nie pasuje do tej misji jak Lewandowska. To Ronald Reagan tarczę z rakietami widział jako scenę gwiezdnych wojen. Sandra jest więc na miejscu jak najbardziej i osobiście cieszę się, że dziewczyna zobaczy Amerykę. I że widoku tego nie przysłoni jej sierść na plecach posła promotora. Posłuchać czy pooglądać to, co powiedzą i pokażą Amerykanie, nie zaszkodzi też w niczym Jolancie Szczypińskiej, której jednak radziłbym nie afiszować się w Waszyngtonie podrabianymi torebkami. Amerykanie są czegoś uwrażliwieni na prawo własności.
Kompetencja jest pojęciem, które w ubożejącym języku (a głównie takim posługują się wybrańcy narodu) zmienia znaczenie. Przywykliśmy, że kompetencja to synonim wiedzy. Ale po pierwsze, zastosowanie tego myślenia wobec parlamentarzystów jest ewidentnym nadużyciem (to uwaga dla prokuratorów Zbyszka Ziobry). A po drugie, kompetencja to zakres formalnych pełnomocnictw, uprawnień i odpowiedzialności. Owszem, rodzi pewien konflikt, gdy posłanka Szczypińska, w cywilu pielęgniarka, kontestuje opinie ministra zdrowia Zbigniewa Religi, lekarza z tytułem profesora. A przecież oboje mają te same kompetencje polityczne...
Coś tu jednak nie gra. Załóżmy, że szef Samoobrony udzieli kompetencji posłance Hojarskiej, by po wyborach objęła kierownictwo Polskiej Akademii Nauk, to ona obejmie. Posłuch w Samoobronie zastępuje wszystko. Niemniej z faktu przejęcia PAN-u przez posiadającą kompetencje polityczne posłankę Hojarską nie wynika nic. Poza śmiesznością i wstydem.
Rozważania nasze dotyczą właśnie granic śmieszności i wstydu. Cztery lata temu, zanim wybuchła II wojna iracka, Andrzej Lepper wystąpił do marszałka Sejmu o paszport dyplomatyczny, bo postanowił (razem ze swym najbardziej kompetentnym adiutantem Filipkiem) polecieć do Iraku, by negocjować z Husajnem warunki jego kapitulacji. Jedni się z Leppera śmiali, ale inni nie. A mogło się tak stać, iż rzeźnik z Bagdadu, po dłuższej rozmowie z chłopakami w biało-czerwonych krawatach, powiesiłby się sam i nie byłoby żadnej wojny. Tego się już nie dowiemy, bo zawistny marszałek Borowski kazał jednak Lepperowi iść precz i paszportu nie dał. Dobrze zrobił, czy źle?
Kompetencja w ujęciu sejmowym jest karykaturą samą w sobie. Kilka dni temu posłanka Szczypińska, którą tu przecież bronię przed oskarżeniami o brak kompetencji, oświadczyła publicznie, że wkrótce, gdy "nadejdzie dzień zapłaty", to wszyscy nominowani przez posłankę Hojarską działacze Samoobrony zostaną zdmuchnięci ze stanowisk właśnie z powodu niemania kompetencji. Bezdyskusyjny relatywizm moralny, przypisywany zwykle temu diabłu Michnikowi, źle rzutuje na wizerunek posłów, którzy przecież są posłami wyłącznie z powodu niemania kompetencji. Chyba, że dobrotliwej posłance Joli zależy na pokazaniu motłochowi spoza parlamentu, że co wolno wojewodzie, to nie tobie smrodzie.
henryk.martenka@angora.com.pl