Fedak: Chcę zostać w rządzie
Chcę pozostać w rządzie, jeśli tylko padnie taka propozycja - deklaruje Jolanta Fedak, minister pracy i gość Kontrwywiadu RMF FM.
Rozmowy trwają. - Poseł Kłopotek mówił w RMF FM, że pomiędzy mną a Tuskiem "nie ma chemii"? Myśmy się z Tuskiem na chemię nie umawiali, umawialiśmy się na pracę i to wychodziło całkiem nieźle - dodaje.
Konrad Piasecki: Chciałaby pani pozostać w rządzie?
Jolanta Fedak: - Jeżeli padnie taka propozycja, to tak.
A padnie?
- Nie wiem, to nie jest pytanie do mnie.
A na razie padła taka propozycja czy jeszcze nie?
- Różne konsultacje trwają, ale oczywiście ostateczna decyzja należy do pana premiera.
A gdyby pani miała typować, to zostanie pani czy nie?
- Obsada stanowisk ministerialnych to nie jest tylko kwestia typowania czy jakichś zabaw hazardowych.
Pani mówi, że wszystko zależy od premiera, a podobno między panią a premierem nie ma chemii.
- Z tą chemią to... Uważam takie pytania za niestosowne, czy jest chemia czy nie.
A dlaczego niestosowne? Ja mówię o chemii politycznej oczywiście, żeby tu nie było wątpliwości. To prawda, że nie ma chemii politycznej między ministrem pracy a premierem?
- My się na żadną chemię ani z panem premierem, ani z wicepremierem Pawlakiem, nie umawialiśmy. Umawialiśmy się na pracę w rządzie i to wychodziło całkiem dobrze.
Dzisiaj czuje się pani umówiona na następne cztery lata z premierem albo z PSL-em?
- Tak jak powiedziałam, decyzja nie należy do mnie. To jest pytanie do pana premiera.
A uważa pani, że pani rodzima partia będzie umierała za Jolantę Fedak?
- Nie ma powodu, żeby umierać za Jolantę Fedak, dlatego że w polityce, owszem, liczą się osobiste ambicje, ale dużo ważniejsze - zwłaszcza w rządzeniu - jest realizowanie pewnej koncepcji. I jeżeli do realizacji tej koncepcji będę pasowała, to pewnie w tym rządzie pozostanę.
Ale nie będzie tak, że PSL powie: albo z panią minister Fedak, która się sprawdziła, albo w ogóle?
- Takie pytanie nie było chyba PSL-owi zadawane, także to jest z kolei pytanie do prezesa Pawlaka.
Bo poseł Piechociński - jeszcze nie prezes, chociaż ambitny, bo chciałby nim zostać - pyta, czy ktoś, kto nie sprawdził się w teście wyborczym, może zostać ministrem? Nie ma jak koledzy partyjni.
- No tak, ale z drugiej strony proponuje się stanowisko ministra pracy osobom, które od wielu lat nie sprawdzały się w testach wyborczych.
Na przykład?
- Na przykład dlatego, że nie startowały.
Mówi pani o Michale Bonim?
- No nie, mówię tak o wielu innych kandydaturach, tak zwanych ekspertów.
A w ogóle uważa pani, że to jest resort, którym PSL powinien się nadal interesować? Czy porzucić go i wybrać jakiś inny, mniej ciężki, a za to bardziej atrakcyjny?
- To nie na tym polega układanie, że tak powiem, koalicyjne. Natomiast wydaje mi się, że my przez te cztery lata w resorcie - również ze swoimi współpracownikami, ale także przy znacznym wsparciu innych ministrów, a szczególnie pana premiera i premiera Pawlaka - zrobiliśmy to, czego nikt nie zrobił w tym resorcie przez dziesięć lat. Między innymi mówię tutaj o uporządkowaniu uprawnień emerytalnych, branżowych. Moi koledzy w ministerstwach, które miały resorty siłowe, w ogóle się nie zabrali za te sprawy. A my to skończyliśmy.
Dlatego pytam, czy warto to kontynuować?
- Warto kontynuować i warto pracować w Ministerstwie Polityki Społecznej, jeżeli ktoś tymi problemami się interesuje i uważa je w przyszłej kadencji za najważniejsze.
Pani minister, na ile ministrowie - również ministrowie PSL-u - uczestniczą dziś w pracach nad expose i planem nowego rządu?
- Myślę, że to będzie bardzo podobnie jak cztery lata temu. Wtedy pan premier miał propozycje ministrów, którzy zgłaszali rzeczy, które w ich opinii były najważniejsze.
A dzisiaj już głosiliście te rzeczy?
- Tak, myśmy rozmawiali na ten temat w końcu kadencji. Pan premier nas przepytywał i my składaliśmy takie relacje, co jest najważniejsze...
Jeszcze przed wyborami, rozumiem?
- Tak.
I zgłosiliście mu problemy, którymi przez najbliższe cztery lata powinien zajmować się rząd?
Które w pojęciu powinny być najważniejsze.
I dzisiaj jesteście konsultowani, pytani o radę? Spotyka się z wami premier, podpytuje, czy na razie to jest jego autorskie dzieło?
- Przede wszystkim ten program musi być ustalony w tych gremiach koalicyjnych, czyli między wicepremierami. Dlatego, że jest absolutnie zrozumiałe, że zarówno jedna partia, jak i druga, różni się programowo. A zatem należy z tych dwóch programów wybrać to, co będzie realizowane w czasie tych czterech lat.
A dzisiaj premier z wicepremierem ucierają już ten program?
- Myślę, że tak.
Ale myśli pani czy pani wie?
- Nie wiem, ponieważ nie uczestniczę w tych rozmowach.
A co by PSL doradził premierowi? Ostro brać się do roboty, rzucać się szybko w wir reformatorski, czy raczej powoli, ostrożnie, langsam, langsam?
- To nigdy nie jest tak lub tak. To w dużej mierze zależy od tego, jak będzie wyglądała sytuacja zewnętrzna i jakie gwałtowne kroki trzeba będzie podjąć. Dynamika tych wydarzeń, jak państwo widzicie - również w Unii Europejskiej, również w strefie euro - jest tak ogromna, że trzeba będzie stworzyć rząd, który będzie miał dużą zdolność operacyjnego działania, czyli szybkich reakcji, jeżeli to będzie potrzebne. Natomiast w kwestiach, które mają charakter strategiczny czy programowy, należy spokojnie realizować i poprawiać to, co dobrze nie funkcjonuje.
A nie jest tak, że dzisiaj warto przynajmniej zapowiedzieć te reformy i zyskać w opinii inwestorów opinię prymusa chętnego do reformowania? Bo to się przełoży na bardzo realne korzyści.
- Polska nie ma złej opinii wśród inwestorów.
Ale może mieć lepszą.
- Natomiast trzeba postępować stosunkowo rozważnie. Dlatego że takie kraje, jak np. Irlandia czy kraje bałtyckie, miały opinie naprawdę najlepszych prymusów. I to się kończyło bardzo szybko - w ciągu jednego roku.
Czyli nie rwać się do tego prymusostwa?
- Nie. Trzeba po prostu bardzo sensownie wybrać to, co może być atutem i siłą Polski. I jednocześnie widzieć zagrożenia, które wynikają także z przeinwestowania czy z nadmiernego napływu kapitału. A takie problemy miały tamte kraje.
A taką siłą może być podwyższenie wieku emerytalnego? Bo według nieoficjalnych danych właśnie to znajdzie się w expose.
- Przecież my w ciągu czterech lat podwyższyliśmy wiek emerytalny. I to podwyższyliśmy go mniej więcej o trzy lata. To jest bardzo dużo.
De facto, de iure cały czas mamy zapisane tyle, ile mamy zapisane.
- Pozwoli pan, panie redaktorze, że nieskromnie przyznam się do tego, że mocno się przyczyniłam do tego stanu, porządkując właśnie przywileje branżowe.
Ale uważa pani, że w expose powinny się znaleźć zapowiedzi instytucjonalnego podwyższenia wieku emerytalnego czy nie?
- Momencik. I zrobiliśmy to jeszcze w dodatku w atmosferze społecznego spokoju, co w Europie jest rzadkością. Jak państwo wiecie, inwestorzy również nie lubią takiej sytuacji, kiedy palone są sklepy jak w Londynie, czy kiedy są strajki jak w Grecji czy Hiszpanii.
Pani mówi "momencik", a mi tutaj czas biegnie, więc zapytam jeszcze raz: czy w expose powinny się znaleźć zapowiedzi instytucjonalnego podwyższenia wieku emerytalnego powyżej 60 i 65 lat?
- Przede wszystkim trzeba podnieść wiek efektywny. Żadnego problemu nie rozwiążemy, jeśli podniesiemy wiek ustawowy, a nie znajdziemy dla tych osób zatrudnienia. Wtedy będziemy mieli jeszcze większe problemy o charakterze społecznym. I myślę, że mogą być nawet dużo, dużo droższe.
A ustawowo podwyższać czy nie?
- To nie jest tak lub nie. Przede wszystkim trzeba efektywnie wydłużyć ten wiek. Mamy po za tym do czynienia z systemami tzw. specjalnymi. I tutaj już opinia publiczna jest przyzwyczajona, że w wieku 35 lat nie należy przechodzić na emeryturę.
Pomęczyłbym panią jeszcze o ten wiek emerytalny, ale czas jest nieubłagany.