Tak jak w opisanym przykładzie, każdego dnia tysiące Polaków szuka w internecie informacji na temat męczących ich dolegliwości. W wyszukiwarkach pojawiają się miliony schorzeń, począwszy od tych najbardziej prozaicznych, jak przeziębienie, czy grypa, skończywszy na bardziej skomplikowanych, które wywołują u czytającego strach i chęć natychmiastowej obserwacji na oddziale intensywnej opieki medycznej. Dr Scott Haig, felietonista z "The Time" opisał takich ludzi w jednym ze swoich artykułów, określając ich mianem "medycznych Googlerów". Wg niego taki typ pacjenta nie przychodzi do gabinetu po radę, tylko konfrontację swoich niezliczonych diagnoz, domysłów i podejrzeń z ubogą i lekceważącą (w ich mniemaniu) wiedzą lekarza. Jak pomylić migrenę z rakiem mózgu? - Kiedyś, po internetowych "konsultacjach", obawiałam się, że mam raka skóry, bo miałam małą bliznę. Mojego "raka" wyleczyła zwykła maść apteczna za kilka złotych. Do teraz zdarza się, że coś mi dolega i czytając informacje na forach wpadam w panikę, bo zawsze wybieram najgorszą z możliwych opcji. Na szczęście pomagają mi znajomi, wybijając mi to z głowy i objawy po czasie przechodzą - opowiada 26-letnia Sandra. Z podobnej historii zwierza się 30-letni Piotrek: - Zwykle z dystansem podchodzę do drobnych dolegliwości, zdarzyło się jednak, że gdy słyszałem w mediach informacje na temat jakiejś epidemii i szukałem informacji o niej w wyszukiwarce, czułem niepokój, zauważałem jej objawy u siebie i nie mogłem przestać o tym myśleć. Pojawiały się wizje, że to ostatni rok mojego życia, patrzyłem na bliskich tak, jakbym miał się z nimi wkrótce żegnać. Paranoja. Niesamowite, jak podatni jesteśmy na negatywne sugestie. Wszystko minęło w momencie, gdy sprawa ucichła, a ja wpadłem w wir codziennych obowiązków. Profilaktyka czy choroba? - Zamiast skierować się do poradni, chorzy często poszukują informacji w sieci i na ich postawie dokonują autodiagnozy. Jest to przykład tzw. cyberchondrii, czyli powszechnego obecnie zjawiska, w którym wszelkie, nawet błahe dolegliwości, w oparciu o wiadomości z Internetu są diagnozowane przez samych chorych jako zwiastun ciężkich, często nieuleczalnych chorób. Najczęściej towarzyszy temu przypisywanie sobie nieposiadanych dolegliwości, przez co sytuacja wydaje się dużo poważniejsza niż jest w rzeczywistości. Gwałtownemu pogorszeniu ulega także samopoczucie pacjenta. Cyberchondria nie jest jednak jednostką chorobową w rozumieniu medycznym. Jest zaburzeniem, które często towarzyszy nerwicy, czy depresji. Jego podłożem może być hipochondria czyli nieuzasadnione przekonanie o występującej chorobie bądź chorobach i zagrożeniu zdrowia, a nawet życia - tłumaczy Sławomir Wolniak, psychiatra, ordynator kliniki Wolmed. Dodaje też, że informacji związanych z medycyną często poszukują osoby obsesyjnie zajmujące się własnym zdrowiem: - Podejmują oni próbę "sprawdzenia" diagnozy postawionej przez lekarza, nie przyjmując do wiadomości tego, co usłyszeli. Nierzadko uważają, że lekarz "zignorował" ważne symptomy, przez co nie postawił trafnej diagnozy. Po przyjściu do domu, chcąc upewnić się, że przepisano im odpowiednie leki, czytają jak według innych internautów powinno wyglądać leczenie "zignorowanego" przez lekarza schorzenia. Negatywnym skutkiem takiego działania jest właśnie cyberchondria. Doktor Wolniak podkreśla też, że bardzo powszechne poczucie, iż wszystkie informacje zawarte w Internecie są prawdziwe, ma zgubne konsekwencje. - Wiele portali administrowanych jest przez niewykwalifikowanych moderatorów. Nie posiadają oni niezbędnej do postawienia diagnozy wiedzy oraz doświadczenia. Opieranie się na ich opiniach i poradach może pogorszyć relacje pomiędzy lekarzem a pacjentem i w efekcie przyczynić się do odmowy współpracy ze strony chorego - tłumaczy. Trochę statystyki Jak donosi The New York Times, problemem cyberchondrii zainteresowali się także badacze z Microsoftu. Według ich analiz, informacji na temat swojego zdrowia w internecie wyszukuje ponad 1/3 internautów. Autodiagnoza przebiega zwykle podobnie - cyberchondryka coś boli, przegląda kilkanaście stron w sieci, szuka na forach, w portalach medycznych i interpretuje np. ból głowy jako zaawansowaną postać raka mózgu. Co ciekawe, autorzy badania zauważyli, że osoby, które początkowo wpisywały dość popularne, niegroźne symptomy, zwykle w kolejnych zapytaniach wpisywały nazwy konkretnych, poważnych chorób (o czym świadczy popularność wyszukań typu "rak mózgu - objawy, rak żołądka - objawy i inne analogiczne frazy). Autorzy badania twierdzą, że głównymi przyczynami cyberchondrii jest fakt, że w internecie jest znacznie więcej informacji na temat chorób poważnych niż błahych dolegliwości oraz to, że wpisując w wyszukiwarce objawy, na początku listy wyników znajdujemy informacje o poważnych chorobach, a nie np. o nadciśnieniu, czy innych, bardziej powszechnych schorzeniach, z którymi ludzkość daje sobie radę. Jak wynika z badania Gemius SA, w grupie internautów wyszukujących w sieci informacji na temat zdrowia przeważają kobiety (75 proc.) oraz osoby w wieku 25 - 34 lat (40 proc.). Osoby zainteresowane tą tematyką poszukują zarówno porad umieszczanych przez internautów, jak i specjalistów z różnych dziedzin medycyny. Wśród chorób internauci najczęściej poszukują informacji dotyczących chorób skóry, schorzeń kręgosłupa oraz przeziębienia i grypy. Wyszukują również informacji o objawach i sposobach leczenia chorób. Katar czy nowotwór? W wyszukiwarce aż roi się od zapytań typu "chyba mam raka" (bo np. "boli mnie w okolicach mostka, a tydzień temu zapaliłam pierwszego papierosa") , "czy mam aids?" (w sytuacji, gdy "podałam dłoń osobie zarażonej, która mogła mieć skaleczenie, a może ja też mogłam, i co teraz?"), itp. - Bywało, że cierpiąc na nawet lekki ból brzucha, siadałam przy komputerze i wyszukiwałam, jak sobie z tym poradzić. Niestety, zaraz po wpisaniu dolegliwości w wyszukiwarce, rodziły mi się w głowie wizje raka żołądka. Po skonfrontowaniu wyczytanych w sieci informacji z moim samopoczuciem, zwykle dochodziłam do wniosku, że wszystko pasuje, a nawet, gdy nie pasowało, objawy ni stąd ni zowąd pojawiały się same - o osłabienie, brak apetytu, uczucie pełności itp. nietrudno, resztę nadrabia wyobraźnia. Nawet po wizycie u lekarza nie czułam się dobrze. Miałam wrażenie, że mnie zwyczajnie zbył i zbagatelizował mój stan. Po jakimś czasie sama zapominałam o sprawie, ale do teraz miewam podobne sytuacje - tłumaczy 26-letnia Karolina. Paweł, 25-latek, wśród wyszukanych w sieci dolegliwości wymienia m.in. acedię, czy anhedonię, na temat których poza podręcznikiem psychiatrii dla studentów medycyny, można poczytać właśnie w sieci. Z podobnym problemem spotkała się Monika, studentka drugiego roku: - Jakiś czas temu pogorszył mi się wzrok. Niby nic nadzwyczajnego, ale zaczęłam wyszukiwać na ten temat informacji w internecie. Od strony do strony, trafiłam na forum dotyczące stwardnienia rozsianego. Wtedy zaczęłam zauważać u siebie także inne objawy - przemęczenie, zmiany czucia, osłabienie, problemy z równowagą. Wszystko pasowało! Po namowach mamy skonsultowałam podejrzenia z lekarzem, a raczej przedstawiłam mu katastroficzną wizję mojej "choroby". Ku mojemu zdziwieniu, skierował mnie jedynie do okulisty. Poczułam się zlekceważona, ale nie mając wyboru, "ciężko chora" wybrałam się do gabinetu. Okazało się, że mam tylko niewielką wadę wzroku. Dostałam receptę na okulary, a reszta objawów zniknęła. Sławomir Wolniak tłumaczy, że osobie dotkniętej takim stanem należy przede wszystkim uświadomić, jakim zagrożeniem jest nieustanne rozmyślanie o zdrowiu i ciągłe poszukiwanie dolegliwości. Pomóc pokonać poczucie bezradności i braku wpływu na swoją kondycję. - To pomoże zrozumieć własne reakcje i zmotywuje do przemyśleń. Wizyta u specjalisty i odpowiednie badania pomogą uspokoić pacjenta i określić, w jakim stopniu jego złe samopoczucie spowodowane jest lękiem i stanem psychicznym - mówi psychiatra. Nie można jednak zapomnieć o pozytywnej roli informacji medycznych w sieci, których szukają ludzie faktycznie chorzy. Jak dodaje, naturalne jest szukanie informacji o tym, jak inni radzą sobie z chorobą. - To uspakaja zestresowanego chorobą pacjenta, buduje także wspólnotę ludzi dotkniętych podobnymi schorzeniami, której członkowie wspierają siebie nawzajem - opowiada, dodając, że diagnozę postawić może jedynie lekarz specjalista, a szukanie informacji na własną rękę może mieć katastrofalne skutki.