"Roztaczał nad żydami opiekę"
Jan Paweł II uznał żydów za starszych braci w wierze, a co za tym idzie, że trzeba zakończyć wielowiekową animozję i zaakceptować ich prawo do odrębności i afirmacji własnego społeczeństwa - mówi Piotr Paziński, redaktor naczelny żydowskiego miesięcznika "Midrasz".
Tomasz Skory: Czym jest dla żyda śmierć papieża?
Piotr Paziński: W żydowskiej tradycji, historii zawsze było wielu różnych władców. W diasporze było wielu dobrych władców - sułtani przyjmujący żydów na wygnaniu z Hiszpanii, cesarze i królowie, którzy nie pozwalali ich krzywdzić. Papież się trochę w tę tradycję wpisuje, żyjąc już w innych czasach. Los żydów nie jest już od papieża tak zależny, jak był zależny od władców średniowiecznych królestw. Można powiedzieć, że on rzeczywiście roztaczał nad żydami jakąś opiekę, między innymi poprzez nawoływanie do pojednania, piętnowanie antysemityzmu. Chciał rozmawiać z rabinami, żydów nazywał starszymi braćmi w wierze - to wszystko czasami się już nawet utarło.
Ale tak naprawdę kryje się tu stwierdzenie: "Dziękuję ci, że mnie nie krzywdzisz"?
Nie tylko. Ja myślę, że to znaczy coś znacznie więcej. Jest jednak takie poczucie, że Jan Paweł II był być może pierwszym papieżem, który tak bardzo poważnie podkreślił znaczenie Izraela, judaizmu jako niezmiernie istotnych czynników dla jego własnej religii. Wcześniej przez wiele setek lat chrześcijaństwo było często takim antyjudaizmem, czymś, co go anulowało. Było religią, która miała nastąpić po judaizmie i go zastąpić. Tutaj są te dwie drogi. Jan Paweł II zapewne, jako głowa Kościoła katolickiego, człowiek wierzący, uważał, że jego droga jest lepsza czy jedyna prawdziwa. Przyznawał jednak innym, w tym żydom, prawo do podążania własną drogą. To jest bardzo istotne.
Wielka rola w rozwoju ekumenizmu, nawiązanie dialogu z żydami i ustanowienie stosunków dyplomatycznych z Izraelem - to są takie biurokratyczne, dyplomatyczne słowa. Co ludzkiego się za tym kryje?
Jeżeli chodzi o uznanie żydów jako starszych braci, to za tym szło poczucie, że trzeba zakończyć wielowiekową animozję, jakoś żydów przytulić do siebie i uznać ich prawo do odrębności, afirmacji własnego społeczeństwa. Tego często im odmawiano, zwłaszcza w XX wieku. Jeżeli chodzi o Izrael, to rzeczywiście papież po raz pierwszy uznał - też trochę na przekór swojej tradycji religijnej - prawo do istnienia państwa żydowskiego właśnie w tym miejscu, które chrześcijanie nazywają Ziemią Świętą. Uznał, że mimo że żydzi kiedyś nie przyjęli chrześcijaństwa, teraz mają prawo tam wracać. Jego poprzednicy bardzo wyraźnie przeciwstawiali się ruchowi syjonistycznemu, uznając go za świecki lub właśnie za żydowski, a w związku z tym - nieprawomocny. Papież uznał, że Izrael ma prawo i powinien istnieć. Nie przeszkadzało mu, że w chrześcijańskiej Ziemi Świętej znajduje się państwo żydowskie.
Wygląda na to, że pontyfikat Jana Pawła II był cezurą między przeszłością a przeszłością. Jeden z głównych rabinów Izraela powiedział: "Mam nadzieję, że jego następcy nadal będą podążać drogą pojednania, którą on obrał względem ludu żydowskiego". Czy zatem są wątpliwości?
Nie sądzę, aby teraz jakikolwiek papież cofnął się do czasów chociażby podkreślania zbiorowej odpowiedzialności żydów za ukrzyżowanie Chrystusa. Może być natomiast człowiekiem mało zainteresowanym dialogiem z żydami, mniej serdecznym, chłodnym. Z drugiej strony, może to być jakiś liberał, który będzie chciał ten dialog pogłębiać. Konserwatysta być może nie będzie tym zainteresowany, być może będzie to dla niego odległy problem.
Miejmy nadzieję, że tak nie będzie, a Jan Paweł II pozostanie.