Przyszłość w ludziach
Z ks. prał. Ryszardem Selejdakiem - kierownikiem Wydziału Seminariów Kongregacji Edukacji Katolickiej - rozmawia ks. inf. Ireneusz Skubiś.
Ks. Inf. Ireneusz Skubiś: Kiedyś po śmierci kard. Stefana Wyszyńskiego ktoś napisał: Za tą trumną szła cała Polska. Dzisiaj chciałbym zacząć tę rozmowę od słów: Za tą trumną idzie cały świat. Jak Ksiądz Prałat ustosunkowałby się do tej myśli?
Ks. Prał. Ryszard Selejdak: W pełni zgadzam się z myślą Księdza Infułata. Obserwując z bliska cały przebieg wydarzeń, mogę powiedzieć, że określenie "pogrzeb stulecia" o uroczystościach żałobnych Ojca Świętego Jana Pawła II to za mało powiedziane. Myślę, że to jest pogrzeb tysiąclecia. Cały świat zgromadził się wokół Ojca Świętego. Nieprzerwanie od godz. 5.00 rano, a nawet 4.00. Bazylikę szturmują nieprzeliczone rzesze pielgrzymów z całego świata. Bardzo dużo jest polskich flag. Przed budynkiem naszej Kongregacji przechodził właśnie do bazyliki Św. Piotra cały oddział kawalerii Wojska Polskiego ze swoim sztandarem z diecezji łomżyńskiej. Tłumy sięgają do Piazza Cavour. Taki napływ ludzi to rzecz niewidziana nigdy dotąd w historii Rzymu. Oblicza się, że już pierwszego dnia po wystawieniu ciała Ojca Świętego w Bazylice od godz. 9.00 do 2.00 w nocy przeszło, aby oddać mu ostatni hołd, około 400 tys. ludzi. Od godz. 4.00 dnia następnego gromadziły się nieprzeliczone tłumy. Ojciec Święty, jak się tu podkreśla, zbiera owoce swojej niestrudzonej pracy apostolskiej. Poza tym wszystkim są to fantastyczne rekolekcje i umocnienie dla naszej wiary. Tyle wspaniałych świadectw, że człowiek już nawet nie nadąża, żeby to wszystko notować, analizować, doświadczać.
Patrzymy w Polsce na wszystko, co się dzieje i jesteśmy zbudowani mediami polskimi, bardzo bliskimi Ojcu Świętemu, który odchodzi. Jak Włosi przeżywają tę sytuację?
Włosi mają naturę bardzo podobną do Polaków, są ogromnie spontaniczni. Jeśli chodzi o włoskie mass media włoskie zarówno radio, telewizję, jak i gazety, to przekazują informacje z ogromną miłością do Ojca Świętego. Przeglądając dzisiejszą (wtorek, 5 kwietnia - przyp. red.) prasę, nie znalazłem opinii negatywnej, żadnego artykułu, który by podważał nie tylko ogromną dobroć, ale i świętość Ojca Świętego. W Il Messaggero natrafiłem na przepiękną wypowiedź jednego z pielgrzymów, którą podzielali również dziennikarze, że Ojciec Święty nie umarł, że żyje. Wczoraj, kiedy niesiono zwłoki Ojca Świętego, taka myśl nasuwała się bardzo wielu pielgrzymom: Ojciec Święty żyje, a ci wszyscy ludzie idący do Papieża żyjącego jeszcze. Ten ton ogromnej przyjaźni, ogromnego podziwu dla wszystkiego, co Ojciec Święty zrobił, dla Jego świętości, przewija się we wszystkich tytułach prasowych, we wszystkich artykułach. Prasa włoska zachowuje się wspaniale, a telewizja z ogromnym profesjonalizmem podaje programy. Cały świat w ogóle jest zachwycony postawą Włochów. Nie tylko mass mediów. Kiedy wczoraj po ceremonii przeniesienia ciała Ojca Świętego do Bazyliki szedłem do domu (via Conciliacione jest zablokowana, trzeba przemieszczać się bocznymi uliczkami), widziałem, jak służby włoskie wspaniale opiekują się pielgrzymami, nie tylko od strony medycznej, ale rozdzielają wodę, żywność. Jest nieprawdopodobna mobilizacja serca. To nie są tylko słowa, ale idą za tym wspaniałe czyny Włochów.
Jest to wielkie zjednoczenie ludzkości.
To ogromna solidarność serc i ogromna manifestacja wiary. Dziennikarze, przedstawiciele mass mediów stanęli na wysokości zadania w sposób perfekcyjny, doskonały. Jestem 14 lat w Watykanie i nigdy nie widziałem Kościoła tak pozytywnie interpretowanego czy komentowanego, jak w tych dniach. Wszyscy pogrążeni są w smutku, ale tak do końca trudno to powiedzieć. Bo pielgrzymi, którzy przechodzą, klaszczą, modlą się, reagują tak, jakby Ojciec Święty był ciągle wśród nich, jakby za chwilę miał przejechać papa-mobile. To niesamowite.
Czy to zjawisko można tłumaczyć w sensie katechezy o zmartwychwstaniu?
Wydaje się, że ludzie tak właśnie zrozumieli tę wspaniałą lekcję o umieraniu daną przez Ojca Świętego. Wypowiadało się wielu Włochów, ludzi niezwiązanych zbyt mocno z Kościołem, że przestali się lękać umierania, że strach umierania minął. Poprzez swoją ogromnie ludzką postawę podchodzenia do choroby, do cierpienia, jakie towarzyszyło Ojcu Świętemu, nadał On umieraniu jakąś wielką rangę, wielką dostojność. I nie jest już ono traktowane tylko w kategorii bólu, odejścia, osamotnienia, ale w perspektywie zmartwychwstania, wiary, że to jest tylko przejście. Ojciec Święty oczekuje nas już na drugim brzegu. Mamy w nim wspaniałego patrona, który będzie się nami opiekował z nieba. I taka właśnie myśl przewija się tutaj u niezliczonej rzeszy pielgrzymów i wiernych przychodzących oddać ostatni hołd Ojcu Świętemu. Czytałem wzruszającą wypowiedź osobistego lekarza Ojca Świętego Renato Buzzonettiego, który opowiedział o ostatnich godzinach Jana Pawła II, o jego ogromnym cierpieniu. Mówił, że Ojciec Święty przezywał swoistą Kalwarię. Może trudno porównywać ją z Kalwarią Chrystusa, który oddawał swe życie dla zbawienia ludzi, ale Ojciec Święty był przybity do krzyża, może jeszcze bardziej niż Chrystus, bo Chrystus mógł wypowiedzieć siedem ważkich swoich ostatnich słów, a Ojciec Święty nie mógł wypowiedzieć żadnego słowa. "Mówił" lekkim uśmiechem, swoimi oczyma i swoim spojrzeniem. To była lekcja przechodzenia na drugi świat, być może jeszcze bardziej wymowna - jak podkreślił lekarz - niż słowa. Dla papieskiego lekarza (ma już 81 lat, był lekarzem Pawła VI i asystował przy jego śmierci, jak również przy śmierci Jana Pawła I) - była to lekcja umierania i pozostanie mu ona do końca życia. Była to lekcja także dla lekarzy towarzyszących ostatnim minutom życia Ojca Świętego. Człowiek bowiem w świeckich kategoriach wiary interpretuje cierpienie, śmierć zaś w kategoriach eschatologii.
Pamięta Ksiądz Prałat, kiedy Ojciec Święty zaczynał pontyfikat, przemawiając do Polaków, wypowiedział ciekawe zdanie: "Niech reszta zostanie milczeniem...". Myślę, że to może mieć dzisiaj znaczenie szczególne. Milczenie Papieża odchodzącego w milczeniu. Pracuje Ksiądz Prałat pracuje w Kurii Rzymskiej, jak odejście Papieża przyjęli kapłani tam pracujący?
Zdecydowana większość księży prałatów i biskupów przeżywała to z ogromną powaga i wiarą. Widać to było w czasie celebracji oddawania homagium Ojcu Świętemu w niedzielę i w poniedziałek podczas przenoszenia ciała z Sali Klementyńskiej do Bazyliki św. Piotra. Panowała atmosfera powagi, zrozumienia, żalu po stracie bliskiego przyjaciela czy ojca, człowieka, który stanowił dla nich bardzo ważne odniesienie. W Kongregacji, w której pracuję, jest atmosfera podobna. Na 20 pracujących tu księży 17 było obecnych na ceremoniach. Przez nikogo nieprzymuszani, z dobrej woli, oddawali hołd i składali wyraz miłości Ojcu Świętemu, który przecież nie był Włochem, Francuzem, Amerykaninem, Szkotem czy Meksykaninem, ale Polakiem. To świadczy o miłości, jaką darzyli Ojca Świętego.
Ksiądz Prałat mieszka w Domu Polskim, którego mieszkańcy, polscy księża, studiują na uczelniach kościelnych. Jak oni to przeżywają?
Wydaje mi się, że przeżywają ogromny dramat. Większość z nich jest teraz z Ziemi Świętej. Bardzo przeżywają, że w takich chwilach nie mogą być w Wiecznym Mieście, żegnać ukochanego Ojca Świętego i towarzyszyć tak ważnym wydarzeniom. Z drugiej strony idą śladami Chrystusa, a z pewnością zobaczyć Ziemię Świętą, chodzić po śladach Chrystusa dla każdego kapłana jest najwspanialszą rzeczą w życiu. Ale nie być teraz na uroczystościach związanych ze śmiercią, z pogrzebem Papieża, tak bardzo bliskiego - jest bardzo ciężko. To są kapłani, którzy otrzymali powołanie od Boga w szczególnym okresie, bo w czasie jego Pontyfikatu, to dzieci duchowe Ojca Świętego Jana Pawła II. Zresztą, moje kapłaństwo również jest całkowicie związane z pontyfikatem Jana Pawła II, bo do seminarium wstąpiłem w połowie września 1978 r., a Ojciec Święty został wybrany na konklawe w październiku tegoż roku. Całe moje życie kapłańskie jest więc bardzo mocno związane z tym pontyfikatem, a tym bardziej tych młodszych ode mnie księży. Zdecydowana większość kapłanów, którzy są teraz w Ziemi Świętej, przeżywa rozdarcie duchowe. Dziesięciu księży, którzy pozostali, szturmowało bramy Bazyliki św. Piotra już od 4. rano, by złożyć ostatni hołd Ojcu Świętemu.
Jak Rzym poradzi sobie z tak ogromną rzeszą pielgrzymów?
Rzecz chyba nie do wyobrażenia. Żadne miasto na świecie nie przyjęło takich rzesz ludzi, jakie obecnie są w Rzymie. Przeżywałem Rok Jubileuszowy w Rzymie, były wielkie uroczystości obchodów Jubileuszu Odkupienia, otwarcie i zamknięcie Roku, pielgrzymki narodowe, wielkie beatyfikacje, kanonizacje, ale takich tłumów nie widziano tu nigdy. Jak wspomniałem, panuje ogromna życzliwość rzymian i Włochów. Wszystkie autobusy kursujące na innych kierunkach zostały przerzucone do centrum Rzymu, w pobliże Bazyliki św. Piotra. To duże ułatwienie dla pielgrzymów, którzy muszą pozostawić samochody na obrzeżach miasta. Pielgrzymi i wierni jeżdżą za darmo, bez biletów. Do dyspozycji jest służba medyczna - lekarze, pielęgniarki, w pogotowiu czeka ok. 7 strażaków. Wokół Placu św. Piotra pobudowano namioty dla udzielania niezbędnej pomocy medycznej itp. Rozdziela się napoje, owoce, pieczywo... Wielu rzymian przyjęło pielgrzymów do swoich mieszkań. Nieprawdopodobna solidarność - niewidziana nigdy na taką skalę. Miasto jest oblężone, jednak nie ma nastawienia obojętnego - jest życzliwość i solidarność serc. To trzeba przeżyć, żeby zrozumieć. Wszyscy jesteśmy pod wrażeniem ogromnej gościnności i dobrego przygotowania rzymian do organizacji tego typu wydarzeń.
Jak Ksiądz Prałat widzi przyszłość Kościoła i myśli papieskiej wielkiego papieskiego testamentu? Przywieźliśmy z Rzymu do naszej redakcji ponad 50 tomów przemówień Ojca Świętego, które wygłosił w ciągu swego pontyfikatu...
Zacytuję tu znów prasę włoską, wspominającą, że kiedy umierał Jan XXIII, obawiano się, czy następca będzie tak wspaniałym i dobrym papieżem jak on. Nie wyobrażano sobie, że następca może być lepszy. Gdy umarł Paweł VI, ludzie też mieli wątpliwości, czy tak dobrze przygotowany teologicznie papież będzie miał godnego następcę. Również po śmierci Jana Pawła I, człowieka o ogromnej dobroci, myślano, że będzie trudno go zastąpić. Z pewnością po naszym Ojcu Świętym Janie Pawle II Wielkim, Il Grande, jak nazywają go Włosi - Pan Bóg, bo wszystko należy rozpatrywać w kategoriach wiary, w kategoriach nadprzyrodzonych, da takiego papieża, jakiego świat będzie potrzebował. I nie można tu mieć obawy, strachu, zwątpienia. Uważam, że Kościół jest instytucją Bosko-ludzką i nie zależy tylko od ludzi, lecz przede wszystkim od Pana Boga. Pan Bóg na pewno da swojemu Kościołowi wielkiego papieża, żeby mógł go prowadzić. Rozmawialiśmy o tym dzisiaj w gronie kolegów i zauważyliśmy, że Pan Bóg dał nam wielkiego Papieża na zakończenie II i na początek III tysiąclecia. Zostawia nam jego dziedzictwo. Jak podkreślał wiedział red. Kraśko w TVP, ludzie czekają na testament Ojca Świętego jako na coś nadzwyczajnego. A Jan Paweł II napisał 85 tys. stron swojego nauczania. To jest najwspanialszy testament. Wydaje mi się, że po tych emocjach związanych ze śmiercią Papieża, z jego pogrzebem, które z pewnością pozostaną na długo w sercu, każdy z nas powinien starać się na tyle, na ile to możliwe, wziąć coś z tego duchowego dziedzictwa, z nauczania papieskiego do swojego życia. Każdy z nas, księży, powinien np. zapytać siebie, w jaki sposób realizuje swoje kapłaństwo, co w nim można by jeszcze wprowadzić, by przybliżyć się do postawy pasterza, jaką zaprezentował nam Ojciec Święty, czego nam brakuje, w czym niedomagamy, w czym odstajemy od tego wspaniałego przykładu, jaki nam dał. Nie kierowałbym się obawami, jak Kościół będzie wyglądał. Mówimy, że przyszłość Kościoła jest w ludziach, którzy idą nieskończoną rzeką do Bazyliki św. Piotra z ogromną wiarą, z poświęceniem. Widać wielką jedność chrześcijan. Ta lekcja - głęboka katecheza wiary może tylko pomóc Kościołowi i nadać optymizm następcy Jana Pawła II. Z pewnością doda mu wiele sił, tak że wszystkie zamierzenia, które będzie podejmował, i cały jego wysiłek nie pójdą na marne, ale będą owocować jak w przypadku niestrudzonego pontyfikatu Jana Pawła II, który obecnie wydaje rzeczywiście wspaniałe owoce.
Bardzo dziękuję Księdzu Prałatowi za tę wypowiedź. To bardzo cenne myśli. byśmy lepiej zrozumieli, jak trzeba patrzeć na tego Wielkiego Papieża, który odchodzi i który jednocześnie jest z nami i pozostanie na zawsze. Bóg zapłać.
Tygodnik Katolicki "Niedziela"