Trąba nad Przysietnicą
Cztery pożary i siedem uszkodzonych budynków - to efekt gwałtownych burz, jakie przeszły nad Sądecczyzną (woj. małopolskie).
Bernadetę Pawlik obudził huk i błysk. Woda ciekła w sypialni na górze. Poszła zamknąć właz dachowy, ale włazu nie było. Nie było też dachu. Blacha z domu Pawlików uszkodziła dach i wybiła okno na piętrze u ich sąsiadów kilkadziesiąt metrów dalej. Wylądowała w ogrodowym baseniku i na podwórzu.
Mieszkańcy Przysietnicy (woj. małopolskie) opowiadają o trąbie powietrznej, która przeszła począwszy od przysiółka Zadki, łamiąc na swojej drodze drzewa i uszkadzając dachy. Ostatni uszkodzony obiekt na jej trasie to nowo wybudowany dom na wzniesieniu, należący do rodziny Górków. Synowie Edwarda Górki pogięte fragmenty blachy dachowej znajdowali nawet 200 metrów od budynku.
Ogółem przez żywioł uszkodzonych zostało siedem budynków mieszkalnych i gospodarczych.
Przy domu Tadeusza i Stanisławy Królów wiatr połamał dwie okazałe lipy, ponad stuletnie okazy. Uszkodzony został też komin, ale dach jest nienaruszony. Za to śliwy rosnące na brzegu nad domem wir powyrywał z korzeniami.
- Nie było nawet czasu, żeby się wystraszyć. To trwało parę sekund - opowiada Tadeusz Król. - Zboże na trasie trąby wygląda tak, jakby je dwutonowy walec przejechał - dodaje. Jedyna droga dojazdu do kilku gospodarstw w przysiółku Zadki jest nieprzejezdna, leżą na niej powyrywane drzewa.
Od rana w Przysietnicy słychać piły motorowe, którymi mieszkańcy tną powalone pnie dorodnych modrzewi, sosen i drzew owocowych. Jedne są połamane, inne wyrwane z korzeniami.
Najbardziej ucierpiał dom Bernadety Pawlik, który stoi niedaleko głównej drogi. - W środku nocy usłyszałam grzmot, zrobiło się jasno jak w dzień. Usiadłam na łóżku przerażona. Dopiero gdy wyszłam na pole zobaczyłam, że nie mamy dachu - opowiada wystraszona kobieta. W domu była z czwórką dzieci i niepełnosprawną mamą, którą się opiekuje.
- Mąż jest w Warszawie, gdzie pracuje. Nie może przyjechać, dobrze, że pomagają nam sąsiedzi - mówi pani Bernadeta. Z pobliskiego tartaku pożyczyła drewno, żeby można było zreperować uszkodzoną więźbę i zabezpieczyć odkryty budynek plandekami dostarczonymi przez strażaków.
Już w środku nocy, niedługo po przejściu trąby, u poszkodowanych w Przysietnicy pojawili się burmistrz Marian Cycoń i Kazimierz Gizicki, przewodniczący Rady Miasta Starego Sącza, jednocześnie naczelnik miejscowej Ochotniczej Straży Pożarnej. - Postaramy się im pomóc w granicach możliwości, jakie ma gmina - obiecuje burmistrz. O szóstej rano dostarczono plandeki do przykrycia uszkodzonych dachów, kolejne gmina kupiła, żeby doraźnie zabezpieczyć domy. Wczoraj od rana poszkodowanych mieszkańców odwiedzała gminna komisja. Urzędnicy spisali szkody, na podstawie których rodziny otrzymają zapomogi. Burmistrz obdzwonił urząd marszałkowski i wojewodę, żeby poprosić o doraźną pomoc. - Staram się nie tragizować, ale przykro patrzeć jak ludzie tracą dobytek - mówi.
Durasikowie, sąsiedzi Pawlików, mimo deszczu w nocy poukładali dachówkę na uszkodzonej obórce, żeby zabezpieczyć siano, maszyny i zwierzęta. Ich nowy, pięcioletni dom został uszkodzony przez dach sąsiadów niesiony przez trąbę.
- Nasze straty to wybite okno balkonowe, uszkodzona więźba, zerwane dachówki. Na szczęście dom jest ubezpieczony - mówi Piotr Durasik. - Mieliśmy tu tornado - dodaje jego mama i zarazem sąsiadka, w której domu wiatr pozrywał rynny. Helena Kaczor mieszkająca kilkaset metrów wyżej płacze ze strachu. Mieszka w tym miejscu od 50 lat, ale po raz pierwszy widziała taką wichurę. - Wydawało się, że dom porwie, a to stary, drewniany budynek. Dobrze, że przed nim stoi stajnia. Ona nas ochroniła - mówi ocierając łzy.
Zniszczenia w Przysietnicy wystąpiły na odcinku długim na ponad kilometr i szerokim na około dwieście metrów. Poza tym pasem nie ma żadnych szkód. Dlatego mieszkańcy są przekonani, że to była trąba powietrzna. Nikt zjawiska nie widział, bo wydarzyło się w nocy. Ale obraz zniszczeń odpowiada szkodom, jakie wyrządzają trąby powietrzne.
- Przy chmurach typu burzowego - cumulonimbusach - możliwe jest wystąpienie lokalnych trąb powietrznych - przyznaje Ryszard Cieśla, kierownik stacji Hydrologiczno-Meteorologicznej krakowskiego oddziału Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej w Nowym Sączu. Dodaje, że występowanie trąb powietrznych w Polsce nie jest takie rzadkie - przykłady to ostatnie tornada w Mazowieckiem i Łódzkim, które uszkodziły setki domów i linie energetyczne.
Niewielkie Przysietnickie tornado to nie jedyne nieszczęście jakie spotkało mieszkańców Sądecczyzny.
W czasie gdy Pawlikowie stracili dach nad głową, Rozalię Nowak, wdowę z niedalekiej Moszczenicy, obudził trzask. Piorun uderzył w stodołę. Ogień błyskawicznie się rozprzestrzeniał.
Przerażona kobieta zadzwoniła na policję zamiast do straży pożarnej, ale zadziałał zintegrowany system i pomoc szybko przyjechała. Najpierw druhowie z Moszczenicy i Przysietnicy, zaraz po nich zawodowi strażacy z Nowego Sącza. Nie było już czego gasić. Po stodole zostały zgliszcza. Wojciech Bielak próbował ratować ciągnik, który trzymał u sąsiadki, ale wystraszył go pękający eternit z płonącego dachu.
- Strzelał i trzaskał tak, że trzeba było uciekać - opowiada. Spłonęło pięć ton siana, zboże i mąka, motory - jeszcze po mężu pani Rozalii, młockarnia i inne rolnicze urządzenia. - Kto to wszystko teraz posprząta? Sama jestem, a tu eternit rozrzuciło na cale podwórze - załamuje ręce wdowa.
Monika Kowalczyk
Czytaj więcej: