- Koszt śledztwa jest już wyższy niż suma, na którą oszust naciągnął tych ludzi - podkreśla oficer krakowskiej policji znający sprawę. Zaangażowane były w nią niemal wszystkie komendy powiatowe policji w całej Polsce, do których o pomoc w przesłuchaniach zwrócili się krakowscy policjanci. Oszustwo od kilku miesięcy tropiła grupa z wydziału do zwalczania przestępczości gospodarczej Komendy Miejskiej Policji w Krakowie - pisze "Gazeta Wyborcza". Sprawcą całego zamieszania jest krakowianin Adam F., który kusił ofertami pracy chałupniczej umieszczonymi w telegazecie. Chętni, którzy chcieli dorobić składaniem długopisów, wysyłali najpierw koperty ze znaczkami na zwrotną korespondencję. W zamian otrzymywali wezwanie do wpłaty od 25 do 75 zł na podane konta. Kto zdecydował się zapłacić, zamiast zlecenia pracy dostawał katalog z ulotkami innych firm oferujących pracę chałupniczą. - Nie odpowiadam za stan umysłowy ludzi. Gdyby byli mądrzejsi, nic by mi nie wpłacali - miał powiedzieć po zatrzymaniu oszust. Policjanci po bankowych wyciągach doszli do oszusta. Na jaw wyszło, że jego ofiarą padło co najmniej osiem tysięcy osób w całym kraju! Zaczęły się żmudne przesłuchania. W ciągu kilku miesięcy zeznania złożyło 5213 pokrzywdzonych. - Każdy mówił mniej więcej to samo, ale do wszystkich trzeba było wysłać wezwanie - mówią policjanci. Ale już po kilku tygodniach uciążliwa sprawa wróciła do śledczych. Dlaczego? Bo sąd wytknął im, że zapomnieli przesłuchać pozostałe trzy tysiące osób. - Przecież może się zdarzyć, że ludzie ci oświadczą nagle na rozprawie, że wcale nie zostali oszukani, tylko mieli dług wobec tego pana i go zwrócili. A koszty ich wezwań byłyby ogromne - przekonuje sędzia Andrzej Almert, rzecznik krakowskiego sądu. Zdaniem sędziów oszusta nie da się też osądzić, bo w akcie oskarżenia nie ma kodów pocztowych pokrzywdzonych. Policjanci głowią się teraz, jak ustalić kody pocztowe. - Na razie nikt nie ma pomysłu, jak to zrobić - powiedział nam jeden z funkcjonariuszy. Tymczasem Ministerstwo Sprawiedliwości nie zamierza uprościć uciążliwych procedur postępowania w podobnych sprawach. - Zostaną one jeszcze dodatkowo zaostrzone. Trwają prace nad nowelizacją kodeksu postępowania karnego mówiące, że prokurator musi w postępowaniu przygotowawczym wszechstronnie wyjaśnić sprawę - powiedziała rzecznik ministerstwa Julita Sobczyk. Zwolennikiem takiej zmiany jest sam wiceminister Andrzej Kryże. - Nie uważam, żeby takie rozwiązania były konieczne - uważa karnista prof. Marian Filar z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. - Pozostałbym raczej przy obecnych procedurach postępowania karnego, choć strasznie przedłuża to całe postępowanie. Prof. Andrzej Gaberle jest jeszcze bardziej surowy w ocenie ewentualnych zmian. - Filozofia kładąca nacisk na postępowanie przygotowawcze w prokuraturze, a sąd sprowadzająca do roli skromnego kontrolera tego, co zostało ustalone w śledztwie, nie odpowiada mi. Jestem zwolennikiem tego, by ciężar postępowania spoczywał na sądzie. W przeciwnym razie oskarżyciel uzyskiwałby przewagę i trudno wtedy mówić o rzetelnym procesie.