Zbawienie przez prawdę
Donosy księdza Czajkowskiego na kolegów pokazywały ich słabości - mówi Andrzej Friszke, historyk IPN. - Bezpieka mogła to później wykorzystać, próbując ich łamać.
Ozon: Redakcja "Więzi" postanowiła zbadać doniesienia prasy o współpracy ks. Czajkowskiego z SB. Dla spokoju sumienia czy po to, by pomóc księdzu, asystentowi kościelnemu "Więzi"?
Prof. Andrzej Friszke: Chcieliśmy poznać prawdę. Nie wyobrażam sobie, żeby mogło być inaczej. Pojawiają się oskarżenia publiczne, a my co? Nie chcemy wiedzieć, jak było? Są też inne motywy, w tym pomoc księdzu Czajkowskiemu. W określony sposób - by mógł się zmierzyć z prawdą.
Czy ksiądz od razu dał się przekonać, by rozpocząć bolesny proces przywracania pamięci?
Nie wiem. To były dwie niezależne kwestie. Wystąpiliśmy do IPN o akta bez konsultacji z księdzem. Równolegle koledzy z redakcji udali się do księdza i porozmawiali. Po rozmowie pojawił się komunikat o jego ustąpieniu z funkcji asystenta kościelnego pisma.
Czy dla wszystkich był to szok? Czy pan jako historyk IPN nie wiedział więcej i wcześniej?
To był szok. Czytałem akta spraw "Więzi" z lat 60. Tam też byli współpracownicy SB, ale to nie miało nic wspólnego z księdzem Czajkowskim. Wobec niego nigdy nie miałem takich podejrzeń.
Już przed publikacjami prasowymi mówiło się o tym w niektórych środowiskach.
Do mnie takie sygnały nie dochodziły. Może dlatego, że nie lubię bezpodstawnych plotek. Może ci, którzy coś wiedzieli, uznali, że nie ma po co do mnie przychodzić. Wiem, że ksiądz był na tzw. liście Wildsteina, ale są tam tysiące ludzi, którzy nie byli agentami.
Współczuje pan księdzu?
Przede wszystkim należy współczuć tym ludziom, którzy doznali krzywdy. Jest jednak rzeczą naturalną, że współczujemy komuś, kogo dobrze znamy i kto się tak uwikłał. Jest we mnie na pewno współczucie dla tragedii jednostki. W tym przypadku mamy do czynienia z kimś, kogo znamy od 20 lat i naprawdę trudno to sobie jakoś ułożyć. Mieliśmy świadomość, że zmierzenie się z tym złem nie powinno tworzyć kolejnego zła. Uznaliśmy jednomyślnie, że współczucie jest możliwe i na pewno jest nam nieobce. Natomiast nie może to być współczucie, które abstrahuje od prawdy, w całej jej jaskrawości i okropieństwie. Dla wielu z nas wiara, że zbawienie osiąga się tylko poprzez prawdę, jest niepodważalna.
"Boli mnie, że ludzie przyznają się do współpracy z SB, dopiero kiedy nie ma już najmniejszej wątpliwości co do ich przeszłości" - powiedział ks. Isakowicz-Zaleski. Ks. Czajkowski przez długi czas nie reagował na zarzuty.
Sprawa zaczęła się w maju. Oświadczenie zamieszczone w "Więzi" pochodzi z czerwca. Pierwsza reakcja księdza była zdecydowanie obronna, ale potem wypowiedzi były bardziej dwuznaczne. Nie było twardego pójścia w zaparte. Trzeba też liczyć się z tym, że człowiek postawiony w konfrontacji z haniebnymi faktami z przeszłości instynktownie zaczyna się bronić. Dlatego nie czyniłbym wielkiego zarzutu z tego, że od razu nie padł na kolana. Natomiast przykre jest to, że przed publikacją nie potrafił się zmierzyć z tym doświadczeniem.
Na kogo ksiądz donosił i jaką wartość dla SB przedstawiały sporządzane charakterystyki?
Na to pytanie należałoby odpowiedzieć referatem. Ks. Czajkowski współpracował z SB 24 lata. Na początku donosił na swoich nauczycieli i kolegów z KUL, seminarium duchownego i diecezji wrocławskiej. Owe donosy były bardzo szkodliwe, bo pokazywały słabości tych ludzi. Bezpieka mogła to później wykorzystywać, próbując ich łamać.
Czy zerwanie współpracy jest pana zdaniem okolicznością łagodzącą, czy pogrążającą? Okazało się, że nie było to takie trudne.
Dobrze, że zerwał. Można ubolewać, że tak późno. I to jest oczywiście bardzo obciążające.
Czy można jednoznacznie stwierdzić, że nie zaszkodził ks. Popiełuszce?
Dokumenty wskazują, że nie były to informacje o zasadniczym znaczeniu w rozprawie z ks. Popiełuszką. Może poza jedną, ale też znaną wielu ludziom, o silnym poparciu papieża. Nadzieja na wypchnięcie Popiełuszki do Rzymu była płonna. To nie była informacja poufna. Natomiast faktycznie pułkownikowi Pietruszce powtórzył ją ks. Czajkowski.
"To, co się dzieje od kilku tygodni wokół mojej osoby, także interpretacje niesprawiedliwe i obraźliwe, traktuję jako zasłużoną pokutę" - napisał ks. Czajkowski. Jakie interpretacje?
Ja mogę tylko domniemywać. Niesprawiedliwe i nieuzasadnione było na pewno opublikowanie portretu ks. Czajkowskiego z portretem ks. Popiełuszki pod nagłówkiem wskazującym, że oto osoba, która przyczyniła się do zamachu na jego życie. Materiały ubeckie nie dają podstaw do takich wniosków.
Sporo osób, w tym sam ks. Czajkowski, twierdzi, że wiele dokumentów SB jest nieprawdziwych. Historycy są chyba odmiennego zdania?
W swojej pracy nie spotkałem się z fałszywymi dokumentami SB. Natomiast nieprawdziwych - w takim sensie, że ubecy nie oddają w swoich relacjach stanu rzeczywistego, tylko coś plączą - jest oczywiście mnóstwo. Z pewnością wiedza SB nie była odwzorowaniem tego, co realnie działo się w społeczeństwie. Była wiedzą spaczoną. Praca nad tymi dokumentami powinna polegać na tym, że weryfikuje się stopień prawdziwości informacji w nich zawartych. Tylko w tym sensie można mówić o dokumentach nieprawdziwych. Zdarzają się przekłamania, pomylone nazwiska, daty, interpretacje zdarzeń. Nie oznacza to jednak, że dokumenty są sfałszowane.