Zabite dusze
Za kilka tygodni iracka misja Polaków będzie już tylko wspomnieniem. Dla ilu z ok. 12 tys. żołnierzy na tyle koszmarnym, że bez pomocy psychiatrycznej nie posklejają swojego życia i rodzin? Mamy weteranów - i będziemy mieć z nimi problem.
Teraz już wiesz, jak to jest, kiedy umierasz - wycharczał sam do siebie starszy szeregowy zawodowy Dariusz Gientek, a spod jego hełmu sączyła się strużka krwi. Czerwona plama szybko znikała, bo iracka ziemia zachłannie pije ludzką krew.
Jak z dwóch metrów dostajesz postrzał w głowę, to nie słuchasz kolegów uwalanych twoją krwią, zapewniających, że nic ci nie jest i na pewno się z tego wywiniesz. Gientkowi rzeczywiście nic nie było. Kula przebiła hełm, ale zmieniła kierunek lotu. Zamiast przewiercić kości czaszki, przeorać mózg i wylecieć oczodołem, poleciała po krzywiźnie hełmu, zaledwie drasnąwszy skórę głowy. Jednak z tym umieraniem to starszy szeregowy Gientek sobie wykrakał, bo o ile pocisk oszczędził jego mózg, to zabił jego psychikę. Tylko że wtedy nie mógł jeszcze tego wiedzieć. Za to chłopaki szybko zauważyli, że Glonkowi, jak go nazywali, chyba "psycha klęka". - Przestał pyskować, to od razu widać było, że to nie ten sam człowiek - wspomina szeregowy Kiek, który spał z nim w jednym baraku. - No i zamyślał się często. Jak na Irak to zdecydowanie za często. Chłopaki zaczęli mieć na Gientka oko, bo na wojnie przyjaźń przyjaźnią, ale słabość nie jest w cenie.
Juliusz Ćwieluch
Polityka