Za 5 lat koniec świata? To bzdury!
Znajomy matematyk powiedział mi kiedyś, że wierzy w przepowiednie. Nie zdziwiłbym się słysząc to z ust astrologa, ale doskonale wykształconego matematyka? - Przepowiedni jest tak wiele, że zawsze się sprawdzają - odpowiedział. - W tym tkwi ich siła.
Przytoczone przez autora artykułu "Za 5 lat koniec świata?" argumenty są w części błędne, w części wyssane z palca. Takoż wnioski z nich wyciągnięte.
Artykuł "Za 5 lat koniec świata?" opiera się na przepowiedniach kalendarza Majów, kodzie biblijnym, przepowiedniach Malachiasza i "chórze naukowców".
O przepowiedniach Majów nie ma co dyskutować, bo zapewne są też przepowiednie Inków, Persów, Egipcjan i Żydów. Wszystkie one zasługują na taką samą uwagę i nie ma powodów, by którekolwiek uważać za bardziej wiarygodne. Skoro wszystkie one nie mówią jednym głosem, muszą się mniej lub bardziej mylić. Skąd zatem autor wie, że to akurat przepowiednie Majów i to akurat w kwestii daty końca świata są prawdziwe?
Powoływanie się na kod Biblii nawet w popularno-naukowych publikacjach to jakieś totalne nieporozumienie. To tak jak gdyby traktować jako materiał źródłowy lektury spod znaku Ericha von Daenikena. W 2003 roku w Polsce wydano drugą część światowego bestsellera - "Kod Biblii 2. Odliczanie". Jak zawsze łatwiej przewidzieć to, co się już wydarzyło, więc autor - Michael Drosnin - bez zająknięcia się przewiduje dokonany już zamach na Kennediego czy zburzenie dwóch wież World Trade Center z 2001 roku. Autor artykułu "Za 5 lat koniec świata?" pisze: "znawcy tematu twierdzą, że nieznany autor proroctw zakodowanych w "Biblii" przewidział koszmar II wojny światowej, eksplozję bomby atomowej w Hiroszimie i geniusz Einsteina". Dlaczego nie wspomniał, że "nieznany autor" na zakończony kilkanaście dni temu rok 2006 przewidział takie słowa klucze, jak "zagłada atomowa", "wojna światowa" i "Jaser Arafat" (zmarł 11 listopada 2004)? A z czystej ciekawości chciałbym wiedzieć, kim są cytowani "znawcy tematu". Jaki mają dorobek naukowy, w jakich instytucjach pracują.
No i trzecie źródło. Oto "skomplikowane obliczenia badaczy" mają świadczyć o tym, że Benedykt XVI jest przedostatnim papieżem. A to ma oznaczać, że wypełni się przepowiednia Malachiasza, bo "czas końca jest bliski". Zacznę od końca. Autor najwyraźniej nie rozumie, co oznacza w Świętych Pismach stwierdzenie "czas końca jest bliski". To nie podanie konkretnej daty, nie oznacza, że za 3 albo 5 lat nastąpi koniec świata. Oznacza, że człowiek powinien żyć zgodnie z bożymi nakazami, powinien wiedzieć i być do tego przygotowany, że w każdej chwili może stanąć przed Panem. A teraz pytanie. Jakie to skomplikowane obliczenia i jakich badaczy ma autor na myśli? Bez konkretów, źródeł, nazwisk i instytutów naukowych można napisać każdą bzdurę. Dziennikarz naukowy powinien o tym wiedzieć.
No i najciekawsze. Bo "do proroctw Majów, "Biblii" i Malachiasza dołączają naukowcy. A więc po kolei:
1. Prawdą jest, że obiekt 2001YB rzeczywiście zauważono w 2001 roku, ale nie jest prawdą, że "asteroida szczególnie zagrozi Ziemi w 2012 roku". Takiej informacji nie można potwierdzić w NASA, ESA czy National Space Society w Waszyngtonie (USA). To prawda, że asteroida wraca w pobliże Ziemi co 3 lata i 7 miesięcy, ale najbliżej naszej planety znalazła się 7 stycznia 2002 roku. W czasie następnego "przelotu" czyli w lipcu 2005 roku odległość pomiędzy asteroidą i Ziemią się zwiększyła. Nie ma dowodów na to, że ta tendencja nagle ulegnie zmianie.
2. Nie trzeba się także bać innej podanej w artykule asteroidy 2003QQ47. W dziesięciostopniowej skali Torino impact hazard scale (czym wyższe uszeregowanie, tym większe prawdopodobieństwo na zderzenie), szanse na kolizję wspomnianego obiektu z Ziemią oceniono na 1. W samym roku 2003 zaobserwowano cztery obiekty, które zyskały w Torino Scale uszeregowanie 1.
3. Naukowcy mieli też ustalić, że koniec świata nastąpi z powodu zlodowaceń spowodowanych zniszczeniem warstwy ozonowej przez chmury międzygalaktycznego gazu i pyłu. To zaskakujące, bo uważa się, że brak warstwy ozonowej spowodowałby gwałtowne podniesienie, a nie obniżenie temperatury. Istnieje co prawda teoria, według której zmienny strumień cząstek promieniowania kosmicznego wpływa na wariacje klimatyczne, ale czym innym są wahania klimatu a czym innym koniec świata. Sam autor artykułu pisze "Są one [chmury międzygalaktycznego gazu i pyłu - przyp. autora] [...] przyczyną przynajmniej kilku zlodowaceń i masowych wymierań na Ziemi, ponieważ wywołują katastrofalne zmiany klimatyczne". Skoro ten scenariusz już się wcześniej zdarzał a świat dalej istnieje, dlaczego teraz miałby spowodować apokalipsę? Niezbyt ścisłe jest także stwierdzenie, że za każdym razem dochodziło do "masowych wymierań". Bliższe prawdzie byłoby powiedzenie, że dochodziło do masowych migracji rośli i zwierząt.
4. Kolejny przykład. Pole magnetyczne Ziemi rzeczywiście się zmienia. Chodzi nie tylko o jego natężenie, ale także o "umiejscowienie" jego biegunów. Ale także w tym przypadku, nie jest to nic nowego. Na Ziemi wcześniej wiele razy zdarzały się tego typu wariacje. Zmiany natężenia pola pojawiają się co kilka - kilkanaście tysięcy lat. Z kolei całkowita zamiana biegunów magnetycznych (gdy biegun północny przeskakuje w miejsce południowego), czyli tzw. przebiegunowanie następuje średnio co 250 tys. lat. Nie rozumiem, dlaczego akurat zmiany, które obserwujemy teraz miałyby się zakończyć globalną katastrofą.
5. Nie ma dowodów naukowych na to, że to człowiek jest powodem globalnego ocieplenia. Są dowody prasowe, ale to chyba za mało. Nawet gdyby prawdą było, że poziom wody w ziemskich morzach i oceanach podniesie się o 1 metr, nie spowoduje to końca świata. O ile kiedykolwiek się to stanie, na pewno nie nastąpi to w ciągu 5 lat. No chyba, że chodziło o 1 cm.
6. Szczególnie interesująca jest kwestia końca świata, który miałby nastąpić z powodu kataklizmu atomowego. Ilość bojowych ładunków jądrowych systematycznie spada, a scenariusz globalnego konfliktu atomowego został zażegnany wraz z odejściem od dwubiegunowego projektu świata. Nawet jeżeli dojdzie do tragedii i jeden z ładunków jądrowych dostanie się w ręce terrorystów, a ci będą wiedzieli jak go zdetonować, nie nastąpi koniec świata.
7. Zupełnie niejasne jest dla mnie stwierdzenie: "W 2006 r. działało na świecie ponad 440 reaktorów atomowych do produkcji energii. Skutki awarii takich obiektów są groźne dla świata." O jakich groźbach mowa? Czy autor naprawdę uważa, że reaktory jądrowe mogą wybuchać jak bomby atomowe? Jeżeli tak, to serdecznie współczuję. Reaktory jądrowe są jednymi z najbezpieczniejszych konstrukcji jakie udało się człowiekowi stworzyć. To fakt naukowy (łatwy do sprawdzenia), a nie prasowy.
Na koniec autor artykułu "Za 5 lat koniec świata?" pisze: "Kalendarz Majów mówi dobitnie: świat skończy się 22 grudnia 2012 r. Oczywiście, można powiedzieć, że lud, który nie wywróżył własnej zagłady, nie mógł też przewidzieć końca całego świata. Trudniej jednak zignorować proroctwa "Biblii" i Malachiasza, a już szczególnie - czarnowidztwo naukowców".
O kalendarzu Majów, kodzie Biblii i przepowiedniach Malachiasza już pisałem. A w badaniach i wypowiedziach naukowców nie widzę żadnego czarnowidztwa. Widzę je niestety zbyt często w tym, co piszą dziennikarze. Szkoda, że tak jest, bo szczególnie dziennikarze którzy zajmują się popularyzowaniem czy relacjonowaniem osiągnięć naukowych, tak jak sami badacze powinni szczególną uwagę zwracać na wiarygodność źródeł.
Tomasz Rożek
* Tomasz Rożek jest dziennikarzem naukowym. Ma doktorat z fizyki jądrowej. Jest także wiceprezesem i sekretarzem Polskiego Stowarzyszenia Dziennikarzy Naukowych Naukowi.pl