12 lipca w odbyła się druga tura wyborów prezydenckich. O 21:00 poznaliśmy sondażowe wyniki exit poll, które wskazały, że różnica między Andrzejem Dudą a Rafałem Trzaskowski wynosi zaledwie 0,8 pkt. proc. Kolejne, bardziej dokładne sondaże late poll Ipsos dla TVP, TVN i Polsatu ukształtowały się następująco: 50,8 proc. głosów - Andrzej Duda, 49,2 proc. - Rafał Trzaskowski. Zarówno pierwszy jak i drugi sondaż utrzymują się na granicy błędu statystycznego, który wynosi 2 pkt proc. - Nic nie jest jasne. W tej sytuacji najbezpieczniejsza postawa to oczekiwanie na oficjalne wyniki Państwowej Komisji Wyborczej, bo może się okazać, że przy tak minimalnej różnicy wyniki exit poll, a nawet late poll mogą nie wskazać ostatecznego zwycięzcy - mówi w rozmowie z Interią prof. Ewa Marciniak z UW. - Chyba rzeczywiście po raz pierwszy w Polsce demokratycznej różnica między dwoma kandydatami jest poniżej jednego punktu procentowego. We wcześniejszych wyborach te różnice były większe. To oznacza, że społeczeństwo polskie jest w politycznej równowadze. Pierwsza część jest związana z jedną opcją, a druga jest przeciwko tejże opcji - wskazuje. - Trzeba powiedzieć, że ci, którzy głosowali na Rafała Trzaskowskiego, to opozycja wobec PiS, ale niekoniecznie osoby związane z PO - dodaje. - Sądziłam jednak, że tak intensywna kampania, tak ogromny wysiłek urzędującego prezydenta, przyniesie mu spektakularne zwycięstwo. Oczekiwałam, że to będzie już w tym momencie 5 pkt proc., a okazało się, że tak nie jest. Apetyt na zwycięstwo był w PiS-ie o wiele większy - uważa Marciniak. Choć, jak zastrzega, wyniki mogą jeszcze urosnąć na korzyść Andrzeja Dudy. - Bez względu na to, kto wygra te wybory, czy to będzie Trzaskowski, czy Duda, to zostanie ze świadomością, że połowa wyborców głosowała przeciwko niemu - podkreśla. Jak mówi Marciniak, prezydent będzie musiał podjąć takie działania, by ci głosujący, "którzy przegrali te wybory, nie mieli poczucia wykluczenia".