Wildstein pod sąd
Przed warszawskim sądem okręgowym zaczął się proces cywilny w sprawie tzw. listy Wildsteina, który Bronisławowi Wildsteinowi i Instytutowi Pamięci Narodowej wytoczył legnicki radny SLD. Jego nazwisko znalazło się na tej liście.
Choć nie chodziło o niego, lecz o osobę o takim samym nazwisku, radny Ryszard Kość poczuł się urażony, ponieważ wywołało to godzące w jego dobre imię komentarze innych radnych oraz urzędników. Jego zdaniem, nadszarpnęło to także zaufanie wyborców do niego.
- Ta lista zrobiła dużą krzywdę wielu ludziom. Ja doznałem szkód psychicznych. Na ulicy czy w urzędzie miasta słyszałem jak mówią o mnie "agent" lub "James Bond". Dopiero po czasie ludzie zrozumieli, że walczę o swoje dobre imię. Chcę tę sprawę doprowadzić do końca - tłumaczy Kość.
Radny domaga się przeprosin i 10 tys. zł zadośćuczynienia. Kość jest autorem witryny internetowej adresowanej do osób, które znalazły swoje imię i nazwisko na "liście Wildsteina", a nie współpracowały z tajnymi służbami PRL.
Wildstein nie stawił się dziś w sądzie. Reprezentujący go mecenas Maciej Łuczak wnioskował o oddalenie powództwa, argumentując to tym, że skoro to nie Kość, lecz inna osoba o tym nazwisku znajdowała się w zasobie katalogowym IPN, radny nie ma legitymacji do występowania w tym procesie. O oddalenie powództwa wniósł też adwokat reprezentujący IPN.
Mec. Łuczak wnioskował również o przesłuchanie podczas procesu Bronisława Wildsteina. Na pytanie o cel tego przesłuchania - skoro wnioskuje o oddalenie powództwa - mecenas odpowiedział, że chce by Wildstein opowiedział o swoich "prawdziwych motywach". - Mój klient już wielokrotnie wyjaśniał swoje postępowanie i to, że kierowane wobec niego zarzuty są bezpodstawne - powiedział.
Wildstein utrzymuje, że to nie on umieścił listę w internecie lub w jakikolwiek inny sposób ją opublikował. Katalogiem archiwalnym IPN posługiwał się zaś w swojej pracy zawodowej i w celach służbowych udostępnił ją dziennikarzom innych redakcji.
Stało się to pod koniec stycznia. Pochodząca z czytelni IPN lista katalogowa ponad 160 tys. nazwisk funkcjonariuszy i tajnych współpracowników służb specjalnych PRL oraz osób wytypowanych do współpracy (na liście były także osoby mogące być dziś pokrzywdzonymi w myśl ustawy o IPN) wkrótce znalazła się w internecie.
INTERIA.PL/RMF/PAP