Wielkanocne rajtowanie na Śląsku
Świąteczne procesje konne odbywają się w wielkanocny poniedziałek w kilku śląskich wsiach i miasteczkach. Od wielu pokoleń gospodarze objeżdżają tam pola, prosząc o urodzaj i dobre plony.
W ostatnich latach dołączają do nich entuzjaści jeździectwa, by - jak mówią - liczebnie wspomóc tradycję.
Zwyczaj konnych procesji wielkanocnych, zwany też od niemieckiego słowa reiten (jeździć) rajtowaniem, zachował się do dziś w zachodniej części woj. śląskiego, m.in. w Raciborzu-Sudole, Bieńkowicach i Pietrowicach Wielkich na ziemi raciborskiej oraz w Sternalicach na Śląsku Opolskim.
Procesja taka co roku odbywa się też w jednej z dzielnic Gliwic - Ostropie. Poruszający się trójkami orszak wyrusza tam w poniedziałkowe popołudnie. Na czele jedzie któryś z miejscowych kawalerów wiozący krzyż, za nim - ksiądz z mikrofonem i jego pomocnik z zamontownym na plecach nagłośnieniem. Dalsi jeźdźcy wiozą insygnia wielkanocne: Paschał, figurę Chrystusa Zmartwychwstałego i krzyż ze stułą.
W tym roku spod kościoła Ducha Świętego w Ostropie wyruszyło około pięćdziesięcioro jeźdźców. Gospodarze ubrani byli w odświętne stroje, na które nałożyli czarne skórzane kurtki. Przez ramię przełożyli wyplecione przez żony lub panie z parafii wieńce z borowiny, mirtu i bibułkowych kwiatów. Po zakończeniu ok. czterogodzinnej procesji kawalerowie będą starali się tak nimi rzucić, by zawisły na krzyżu misyjnym - wróży to szybki ożenek.
Jak wspominają starsi uczestnicy procesji, jeszcze w latach osiemdziesiątych jechało w niej ok. stu jeźdźców. Teraz chętnych nadal jest wielu, brakuje jednak koni. Te w większości pochodzą od gospodarzy, którzy - zdarza się - że trzymają je już tylko na tę jedną okazję. Biorący udział w procesji jeźdźcy pochodzą nie tylko z Ostropy, ale też z sąsiednich miejscowości - np. z Kozłowa, Łan i Sośnicowic.
Oprócz gospodarzy, jadących przeważnie na silnych koniach rasy śląskiej czy małopolskiej, w procesji od niedawna biorą też udział członkowie okolicznych klubów jeździeckich i stadnin na wierzchowcach rekreacyjnych i sportowych. Jak sami mówią, przyjeżdżają, by "liczebnie wspomóc tradycję". Część z nich jednak - zamiast tradycyjnych skórzanych kurtek - ma na sobie jeździeckie stroje sportowe czy występuje w konwencji westernowej.
Wielkanocne procesje konne na Śląsku ostatnio stają się atrakcją turystyczną. Przyjeżdżają je zobaczyć nie tylko Polacy, ale także turyści z pobliskich Czech oraz Niemcy, spędzający święta u rodzin na Śląsku. Poszczególne procesje nieco różnią się ceremoniałem.
Pierwszy pisany dokument, który wspomina o procesji w Ostropie, pochodzi z 1711 roku. Zwyczaj jest jednak starszy, gdyż odnotowano wówczas, że "odbywa się od niepamiętnych czasów". Podania ustne głoszą, że przywędrował prawdopodobnie w czasach kolonizacji z Bawarii. W Bieńkowicach na ziemi raciborskiej dowiedziono, że tradycja procesji sięga XIII wieku.
W Pietrowicach Wielkich, gdzie zwyczaj ma również co najmniej 300 lat, procesję prowadzi ksiądz w stroju liturgicznym. Przy dźwiękach dzwonów i orkiestry dętej jeźdźcy na paradnie przystrojonych koniach wyruszają spod kościoła parafialnego, kierując się do ponad 300-letniego pątniczego kościoła pw. św. Krzyża za wsią. Podczas nabożeństwa błagalnego przy polowym ołtarzu rolnicy proszą Zmartwychwstałego Jezusa o urodzaj.
Po nabożeństwie kawalkada objeżdża pola, które ksiądz święci. Na polnej drodze odbywa się również konny wyścig młodzieńców o pierwsze miejsce dla jeźdźca oraz tytuł najlepszego konia. Uczestnicy procesji śpiewają pieśni wielkanocne, pątnicze i maryjne. Cała trasa procesji liczy około siedmiu kilometrów.
INTERIA.PL/PAP