O odroczenie procesu wniósł pełnomocnik pozwanego Antoni Łepkowski, który argumentował, że został nim kilka dni temu i z tego powodu miał za mało czasu na zapoznanie się z aktami sprawy. - Mam nadzieję, że będzie to uczciwy proces (...) Jestem przekonany, że bez żadnych wątpliwości wykażę, że Lech był tajnym współpracownikiem i pobierał za to pieniądze. Ten proces jest mistyfikacją ze strony Lecha Wałęsy, który przecież dobrze wie, że był tajnym współpracownikiem i usiłuje okłamać publiczność - powiedział dziennikarzom b. działacz WZZ. W sądzie nieobecny był Lech Wałęsa, reprezentowała go pełnomocnik Ewelina Wolańska. Sprawa dotyczy telewizyjnej wypowiedzi Wyszkowskiego z 16 listopada 2005 r. o rzekomej agenturalnej przeszłości b. prezydenta. W tym samym dniu Wałęsa otrzymał od Instytutu Pamięci Narodowej status pokrzywdzonego. Zapowiedział wówczas, że będzie od tego momentu pozywał do sądu osoby, które nadal będą twierdzić, iż był on agentem służb specjalnych PRL. Wałęsa domaga się od Wyszkowskiego przeprosin oraz 40 tys. zł zadośćuczynienia na rzecz Szpitala Dziecięcego w Gdańsku-Oliwie. W trakcie wtorkowej rozprawy pełnomocnik Wałęsy przypomniała, że istnieje prawomocne orzeczenie Sądu Lustracyjnego z sierpnia 2000 r., że Wałęsa złożył prawdziwe oświadczenie lustracyjne, iż nie był agentem służb specjalnych PRL. Przywołała także orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego z października 2005 r. stwierdzające, że prawomocne orzeczenia Sądu Lustracyjnego mają być wiążące dla wszystkich organów państwa, w tym sądów. - Proces cywilny o ochronę dóbr osobistych nie ma żadnego związku z postępowaniem lustracyjnym - argumentował pełnomocnik Wyszkowskiego. B. działacz WZZ zapowiedział, że chce w trakcie procesu powołać na świadków m.in. b. ministrów spraw wewnętrznych oraz funkcjonariuszy SB. - Począwszy od Krzysztofa Kozłowskiego, czyli pierwszego solidarnościowego szefa UOP i ministra spraw wewnętrznych, wszyscy mieli dostęp do informacji o agenturalności Lecha Wałęsy. Ci, którzy twierdzą, że nic o tym nie wiedzą, mówią nieprawdę. Mam nadzieję, że sąd zmusi ich do mówienia prawdy, będą zeznawali pod odpowiedzialnością karną i nie będą mogli prawdy się wyprzeć - wyjaśnił.